Ja nie zaprzeczam, że troll centrala, natomiast nie chodzi o lansowanie tylko o BR, bitka ciekawa i imho byłby całkiem wartościowy. Ale skoro nie chcecie się wypowiedzieć, to trudno. Napiszę za was.
***
Dawno dawno temu, w odległej galaktyce, żyli sobie w wormholu Jaś i Małgosia. Mieszkali sobie w chatce na księżycu, nie wadzili nikomu, uprawiali sobie spokojnie sleepersów na anomalkach, ale chodziły słuchy po stacjach galentyjskich, że tak naprawdę to chowają się w owym wormholu przed płaceniem alimentów. Zarówno rząd Federacji, jak i Concord rozkładali ręce, i tak żyli sobie Jaś i Małgosia w zgodzie, miłości i dostatku.
Pewnego wieczoru przyleciał do wormhola oddział złych (chociaż honorowych) korsarzy i na widok tej zupełnie nie przystającej do EvE sielanki aż ich zatrzęsło ze wstydu i gniewu.
- Jakże to tak! - zawołał jeden z nich - Patrzcie, siedzą takie buce tutaj z tłustymi brzuchami, a dzieci w Villore płaczą z głodu! Przecież to się nie godzi!
- Jebnijmy im! - krzyknęli pozostali zgodnie.
Jak postanowili, tak też i zrobili.
Zgromadzili flotę nieliczną, ale chwalebną i w boju zaprawioną i dalej rozwalać Jasiowi chatkę. Tu jeden asteroidem rzuci, tu drugi z siege blasterów pociągnie, tam trzeci dach podpali... Chatka trzęsła się, trzęsła i w końcu rozleciała. Tego Jaś nie zdzierżył i wezwał na pomoc swoje dziatki - a trzeba wam wiedzieć, że było ich wiele, jako że Jaś z Małgosią zdecydowanie nie próżnowali podczas swojego wygnania w wormholu. Co prawda dzieci jak to dzieci - latać potrafią co najwyżej drejkiem, ale jak to mówią, w kupie siła.
I tak strzelali się przez wieczór cały - co jakiś potomek Jasia spadnie w drejku swoim, to biegiem za chatkę do szopy po nowego, i tak w kółko Macieju. Sytuacja wyglądała całkiem dobrze, bo kilku korsarzy udało się dopaść w kącie i widłami zatłuc, aż tu nagle - nieszczęście! Skończyły się w szopie drejki, rokhi i inne w połowie sfitowane statki!
- Cóż teraz poczniemy, Małgosiu? - zapytał Jaś zrozpaczonym głosem.
- Ja chcę teraz córeczkę kochanie, a najlepiej to od razu dwie - odpowiedziała Małgosia, która rozumem nigdy nie zgrzeszyła, chociaż od młodości grzechów miała co nie miara.
Na taki argument Jaś nie znalazł odpowiedzi, chociaż myślał tak mocno, że aż mu się płyn w podzie zagotował. Siedział więc biedaczek i gotował się tak w podzie swoim na twardo, patrząc na dogasające powoli resztki swojej chatki, aż te rozmyślania przerwali mu bezlitośni korsarze podując go z powrotem do hiseka. Tam już czekała na niego policja Federacji, a razem z nimi komornik z taczką pełną niezapłaconych alimentów.
Korsarze natomiast dokończyli swego dzieła zniszczenia i żyli długo i szczęśliwie.
***
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń istniejących jest przypadkowe