Kilka dni temu widziałem się ze starym znajomym ze szkoły średniej, który jest przedsiębiorcą i ma zakład produkujący coś tam. Chłop uczciwy, z głową na karku, dba o pracowników (ma ich ponad 70), nieźle płaci, żadnych śmieciówek i nawet im przedszkole przy zakładzie ufundował. Pytałem się go o ocenę tego, jak widzi zapowiedzi nowego rządu. W jego opinii, skończy sie to tym, że tak mu docisną fiskalną śrubę, że będzie musiał zwolnić 1/3 do 1/2 pracowników. Szkoda mu ludzi, że w końcu zamiast pensji dostaną po 500 zł na dzieciaka. Plus zapomogę z pomocy społecznej bo w tamtej okolicy dużych firm zbyt dużo nie ma. Według niego, już teraz ludki z fiskusa zrobili się super nadaktywni w kontrolach i szukaniu "dodatkowych dochodów podatkowych", "optymalizacji" i "wyłudzania VAT". W przyszłym roku spodziewa się pierwszy kar, potem kolejnych i jeszcze kolejnych. Kasa musi się zgadzać, a zapłacą ci, którzy ją mają.
Inny mój znajomy ze studiów, człek pracujący w Wawie w dużej instytucji finansowej, zwrócił mi uwagę na inną rzecz. Kto trzyma polskie dług, w postaci obligacji skarbowych. I jaka szybko będą rosły koszty obsługi i rolowania tego zadłużenia przy osłabianiu się złotego wobec dolara i euro oraz rosnącej rentowności polskich bondów z powodu awantury politycznej w Polsce i coraz bardziej negatywnego obrazu naszego kraju w Europie Zach. i USA. Makler w Londynie czy NY ma gdzieś nasz kraj, jak nasze papiery będą zbyt ryzykowne, to zamknie na nich pozycje i nie kupi nowych. Efekt: załamanie gospodarcze w iście greckim stylu. To podskakiwanie i wymachiwanie szabelką ze strony ludzi, którzy nie orientują się jak wygląda ekonomiczny real-politik jest tragiczne.
Aha, jak Londyn i NY przestana finansować nasz dług, to rząd będzie musiał poszukać dochodów na krajowym podwórku. Zgadnijcie kogo wówczas uderzy po kieszeni?
Ogólnie gdzieś mam to, czy rządzi PiS, PO czy inni złodzieje. Jednak PiS zachowuje się jak słoń w składzie porcelany i skutki tego będą bardzo bolesne i opłakane w skutkach. Dla każdego obywatela tego kraju. A wystarczyłoby zachować nieco umiaru, ogłady i przynajmniej udawać, że chodzi nam o coś innego niż o pchnięcie Polski w kierunku węgierskiego modelu rządów.