Nie rozumiem jak jedno może wykluczać drugie.
Osobiście uwielbiam Lema i przez lata zaczytywałem się w nim, brnąc ku "cięższej" części twórczości mistrza. Za każdym razem odkrywałem zaskoczony, jak zręcznie wzbogacona jest filozofia w nich zawarta przez gry słowne, humor i deliberacje. W książkach, które wydawały mi się wcześniej nie do przejścia. Dla przykładu, "Głos Pana" był czymś takim. Totalnym zaskoczeniem dla samego siebie.
Z drugiej strony, uwielbiam czytać Webera bo to czysta batalistyka bez żadnych aspiracji z nurtu głębokiego sf, na dodatek mocno inspirowana, równie pasjonującą literaturą marynistyczną (głównie C.S. Forester). Dwa zupełnie inne gatunki w których szukam zupełnie innych rzeczy. Nie widzę więc powodu aby budować sztuczny tron, z którego można być "ponad czymś". Swoją drogą, taką literaturę też trzeba potrafić pisać. Inaczej ginie się w tłumie, podobnej tematycznie papki, nic wspólnego z ciekawie napisaną powieścią nie mającej.
A tak na marginesie. Ciekaw jestem ile w tych wszystkich tytułach, które napisał Weber w kooperacji, jest faktycznego jego wkładu własnego, a ile drugiego autora (np w Imperium Człowieka). Bo tak kiedyś zastanawialiśmy się z kolegami czy on aby nie promuje tego własnym nazwiskiem, podpisując się na okładce, kiedy główną robotę odwala ten drugi - mniej znany.
smail na koniec, żeby nie było, że dymu szukam