Eve Online > Events & Competitions

Baz'ooka VI - reaktywacja

<< < (5/15) > >>

KristofPL:
A teraz moze cos spoza uniwersum kosmicznego;] wytrwalych zapraszam do lektury:P

Janek, wesoły pogodny gosc, pracuje jako kurier w jednej z firm przewozowych. Wlasnie jechal do ostatniego klienta dla którego miał paczke, musial przejechac jeszcze przez jedno skrzyżowanie ze światłami i most, ale jak na złość zapalilo się czerwone światło. Niech ich pieklo pochlonie – powiedział sam do siebie – przeciez już dawno mieli synchronizowac te swiatla. Był wściekły ponieważ już na trzecim skrzyzowaniu z rzedu czekal na zielone światło. Jak tak dalej pojdzie to spoznie się do domu na obiad – pomyślał – a wtedy zona da mi popalic, jak ona nie lubi jak jem zimny obiad. Czego, tak miedzy nami, calkiem nie rozumiem, przeciez jeden pies czy zjem cieply obiad przez nia przygotowany, czy zjem cieply obiad odgrzany w „mikroweli”, ktory ona wczesniej przygotowala. Zielone, nareszcie!  Jego radosc nie trwala jednak dlugo, musial hamowac na srodku mostu bo jakis idiota wypadl na droge, dobrze ze kierowca samochodu jadacego za nim, nie uderzyl go w tylek. Co u licha wyprawia ten koles? – pomyślał, widzac młodego chlopaka który wrecz wskoczyl na ulice – Co on trzyma w rece? Czy to.. nie, to nie możliwe.

Pawel był normalnym facetem w średnim wieku, wlasnie wracal ze swojej nudnej pracy. Był on informatykiem w urzedzie miasta, i już powoli zaczynala mu „brzydnac” ta praca. Ciagle chodzi do „usterek”, a  to pani sekretarce nie dziala drukarka, a to drukarka nie ma tuszu, a to trzeba wymienic papier! Jakim cudem ja się tu znalazłem? – pomyślał -  skończyłem przeciez studia na polibudzie, fakt jedynie inżynierskie ale nadal to sa studia! A zajmuje się podlaczaniem drukarek do komputera i ich konfiguracja. W jego zyciu nic się nie dzieje, ciagle to samo, chodzenie z pracy do domu, i z domu do pracy. Co do rutyny, wlasnie przechodze już poraz tysieczny przez most na ul.Piotrkowskiej, i co? Wypadek, nareszcie się cos dzieje, nie wiem jeszcze co dokladnie, bo widze jedynie niezły tłumek gapiow ale jeszcze pare krokow i zobacze.. Co do cholery?!

Piotr był policjantem z drogowki, wlasnie stal w korku na ulicy Korfantego i przybliżał sie powoli do skrzyżowania z ul. Piotrkowska, konczyla mu się sluzba i marzyl tylko o tym aby dojechac do komisariatu i zostawic tam samochod.
- uwaga, do wszystkich jednostek w okolicach mostu na Piotrkowskiej, potrzebna pomoc z opanowaniem bojki która rozgrywa się na srodku jezdni – zaskrzeczal dyspozytor z komendy.
- zglasza się radiowoz 227, jadziemy na miejsce od strony ul. Korfantego. Czego można się spodziewac? – odpowiedzial za Piotra jego partner  z patrolu, Darek.
-zadnych konkretow. Jesteście blisko panowie, pospieszcie się to może uwiniecie się przed koncem służby.
- zrozumialem, już jedziemy.
Wlaczyli „koguta” i ruszyli prosta droga na most, oczywiście samochody nie chetnie zjeżdżały bo i nie mialy gdzie, na szczescie dla policjantow, nie musieli oni jechac tylko prawym pasem jezdni. Szybko zmienili pas i jadac „pod prad” szybko zmierzali do celu. Dojeżdżali do mostu gdy to się zdarzylo, wielka kula ognia uniosła się w niebo nad mostem.
- Co do cholery?! To nie mogl być wybuch, nic nie było słychać. – powiedział z przekonaniem Darek.
- Może gas się ulatnia? Daj znac centrali ze potrzebujemy wsparcia strażaków i niech miasto odlaczy gas i prad w tej dzielnicy.
- Robi się!
Janek nie wiedział co tu się dzieje, ale był pewien ze przed maska jego samochodu, stał chłopak z mieczem samurajskim w reku. Chlopak wyglądał zwyczajnie, oczywiscie procz  tego co trzymal w reku, Janek czytal kiedys o tych mieczach, były tak ostre ze potrafily przeciac wlos spadajacy bezwiednie na ostrze. Sam balby się ze odetnie sobie cos albo potnie, a ten tutaj wywijal tym mieczem jakby nigdy nic. Stal rozluźniony i patrzyl w proznie przed soba gotowy do odparcia ataku, problem polegal na tym ze tam nikogo nie było. Nagle ni z tego ni z owego odparl nie widoczny atak, a potem nastepny, odparl tak cala serie nie widocznych atakow. Odskoczyl wypuszczając miecz, zrobil kilka gestow dłońmi i zlapal miecz spowrotem nim spadl na rowne nogi. Wtedy nastąpiło cos dziwnego, nie wiadomo skad pojawily się dodatkowe cztery osoby. Nowo przybyli nie wygladali już tak zwyczajnie, nosili czarne stroje i kominiarki, wygladali jak ninja z filmow amerykańskich. Janek nie miał pojecia co się tu dzieje, ale na pewno  nic dobrego.

