Akcja rozgrywa się kilkanaście dni po głośnej walce kapitana Trakath z szefem Gallentyjskiego Concord'u, tydzień po przekazaniu oficerom BWC przez Wa Xing tajemniczego ładunku o kodowej nazwie "peacestations" i dosłownie godzinę po rozpoczęciu małej spontanicznej libacji pożegnalnej w korytarzach stacji Nora Buki Niestety po zmasowanym ataku na serwery BWC dane wcześniejsze zapiski zaginęły bezpowrotnie razem z adminem który, jak plotki głoszą, dostał intratne stanowisko w C0ven Imam Kaalio - gubernator dystryktu Tash-Murkon stał przed oknem swojej rezydencji i kontemplował widok na największy hub handlowy w regionie.
Można by sądzić, że widok miliardów świateł dzielnicy handlowej pomieszanych z błyskami ostrzegawczymi sygnalizatorów pojazdów kosmicznych zmierzających do stacji należącej do Kaalakiota Corporation wprawi każdego w doskonały nastrój. Nie dzisiaj jednak. Dzisiaj gubernator miał spore problemy do rozwiązania. Odwrócił się i ponurym wzrokiem zmierzył każdego z siedzących przy stole.
- Panowie, została jedna sprawa do omówienia. Omarr, co masz dla mnie w kwestii bezpieczeństwa naszych regionów, w kontekście nasilenia ataków
przez Blackwater Company?
Omarr Taar szef wywiadu Tash-Murkon bez trudu wytrzymał spojrzenie gubernatora.
- Concord nie będzie patrolował pocket'u Teshkat, Sir. Komandor tutejszej komórki ubolewa, ale twierdzi że nie ma środków na finansowanie dodatkowych patroli w rejonach low-sec.
- Zaiste, biedni są członkowie naszej społeczności! - Westchnął teatralnie człowiek w purpurowych szatach, które mimo swoich monstrualnych rozmiarów nie mogły ukryć jego olbrzymich gabarytów, tłustego karku i trzech podbródków. - Jakże byłbym rad, widząc że nie wszystko kręci się wokół pieniądza, używek i wyzysku naszych braci. - Dodał rozkładając szeroko ramiona ponad stołem.
Omarr zacisnął pięści i pobladł na twarzy. - Zaiste, Kościół Amarr'ski mógłby zacząć zmiany od siebie i wspomóc swoich braci zamiast
tracić czas na liczenie swoich dóbr. Jego wyznawcy byliby mu z pewnością wdzięczni.
Właściciel trzech podbródków - Biskup Zjednoczonego Kościoła, zwany przez wiernych Boskim Światłem, a przez bardziej sceptycznych - Złotym Wieprzem, spojrzał wściekle najpierw na Omarr'a, potem na gubernatora ale widząc że nie otrzyma wyraźnego wsparcia z jego strony usiłował puścić uwagę mimo uszu. Był niezwykle wpływowym człowiekiem, z którego zdaniem gubernator zawsze się liczył ale nie mógł się mierzyć z szefem wywiadu jednego z najbogatszych regionów Imperium.
- Omarr, proszę kontynuować. - Gubernator wzruszył ramionami, wyjątkowo niewiele robiąc sobie z wściekłości biskupa.
Szef wywiadu chrząknął i poprawił leżący przed nim holopad.
- Nie ma tego wiele ale jednak zebraliśmy kilka informacji. Przede wszystkim są mniejsi niż myśleliśmy. Dokładna ich liczba nie jest nam
znana, lecz z reguły latają we flotach po około 10-15 statków. To nas trochę zaskoczyło bo z relacji świadków wynikało że jest ich przynajmniej dwa razy tyle.
- W czym więc problem że nie można skutecznie ich wyeliminować? - gubernator potrząsnął głową z niedowierzaniem. - Przecież takie liczby
nigdy nie były dla nas problemem!
- Zgadzam się. - Spokojnie skinął głową Omarr. - Jednak tu mamy do czynienia z czymś innym, Sir. Z nową jakością że tak powiem.
Widząc konsternację na twarzy gubernatora ciągnął dalej.
- Znane są przypadki że przy równych flotach straty przeciwnika wynoszą 100% przy 10% stratach BWC - dodał.
- Jak to do cholery możliwe? Przecież to prymitywni piraci, cholera jasna! - gubernator z niedowierzaniem wpatrywał się w raporty przemykające nad stołem holograficznym.
- Nie do końca, Sir. Dyscyplina, zgranie, szybkość działania. Na bardzo wysokim poziomie. Zawsze dedykowany skaut. No i cóż, bardzo szybki FC.
