Tzzzzzt tzzzzzt – dźwięk przemieszczającego się ładunku elektrycznego rozbrzmiał w ciemnym i zmarzniętym korytarzu. Po ścianie przemknęła świetlista kropla. Gruba warstwa lodu pokrywająca metalowe ściany zdaje się zaczęła rozmarzać. Po siedmiu miesiącach dryfu ogromny lotniskowiec zbliżył się do słońca na tyle, blisko, aby można było dostrzec wyraźniej kształt statku, wyłonił się z ciemności z charakterystycznym rozwidlonym kadłubem z przodu. Na prawej burcie widoczne były uszkodzenia. Przez gigantyczne jak na skale człowieka dziury, wlewało się światło głównym korytarzem w głąb statku.
Temperatura otoczenia zaczęła wzrastać na tyle by lód przeistoczył się w ciekłą wodę a ta dokonała cudu. Uszkodzony kabel układu elektrycznego przekazał za jej pośrednictwem swój ładunek do kontrolki. W pokoju nr 3042 tuz pod mostkiem głównym zabłysnęło światełko. Lekko zielonkawe, seledynowe światło wydobywało się z czegoś na kształt kokonu. Jajkowaty kształt pokryty ciemnym metalem a na górze szybka, przez która można było dostrzec obrys tego czegoś, co jest w środku. Kształt stawał się tym wyraźniejszy im z większym natężeniem był oświetlany. Po lewej stronie od „kokonu” wyraziście świecił się diodowy pasek. Trzy kolory zdecydowanie oznaczały cos i raptownie wskazywały wzrost czegoś pnąc się ku górze niczym oszalałe. Po prawej stronie oświetlony ultrafioletowym światłem widoczny był skafander kosmiczny. Ogromny przeszklony hełm i buty. Na piersi tego kosmicznego ubrania oraz z boku na hełmie widniały jednakowe znaki. Dwa przenikające się łuki w złotym kolorze.
Po 7 godzinach, gdy diodowe paski sięgnęły odpowiedniego poziomu kokon otworzył się a z jego wnętrza wypadło humanoidalne ciało oraz wylały się hektolitry galaretowatej cieczy.
Wellcome back HiddEn Q – rozległ się głos z kontrolki.
Ssij – odparł chrypliwym głosem humanoid starając się wesprzeć rozdygotanymi rękoma i postawić do pionu swoje osłabione długą śpiączką ciało. Gdzie to kurwa jest? ja pierdole! – mruczał pod nosem, gdy już powstał i zataczając się podszedł do skafandra. Szarpał jeden rękaw później drugi aż w końcu znowu upadł na podłogę. Kurwa! – machając rękoma przewrócił ciężkie buty i wtem wytoczyła się butelka. Szyderczy uśmiech pojawił się na pysku starego pirata. Powoli doczłapał się do butelki. Niczym czający się drapieżnik dopadł swoją ofiarę, spokojnie z pełnym profesjonalizmem. Ręce już mu nie drżały. Spojrzał w stronę przebijającego się od słońca światła. Blade zaćmione oko zabłysło na chwilę. Wpatrzony odkręcił butelkę i powoli, lecz jednym ciurkiem opróżnił połowę zawartości. Siedział tak bez ruchu wpatrzony w siną dal i rozmyślał… rozmyślał… kto mnie tak urządził? Hmmm… yhmm… nagle wykrzykną - Pabllo Ty tępy Chuju!
Tym sposobem witam ponownie wszystkich na centrali. Starych wyjadaczy i nowych nuubków. Mam nadzieję, że spędzę tutaj uroczą zimę wśród flejmu i jadowitego trollingu.