czesta praktyka. video jets na zywo, audio zastapione studyjnym nagraniem. tylko nie wszyscy to oznajmiaja w opisie.
Smutna praktyka polega na tzw. Lip-sync, i to nie chodzi o to, że do video z koncertu jest dodawany studyjny sound, tylko na tym, że na koncertach jest puszczana muzyka z playbacku a zespół bawi się w udawanie że to niby oni grają. Termin Lip-sync wziął się od tego, że tak śpiewać na koncertach zaczęły te wszystkie "gwiazdy" które o prawdziwej muzyce często pojęcia nie mają, a tylko śpiewają to co im podetknie ktoś, żeby było śmieszniej śpiewać tak naprawdę też nie umieją. Potem coraz więcej ludzi zaczęło. W telewizji Lip-sync jest już chyba wręcz wymogiem, mam na myśli cały materiał który jest nadawany na żywo z różnych kaw czy herbat i "festiwali".
Jest stosunkowo niewiele zespołów które tego nie robią, i to im się należy szacunek za to że nie śpiewają z playbacku. Jeżeli chcę posłuchać muzyki z "taśmy" to mogę to zrobić wygodnie w fotelu.