Kurde... 4 strony takiego fajnego wątku, a mnie w nim nie ma ? Jak ja mogłem przegapić okazję do pyskówki...
No dobra szybko się poprawiam i "parę" słów mego komentarza.
Nie przekonał mnie. Masz coś w domu, co zostało wymyślone w świecie islamskim? Pomijam kawę, pomijam pamiątki z wyprawy do egiptu. Używasz do pracy czegoś z tamtego kręgu kulturowego?
A używasz pojęcia "zero" ? Używasz cyfr arabskich ? Nie jestem pewny, czy to ich wynalazek, czy jedynie "zapożyczenie" z Chin, ale z lornetką/lunetą się z pewnością spotkałeś. Takich przykładów pewnie można by mnożyć. Nie wystarczy być wynalazcą (np. Inkom znane było koło), ale trzeba umieć pomysł wykorzystać (np. Chińczycy znali proch, ale broń palną wykorzystali dopiero europejczycy) i rozpropagować. Alchemia (i późniejsza chemia), matematyka i astronomia całymi garściami czerpie z osiągnięć sztuki i nauki muzułmańskiej. Ty swoją opinię opierasz na tym w jakiej formie i co sobą obecnie reprezentują kraje, w których te wyznanie jest obecne i dominujące, a jednocześnie zapominasz o tym, że nasza Rzeczpospolita Szlachecka była jednym z większych skupisk wyznaniowych jeśli chodzi o Islam w Europie !
Po prostu wybiórczo patrzysz na to co Tobie pasuje. W ten sposób można napiętnować dowolną religię i dowolny ustrój polityczny - dla Ciebie, co było widać w tamtej dyskusji pomiędzy ustrojem politycznym, a wyznaniem zazwyczaj widać (w wypowiedziach) znak równości, chociaż jak sam twierdzisz umiesz rozróżnić te dwie rzeczy (ale już w same wyznanie nie chcesz się zagłębiać - islam islamowi jest tak samo nierówny jak poszczególne wyznania chrześcijańskie), to czasem z postów wybija hipokryzja.
IMO obecność religii w dziejach jest czymś naturalnym. Religia (jako wiara - nie zbiór rytuałów) jest odpowiedzią na pewną ogólnoludzką potrzebę (odpowiada na pytania: skąd? po co? dlaczego?). Może o tym świadczyć wszechobecność religii w rozwijających się niezależnie od siebie kulturach na terenie całego świata, jak i sam rozwój religii. Sacrum staje się coraz dalsze od człowieka, od totemizmu do bóstwa metafizycznego w miarę coraz lepszego poznawania świata.
Chrześcijańscy misjonarze w średniowieczu też "obalali bałwany pogańskie" - na zasadzie "patrzcie, to drzewo to nie bóg, można je zniszczyć i świat nadal istnieje".
Kwestią dyskusyjną jest chyba coś innego - czy człowiek na pewnym etapie rozwoju kulturowego powinien "pozbyć się" religii - jako balastu, zabobonu z przeszłości?
Złośliwi przeciwnicy takiego stanowiska odpowiedzieliby chyba, że można tylko zastąpić jedno bóstwo drugim (np. wiarę w chrześcijańskiego Boga wiarą w potęgę rozumu ludzkiego, lub rozumu ludzkości).
Nie traktuj tego jako kontrę, a raczej jako uzupełnienie z mojej strony.
Człowiek jest tak już skonstruowany, że potrzebuje w coś wierzyć. To czy to będzie wiara w siłę wyższą, czy wyższość umysłu jedynie określa to czy żyjemy dla idei, nadziei, czy też może w końcu jesteśmy pozbawieni złudzeń i pesymistyczni. Wg mnie nie można się pozbyć "balastu", bo o ile jednostkowo jest to możliwe, to wciąż będą masy ludzkie, które traktowane grupowo będą w coś wierzyć, choćby to miałaby być wiara w swoich przywódców.
Pomiędzy agnostykiem, a ateistą jest różnica, taka mniej więcej jak pomiędzy katolikiem i protestantem.
Tylko w tym kręgu cywilizacyjnym, który przez długi czas był niemal w całości chrześcijański (po rzymsku), rozwinęła się (powoli) idea rozdziału władzy świeckiej od religijnej (w ciemnym średniowieczu właśnie ).
Nie tylko. Popatrz na Chiny (starożytne), gdzie boskość cesarska została wymyślona przez warstwę urzędników dworskich, którzy przecież byli świadomi nieboskości cesarza, a która była używana jako środek podtrzymujący status quo.
Jakakolwiek -kracja z gruntu rzeczy jest systemem zamkniętym w mniejszym lub większym stopniu i nie ma znaczenia czy mowa o demokracji, czy technokracji, czy w końcu teokracji. Zamknięta choćby z tego powodu, że w każdym z tych systemów jest grupa ludzi wyjęta z rozdziału władzy (w demokracji, to wszyscy pozbawieni praw obywatelskich, w teo- i technokracji - warstwy społeczne i wynikające z nich uprawnienia we władzy). Wiara nie ma tu nic do rzeczy, ale jest i może być wykorzystywana jako środek do kontroli społecznej.
Z czysto naukowego punktu widzenia jak dla mnie z religii nie mozna zrezygnowac. Nie trzeba wcale udowadniac istnienia boga , wystarczy nieumiejetnosc udowodnienia jego nieistnienia przez co zawsze pozostanie tylko kwestia wiary. Chyba ze mamy zamiar cofac sie do sredniowiecza gdzie uwazano ze ziemia jest plaska tylko dlatego ze nikt nie widzial ze jest okragla.
Wiara ze swojej definicji nie wymaga dowodów.
Zeby jednoznacznie wyeliminowac religie z zycia trzeba by posiasc kompletna wiedze na temat otaczajacego nas wszechswiata , w prypadku clzowieka wiedza na temat jakiegos zjawiska zawsze prowadzi w koncu do umiejetnosci jego kontroli co teoretycznie daje czlowiekowi do reki 2 najwazniejsze atrybuty boskosci, wiedze absolutna i wladze absolutna. Imo wiedza absolutna prawdopodobnie jest dla ludzi nie do osiagniecia, predzej w sposob mniej lub bardziej naturalny wyginiemy niz uda nam sie pojac wszystkie zjawiska jakie zachodza w calym wszechswiecie i poza nim zrozumiec.
Władza absolutna korumpuje absolutnie. Wiedza absolutna nie istnieje w odróżnieniu od absolutnej głupoty.