Mam mieszane uczucia co do tej całej wojny o północ.
Z jednej strony to zmasowana akcja i znaczące wydarzenie które przejdzie do historii EVE. Starcia ogromnych flot, wygrane, porażki...
Z drugiej jednak strony mam wątpliwości co do sensowności prowadzenia tego typu działań, zważywszy na warunki w jakich są prowadzone. Mówiąc zwięźle - EVE nie jest przygotowana na wielkie wojny i starcia tak dużych flot. Miałem okazję brać udział w walkach "o północ" po stronie NC. Jest się we wielkiej flocie - super - świetny widok, kula złomu unosząca się w przestrzeni. Kiedy jednak taka kula złomu ma wykonać jakiś ruch wszystko się komplikuje. Sprowadza się to do tego, że FC prowadzi flotę tak, aby lag i ładowanie grida był jego sprzymierzeńcem, lub nawet walka prowadzona jest z nimi a nie z docelowym przeciwnikiem (czyt. post Casa o ratowaniu capitali przed DC).
Prawda jest taka moi drodzy, że wyniki walk stają się losowe. Nie liczą już się umiejętności pilotów, nie liczą się statki, ale to, kto ma załadowanego grida. Nie jest problemem rozniesienie w pył potencjalnie silniejszego przeciwnika, jeżeli ten wlatuje do przepełnionego systemu. Cała zabawa polega na niszczeniu tego czemu uda się pojawić w systemie. Nie piszę tego myśląc o jakiejkolwiek bitwie stoczonej ostatnimi czasy, wygraną przez IT czy NC - obojętnie.
Konkluzją z tego wywodu jest stwierdzenie, że obojętnie kto umownie tą wojnę wygra, IT czy NC, prawdziwym zwycięzcą i tak będzie LAG ALLMIGHTY.
p.s. miejmy nadzieję, że ostatnie testy na sisi poprawią coś w tym względzie.