Jakiś czas temu przyjęli grupę nowych członków. Bardzo aktywnych jak się okazuje, którzy po serii szkoleń stali się niebezpieczni sami w sobie, a umiejętnie dowodzeni nabierają praktyki i... Sam pan rozumie. Ciężko się przeciwstawić takiej kombinacji inaczej jak tylko liczbami. Których to liczb nie mamy, Sir.
- No dobrze. - Skrzywił się gubernator. - Jakim cudem przelatują przez hi-sec? Przecież muszą mieć w kartotekach Concord'u status piratów!
- Tak. Problem jest taki, że oficjalnie współpracują z Concord'em przy walce z oddziałami Sansha Nation, dzięki czemu...
- Jasna cholera, wiem... Cóż to za gówniane prawo tworzy ten pieprzony Senat. - Poirytowany Imam uderzył pięścią w stół. - Ale mimo tego nie
jest ich wcale tak wiele, prawda?! Znajdźmy sposób i odetnijmy ich w takim razie od zaopatrzenia! Przecież tracą w końcu jakieś statki.
- Tracą. - Skinął głową Omarr. - Ale to też jest ciekawie. Z zebranych informacji wynika kilku starszych stażem pilotów ma nie tylko
doświadczenie bojowe ale i przemysłowe. Dane świadczą że w przeszłości byli właścicielami korporacji HYPSO rezydującej w w-space. Produkcja
Tech II, pos'y, księżyce. Obawiam się że jeśli zechcą, to będą całkowicie samowystarczalni bo znają się na wszystkim niestety. No i mieszkają na takim zadupiu że ewentualna nasza karna wyprawa raczej by tam nawet nie doleciała, a nawet jeśli to mogłaby zostać na wstępie zmiażdżona przez C0ven.
- C0ven?
- Niewielki terytorialnie, a jednak bardzo sprawny militarnie sojusz zajmujący Esoterię. Posiada spore możliwości bojowe w ramach powerblock'u zwanego StainWagon który to ostatnio...
- Wystarczy. Słyszałem o tym całym gównie. - Przerwał zniecierpliwiony gubernator. - Nie możemy wobec tego znaleźć jakiejś drogi nacisku na
nich poprzez sojusz?
Omarr Taar wzruszył ramionami.
- Nie da rady. Płacą C0venowi za święty spokój. Oficjalnie to zwykłe pet'y. Dopóki płacą i nie robią im kłopotów to są w zasadzie nie do
ruszenia.
- Kurwa. - Mruknął pod nosem gubernator i spojrzał na biskupa. - Ktoś ma jakieś inne pomysły?
- Hmmm... A nie ma możliwości wprowadzenia tam naszego człowieka? - Biskup gorączkowo poszukiwał drogi mogącej zapewnić mu przychylność
gubernatora.
- O! To jest jakiś pomysł! - Przyklasnął mu Imam Kaalio.
- Z tego co się dowiedziałem to aby się do nich dostać trzeba ukończyć Akademię Kosmiczną Unseen z najwyższymi odznaczeniami. Następnie odbyć
rozmowę kwalifikacyjną i uczestniczyć przynajmniej w jednym locie bojowym aby zostać zaakceptowanym resztę członków. Nie jest wykluczone
że stosują jeszcze jakieś inne procedury o który nie wiemy. - Omarr Taar zerknął na gubernatora i widząc jego wyczekujące spojrzenie dodał. -
Owszem możemy spróbować, ale ta operacja będzie wymagała odpowiednich ludzi, czasu i pieniędzy...
Gubernator utkwił wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie w przestrzeni.
- Z tych rzeczy które wymieniłeś Omarr, to nie brakuje nam tylko jednego. - Ponuro się uśmiechnął. - Właśnie pieniędzy. I właśnie to panowie wykorzystamy. Nie będziemy tracić czasu ani energii na gównianą jedną korporację - Ciągnął dalej. - Znikną oni, pojawią się następni a my będziemy wysłuchiwać bezustannego zrzędzenia kupców, ich synów, córek i reszty tej całej hołoty która wyniosła mnie na ten stołek. Uderzymy wyżej.
- C0ven ma kilka korporacji z czego dwie całkiem spore. Myślę że możemy zaryzykować stwierdzenie że są filarami sojuszu - Omarr Taar błyskawicznie zrozumiał intencje gubernatora.
- Bardzo dobrze. Znajdź więc odpowiednio niezadowolonego człowieka z wielkimi ambicjami i odpowiednio przerośniętym ego a zaczniemy powoli proces destabilizacji tej przechowalni prymitywu. A jak nam się uda... - Gubernator zawiesił głos. - To sprzedamy tan pomysł innym regionom, sądzę że będą zachwyceni.