Widok był dosc niezwykly, Pawel stal jak w ryty, widzac pieciu ludzi walczacych na srodku 4 pasmowego mostu, przedzielonego zielenia. Kiedy Pawel przypatrzyl się dobrze sytuacji, zdal sobie sprawe ze jeden z walczacych mężczyzn jest w zwykłym codziennym ubraniu, i probuje się bronic przed 4 napastnikami ubranymi jak ninja w czarnych ciuchach i kominiarkach. Ale zaraz, zaraz.. – pomyślał patrzac oniemialy na pas zieleni przedzielajacy most – co robia te drewniane pale wystające z ziemi? Wygladaja jakby wyrosły z ziemi tylko po to by kogos przebic na wylot, ale czy to w ogole możliwe?.

Krzysiek uważał się za zwyczajnego chłopaka, konczyl wlasnie szkole srednia z mysla o pojsciu na studia. Nie był pewien na który kierunek się zapisac. Lubial często chodzic po miescie słuchając muzyki i wyobrażając sobie jakby to było gdyby.. Dzisiaj nie było inaczej, szedł ul. Piotrkowska wyobrażajac sobie, ze jest jak bohater swojej ulubionej mangi. Jest ninja potrafiącym panowac nad wszystkimi żywiołami, za pomoca energi zyciowej i gestow wykonywanych dłońmi. Lecz nikim takim nie był, był po prostu zwykłym człowiekiem nudzącym się zyciem w tym swiecie, zawsze marzyl ze będzie kims wiecej ale nie miał do tego szczescia ani odwagi. Przechodzil wlasnie przez most gdy poczul ze cos było nie tak, nie wiedział do konca co, go nie pokoi. Zauwazyl jakis ruch katem oka, odwrocil się by mu się przyjrzec i wtedy to poczul, cos kazalo mu unieść dlon i przygotowac się na uderzenie. Niewiele po tym jak wykonal gest obronny, w jego dlon uderzyla piesc, co było dosc dziwne ponieważ nikogo nie widzial, ale czul ewidentnie jakby w jego otwarta dlon walnela czyjas piesc. Znowu, bardziej poczul niz zobaczyl kopniak skierowany w jego strone, zablokowal go druga reka. Odskoczyl od „napastnika” i dokladnie przyjrzał się miejscu gdzie powinien stac jego przeciwnik, ale tam nic nie było. Znowu ten ruch, wychwycil go katem oka, znowu musial się bronic przed niewidocznym atakiem. Tym razem jednak zobaczyl również atak noga, ale nie obronil się przed nim, tylko przyjal atak na siebie, aby upewnic się czy jest prawdziwy. Był, bol jaki poczul w torsie był na pewno prawdziwy, takiego kopniaka dawno nie dostal, w zasadzie nigdy nie dostal kopniaka. Krzysiek unikal bojek, wolal uciec niż się bic, ale teraz ciekawość wziela gore, odskoczyl na bok i przygotowal się do bojki. Nie wiedział skad to wie, ale potrafil bezblednie ustawic się do walki, i miał tysiące pomysłów jak się bronic i jak atakowac. Tym razem zobaczyl cala postac, była ledwie widoczna, tak samo widoczna jak rozgrzane powietrze unoszące się nad asfaltem. Postac patrzyla na Krzyska i rzucila mu cos, zlapal to odruchowo, to był blad. Gdy tylko zorientowal się ze zlapal katane było juz za pozno, pojawila się kolejna „niewidoczna” postac i zaatakowala od razu. Tak jak poprzednio, nie wiedziec czemu wiedział dokladnie co robic, blokada, blef, atak.  Kompletnie zapomnial gdzie się znajduje, i to go prawie zgubilo, natepny atak był tak mocny ze mimo obrony impet wypchal go na ulice wprost pod nadjeżdżający samochod. Samochod na jego szczescie zdążył zahamowac, sytuacja stawala się dosc nie ciekawa, z tego co widzial po twarzach gapiow nikt poza nim nie widzial napastnikow, w tej samej chwili jak o tym pomyślał przypomnialo mu się kilka „pieczeci” które ukazuja napastnikow. Wykonal odpowiednie gesty rekoma co spowodowalo pokazanie się napastnikow, było ich czterech, a nie dwoch jak sadzil, wszyscy byli ubrani na czarno. Napastnicy gdy odkryli ze było ich juz widac, zaczeli komunikowac się miedzy soba w nieznanym Krzyskowi jezyku. Szybka wymiana zdan miedzy napastnikami dala czas Krzyskowi na wycofanie się na srodek mostu, gdzie pas zieleni przedzielal pasy jezdni, obejrzał sobie dokladnie wszystkich napastnikow. Wygladali na jakis elitarny oddzial, ale co oni tu robili? I po jaka cholere z nim walcza? – pomyślał – przeciez ja nawet do teraz nie wiedziałem jak się bic, a co dopiero władać mieczem. Sam nie mam pojecia skad ja to wiem, po prostu nachodzi mnie mysl zeby sie obronic, a moje cialo jak w transie samo znajduje odpowiednie ruchy. Czas minal, gdy tylko doszedl do pasu zieleni, jeden z napastnikow który również się na nim znajdowal, wykonal kilka gestow rekoma. Krzysiek zdołał jedynie dostrzec pare z nich ale to wystarczylo, znowu poczul ze jego cialo wie co robic, skoczyl jak najszybciej z powrotem na asfalt, w miejscu gdzie przed chwila się znajdowal „wyrosły” drewniane naostrzone pale które mialy go przebic. Zobaczyl cien na asfalcie, w tej samej chwili jego rece same zaczely formułować nastepne pieczecie, pod koniec sekwencji znakow już wiedział co to będzie. Przylozyl do ust dlon z dwoma wyprostowanymi palcami i „plunął” powietrzem które okazalo się wielka kula ognia, przeciwnik nie miał szans, znalazł się w samym srodku kuli ognia i.. zniknął.