- I wznieśmy modlitwy do Stwórcy, którego umiłowanym narodem jest naród Amarr'ski...
- Musimy tylko znaleźć kogoś kto tak kocha pieniądze jak nasz biskup. Nie sądzę aby było to tak trudne aby wspomagać się modlitwami. - Omarr spojrzał na biskupa pogardliwie przerywając mu wzniosłą inwokację.
Imam Kaalio, już odwrócony do nich plecami zastanawiał się po jaką cholerę mu ta cała polityczna kariera. W wojsku wszystko było takie
proste.
***
Wysoki Amarrczyk szedł wolno korytarzem stacji kosmicznej Nora Buki w stronę windy prowadzącej do doków. Co kilka chwil przystawał rozglądając się po pustych korytarzach stacji jakby chcąc zachować jak najwięcej szczegółów w swojej coraz to bardziej zawodnej pamięci. Tuż przed drzwiami windy przystanął na nasłuchując uważnie. Cisza podtrzymywana brzęczącym dźwiękiem systemów stacji przerywana była co jakiś czas krzykami i wybuchami śmiechu dochodzącymi z bocznego korytarza. Zmarszczył brwi i bez wahania skierował się w tamtym kierunku.
Gallentyjczyk siedzący na rozwalonym pojemniku chwiał się niebezpiecznie wymachując butelką w jednej ręce i puszką w drugiej, z której wypadały co pewien czas bliżej nieokreślone przedmioty pochodzenia organicznego.
- A w dupie mam was wszystkich! Do kryptologów pójdę!
- Kryptologów? A kogo masz dokładniej na myśli Murlag? - Siedzący na przeciw, zdrowo już wstawionego gallentyjczyka, oficer w galowym nieco już pogniecionym mundurze BWC, spokojnie obserwował coraz większy stan upojenia adwersarza.
- Nooo jak kogo! Tych co tak dziwnie piszą, że nikt nie wie o co chodzi. - Wybełkotał Murlag i pociągnął spory łyk z butelki. - Ale słyszałem że kasy mają tam jak lodu! Rozumiecie, pławią się w luksusie!- Dodał robiąc jednocześnie kolejny zamaszysty ruch ramieniem zapewne mający na celu określenie bezmiaru kosmicznej gotówki. - Nie to co ta... biedota tutaj.
- A, ci... kryptolodzy powiadasz. - Trzeci członek małej libacji podniósł głowę jednocześnie robiąc unik przed strumieniem złocistego płynu którego coraz większe ilości znajdowały się na podłodze. - Ale do których konkretnie się wybierasz?
- Co, do których? - Murlag wybałuszył oczy co było po części spowodowane napadem czkawki pijackiej.
- No, tych kryptologów to jest sporo. - Spokojnie tłumaczył trzeci. - Możesz na ten przykład...
- Gregu, kurna, pierdu, pierdu se tam mogę! - Murlag przewrócił oczami co w domyśle miało oznaczać ubolewanie nad małą lotnością jego kompanów. - Do dronkowa pójdę!
Gregorius Decimus, były już CEO Blackwater Company pokiwał głową w udawanym zrozumieniem i rzucił w kierunku siedzącego obok oficera. - Słyszałeś Tas'eem? Do dronkowa pójdzie.
- Mhm, słyszałem. - Pokiwał głową Tas'eem pieczołowicie skręcając tubę z dużego plakatu z pamiętnej akcji anty-Sansha. - A więc
będziesz do nas minusem.
- Właśnie tak! Że co?! - Murlag spojrzał na niego półprzytomnie.
- Minusem kretynie! - Gregorius chwycił prawie pustą puszkę po peacestations i rzucił w kierunku pijanego którego tylko gwałtowny napad
czkawki uratował przed precyzyjnym pociskiem. - Że niby będziesz do nas strzelał tak?!
Murlag wybałuszył oczy i czknął potężnie.
- Ja?! W życiu! Zostanę tym, no... przedsiębiorcą.
- Przedsiębiorcą? - Gregorius pochylił się bardziej w kierunku Murlaga. - A cóż takiego będziesz tam porabiał, klepał biżuterię z tych ich dronek, tak?
Murlag spojrzał na niego z nieukrywanym podziwem.
- Właśnie tak! A ty mi będziesz ją rozprowadzał wśród tych panienek Wa Xing!- Wspiął się niezdarnie na stos kontenerów transportowych załadowanych puszkami peacestations i wymierzył w oskarżycielskim geście palec w Decimusa. - Widzisz?! Jak chcesz to umiesz kombinować! Trzeba było pokombinować trochę wcześniej to nie było by tego całego gówna! A tak to co? Wielki rozpierdol i tyle!
Tas'eem który właśnie skończył skręcać swój wynalazek spokojnie wymierzył prowizoryczną dmuchawę w kierunku rozwrzeszczanego Murlaga i załadował peacestation. Sekundę później łupina rozprysnęła się centralnie pomiędzy jego oczyma.
- Auuu! - Wrzasnął Murlag. - Do mnie strzelasz? Z raili?!
- Widzę że zabawa trwa w najlepsze, chłopaki. - Amarrczyk pojawił się jakby znikąd.
- Gaavrin! - Krzyknął Murlag z trudem ogniskując wzrok na nowo przybyłym. - Może spróbujesz tego genialnego napoju i tych pitonów co to Gregu przytargał od tej swojej tancerki?
- Peacestations baranie. I nie tancerka tylko rzeźbiarka. - Mruknął pod nosem Decimus.
- Nie Murlag, dzięki. - Gaavrin bacznie obserwował Tas'a który ukradkiem wskazywał a to na Murlag'a a to na śluzę załadunkową. - Śpieszę się bo mam umówiony transport z chłopakami z Rave. Jeśli chcesz to mogę cię podrzucić do Jita. Pogadamy po drodze o starych czasach.
- O! Bardzo dobrze. Gaav, bo ja z tymi panami tu już skończyłem. - Murlag z trudem podniósł się ze stosu skrzyń.
- Słusznie Murlag, co za dużo to niezdrowo - Gaavrin uśmiechnął się podtrzymując ledwo stojącego na nogach gallentyjczyka.
- Uważaj na tego pijaka Gaav. - roześmiał się Tas'eem.
- Taaa, najlepiej zwiąż padalca. - Dodał Gregorius.
- Słyszałeś Gaav? - Murlag zaśmiał się złośliwie. - Marzenia małych świntuszków...
- No, to na razie panowie i do zobaczenia w BZ. - Gaavrin uniósł rękę w pożegnalnym geście w stronę byłego zarządu BWC i ruszył w stronę windy.
Do pozostałej dwójki dochodziły coraz to słabsze odgłosy ciągłej czkawki Murlag'a.
- Szkoda tego żula. - Mruknął Tas'eem. - Zmarnuje się w tym dronkowie.
- Mhm... Spokojnie, wróci.
- Może i wróci. Ale chodzą pogłoski o wojnie, a kto z południa zaryzykuje i przyjmie go do jakiejkolwiek korporacji?
Gregorius pociągnął potężny łyk z butelki i zagryzł garścią peacestations.
- Tas. Wiesz że zrobimy co w naszej mocy aby syna marnotrawnego przyjąć z powrotem, jeśli będzie taka konieczność. Nieprawdaż?
- Prawdaż.
- No właśnie. - Były CEO oparł się o ścianę korytarza i utkwił wzrok w bezkresnym kosmosie. - Pięknie wygląda ten POS, nie?
- Pięknie.
***
Imam Kaalio wpatrywał się w hologram przedstawiający dane wywiadu. Pokiwał jeszcze raz z niedowierzaniem głową.
- I mówisz Omar, że on na to poszedł?
- Tak jest Sir.
- Nie chce mi się w to wierzyć.
- Ostatnie wydarzenia wskazują że będzie rozłam. Nie mamy powodu nie wierzyć naszemu... Hmmm... sprzymierzeńcowi.
- Wiesz dlaczego zawsze twierdziłem że nie do końca nadaję się na te stanowisko? - Imam ciągle wpatrywał się w holopad. - Nigdy tak naprawdę nie doceniałem siły pieniądza.
- A właśnie. - Wszedł mu w słowo Omar. - Skoro już jesteśmy przy pieniądzach i rozłamach. Blackwater Company nie będzie już spędzać nam snu z powiek.
- A dokładniej?
- Rozpadli się. - Wzruszył ramionami. - Jakieś konflikty wewnętrzne.
- No proszę. - Gubernator uśmiechnął się szeroko. - Ciągle mnie fascynuje że niekiedy wystarczy po prostu nie przeszkadzać a wszystko samo perfekcyjnie się rozwiązuje.
- Owszem, czasami tak się dzieje Sir. - Przytaknął spokojnie szef wywiadu.
- Dobrze więc. Kontynuujemy naszą operację. - Imam usiadł i podparł brodę rękoma nie próbując nawet ukrywać doskonałego humoru. - A skoro wszystko tak świetnie się układa, to przekaż naszemu przywódcy Kościoła że wezmę udział w najbliższej mszy dziękczynnej. Niech zadba o odpowiednią oprawę. Pospólstwo musi widzieć że jesteśmy z nimi, nie sądzisz?
- Oczywiście Sir.