Pawel nie wiedział co o tym myslec, wlasnie zobaczyl jak ten chłopak w cywilnych ciuchach, „wypluwa” z ust ogromna kule ognia, która pochlania jednego z napastnikow. Pochlania to chyba dobre slowo, ten człowiek po prostu się rozpłynął w powietrzu, nic po nim nie zostalo. Szybko spojrzał na sytuacje wokół siebie, ludzie zaczeli panikowac nie wiedzac co robic, uciekac czy oglądnąć „spektakl” do konca. Było słychać syreny jakiegos radiowozu. Bogu dzieki – pomyślał – nareszcie jakas pomoc, oni zrobia z tym wszystkim porządek i będę mogl potem opowiadac w pracy jak byłem swiatkiem tego calego przedstawienia.

Janek widzac wielka kule ognia „wypluwana” z ust tego młodego chłopaka stwierdzil jedno, dłużej nie ma zamiaru tutaj zostawac, ryzyko nie było tego warte. Zgasil samochod wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wyszedl z samochodu, po wyjsciu nie zastanawial się zbytnio tylko puścił się biegiem jak najdalej od tego cholernego chłopaka i jego „kolezkow”. Może nie wyglądało to bohatersko ale przynajmniej ocalil skure.

Piotr i Darek wlasnie dojechali na miejsce, to co zobaczyli przeszlo ich najśmielsze oczekiwania. Zobaczyli jakiegos młodziaka z mieczem w reku, który bronil się przed atakami dwoch napastnikow w czarnych pizamach i kominiarkach jakby byli jakimis ninja.
- Darek, zajmij się gapiami. Niech natychmiast się stąd zmywaja. – powiedział stanowczo Piotr.
- a ty? – dopytal się głupkowato Darek.
- porozmawiam sobie z naszymi dowcipnisiami – powiedział z uśmieszkiem.
- Policja! Rece do gory! Rzucic miecze na ziemie i rece za glowy.

Policja! Swietnie, tylko tego brakowalo – pomyślał Krzysiek – wyjdzie na to ze ja zacząłem ta cala bojke, ciekawe czego te czarne typki chca ode mnie? Niewazne, ja pierwszy nie zacząłem i jak na razie tylko się bronie. Ale co się stalo z tym gosciem co chciał na mnie skoczyc? Fakt ze rozpłynął się jak banka mydlana mnie przeraza. Napastnicy na moje szczescie zerknęli teraz na policjanta, co daje mi możliwość odsuniecia się od nich, ale z drugiej strony czy policja da sobie rade z mieczami przy tylu gapiach? Przeciez nie będę strzelac na takim terenie.
- Powtarzam ostatni raz! Polozcie bron na ziemi! – krzyknął policjant z coraz wieksza grozba w glosie.
- Nie strzelic nas, duzo ludzi – powiedział jeden z napastnikow lamana polszczyzna. Policjantowi na te slowa zrzedla mina, rozglądnął się dookoła jakby chciał się upewnic ze faktycznie sa tutaj ludzie. W koncu zaczal mowic cos szybko do swojego radia trzymając ciagle reke na kaburze pistoletu.
- musim skonczyc, co zaczac – powiedział tym razem drugi napastnik wyraznie kierując te slowa w moja strone. Od razu po wypowiedzeniu tych slow rzucil się na mnie z mieczem, ledwo zdołałem odbic to uderzenie, a już nastepne lecialo w moja strone od drugiego napastnika. Cala walka wydawala mi się wiecznością, atak, obrona, zmylka, podwojna zmylka, plynne przejscie z obrony do ataku i.. dylemat. Czas jakby się zatrzymal, znalazłem okazje, znalazłem okazje by zabic dwoch naraz, ale sam tracac przy tym zycie. Czy jest to gra warta swieczki? A czemu nie, przeciez mogę zginac w każdej chwili od najmniejszego mojego bledu, a ci kolesie już nie raz mi pokazali ze nie walcza dla zabawy. Podjalem decyzje, zabije ich, strace przy tym zycie ale wole taka śmierć niż inna. Jak wymyśliłem tak zrobiłem, cios – jedna śmierć, odwrocenie sie do drugiego napastnika, o pol sekundy spozniona obrona – specjalnie, drugi ma myslec ze chcem się jeszcze obronic – cios. W zasadzie były to dwa ciosy jednoczesnie zadane, i oba trafily tyle ze..

Pawel nie mogl uwierzyc wlasnym oczom, wlasnie zobaczyl jak ten chłopak zabija dwoch napastnikow niemal jednoczesnie i zostaje przebity na wylot mieczem. Napastnicy znikli jak ten który „dostal” kula ognia. Nie było po nich śladów procz samurajskiego miecza wbitego w chłopaka. Policjant który próbował rozpędzić tlum zaniechal tego, popatrzyl na swego partnera z pytaniem w oczach, ale jego partner tylko wpatrywal się w chłopaka.

Piotr nie mogl uwierzyc w to co zobaczyl, pomijając fakt ze z dwoch napastnikow nic nie zostalo, a on był bezradny jak dziecko, chłopak który walczyl z ninja po prostu się podstawil. Specjalnie przyjal cios na siebie aby wyprowadzic wlasny i zabic obu przeciwnikow naraz. Zajelo to ledwie chwile, nim się zorientowal co się stalo, a gdy to zrobil było juz po wszystkim. Nie rozumiał tego, jak taki mlody chłopak mogl walczyc z dwoma przeciwnikami naraz zamiast uciekac i ratowac zycie.

Jacek widzac ze napastnicy zniknęli podbiegl jak najszybciej do chłopaka, nie wiedział co się tu dzieje i malo go to obchodzilo.
- chlopie trzymaj się! Zaraz przyjedzie pomoc, tylko zostan ze mna, słyszysz mnie? – wrzeszczal do niego wyklepana formulke, która zasłyszał wielokrotnie w filmach.
-wszystko będzie dobrze, powiedz cos!

Krzysiek nie wiedział co się stalo, jego napastnicy rozpłynęli się w powietrzu. Ale wygral, wygral walke swojego zycia, pomimo ze stracil zycie. Ale czy na pewno je „stracil”? Jedyne co przychodzilo mu na mysl to..
- piekna walka.. – wykrztusil
- co mowisz? – dopytywal się nieznajomy który szarpal nim.
- piekna walka, piekna śmierć – powiedziawszy to, uśmiechnął się od ucha do ucha i oddal się zmeczeniu. Zamykajac oczy zobaczyl go, czwarta „niewidzialna postac” która stala nad nim, nie jak kat, a jak człowiek oddajacy honor. Zdawal się słyszeć jego cichy glos „dobra walka”, a może tylko mu się zdawalo..

P.S. to juz tez moja ostatnia praca tutaj:) sami zdecydujcie ktora lepsza

Vic Brunner:
heh... parę tygodni temu popełniłem 2 częsci opowiadanka na forum BUFU pt Dziura (trzecia zaś w trakcie pisania), jest za obszerne na konkurs (obie częsci mają po ok 50k znaków każda), ale chetnie bym je wrzucił co by się ludzie pośmieli. Niestety na cetralę jednak jest też za obszerne :P Limit znaków posta to 20000. Ciął nie będę go bo wyszłoby niezłe floodowanie postami, więc niestety się nie pochwalę :P  Ale może znajdę inny sposób to dam znać.

Xarthias:
Jak ładnie poprosisz to możemy chwilowo limit podnieść, tylko muszę wiedzieć do jakiej wartości.

Vic Brunner:
przesadziłem z tymi 50k :) Jedno ma 29k znaków, drugie ok 32k. 33k znaków wystarczy :) ładnie proszę :]

Doom:
No to jedziesz
Raz raz

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej