Eve Online > Events & Competitions

Baz'ooka V - komiks+text

<< < (27/28) > >>

MightyBaz:
jeden tekst tylko?

Aenyeweddien:

--- Cytat: Mighty Baz w Grudzień 17, 2009, 11:28:29 ---jeden tekst tylko?

--- Koniec cytatu ---

Na mnie nie licz juz dzis wiedze ze do lutego jestem w plecy totalnie z czasem

Mooneye:
Ja może z mojej strony zdarzę coś wrzucić.  :coolsmiley:

hakatu:
W styczniu kompletnie nie będę miał czasu na pisanie, więc wygrzebałem kawałek opowiadania, który napisałem jeszcze w liceum. Proszę się nie śmiać i mieć przy czytaniu na uwadze, że było to tworzone około 8 lat temu pod wpływem chwili. Tyle słowem wstępu....

Najgorsze było czekanie. Nienawidził siedzieć bezczynnie. Poprawił ułożenie pasków mocujących kombinezon i rozejrzał się. Wszystko wyglądało tak samo jak godzinę temu. Ciemność czasami rozjaśniały odległe wybuchy, ale były one coraz rzadsze. Bitwa była już prawdopodobnie wygrana, ale tak jak wszyscy w pomieszczeniu zastanawiał się, kto kogo pokonał. Tselończycy rzucili wszystko czym dysponowali. Jednak Berdo było jedną wielką fortyfikacją, a Sędzia zdążył pewnie ściągnąć pomocnicze legiony z okolicznych fortów. Bitwa trwała już prawie dwa dni, a oni od samego początku tkwili w tym bunkrze. Rozkaz był jasny. Mieli czekać na komunikat z Saratogi, ale przekaźnik cały czas milczał. Usadowił się wygodniej w koszu i przeładował sztucer. Tak, najgorsze było czekanie. Nawet te warty były bezcelowe. I tak nikt na planecie nie wiedział o ich obecności. Rebelianci nie mieli wystarczająco zaawansowanego sprzętu, żeby to wykryć. Sędzia natomiast był zajęty tłumieniem powstania, a i tak jedyna stacja nasłuchowa, która mogła ich wykryć, była po drugiej stronie globu. Mieli się nie ujawniać, więc czekali.

   Prezentował się okazale. Prawie dwa metry wzrostu, krótko przystrzyżone, czarne włosy i taka sama broda. Prosty, granatowy uniform. Żadnych udziwnień i oznak rangi. Jedyną ozdobą był pierścień Dominium na prawym ramieniu, w którego środku znajdowała się rycina przedstawiająca orła. Twardym, stalowoszarym wzrokiem obserwował swych podkomendnych. Wiedział, że są to najlepsi w całej flocie, w końcu sam ich wyselekcjonował i wyszkolił. Wiedział, że bez słowa wykonają każdy jego rozkaz. Wiedział, że samotnie są bezradni, ale razem stanowią niebywałą potęgę. On to wiedział, ale oni jeszcze nie. Nadal wśród załogi zdarzały się konflikty. Lekarze i obserwatorzy przydzieleni przez Dominium twierdzili, że to kwestia czasu. Minęło zbyt niewiele czasu. On jednak wiedział, że nie o to chodzi. Prawdziwe więzy powstają tylko w podczas walki. Prawdziwie komuś można zaufać tylko wtedy, gdy razem przechodzi się przez piekło. Tylko więzy krwi są nierozerwalne. On to wiedział, oni jeszcze nie, ale się dowiedzą. Szybko. Szybciej, niż się spodziewają.
  — Komandorze, wroga flota zajmuje pozycję.  — Odezwał się młody oficer siedzący obok.
Pokiwał lekko głową. Jego adiutant był młodym oficerem. Dopiero co ukończył akademie. Nie znał go dobrze, ale jak na razie sprawował się bez zarzutów. Nie lubił takich młokosów. Zawsze były z nimi jakieś problemy. Chcieli się wykazać. Byli brawurowi, ale brakowało im rozsądku. Jednak przyjęcie go na adiutanta było jednym z wymogów senatorów Dominium. Nie sprzeciwiał się.
  — Nawigator. Szeroki, pasywny skan sektorów 1 do 8. Łącznościowiec. Maskowanie drugiego stopnia, zero komunikacji. Oficer taktyczny. Alarm 4 stopnia, przekierować 30% mocy reaktora do generatorów. — Zaczyna się. Mały, zwrotny, ale przestarzały krążownik i świetnie wyszkolona załoga pod jego dowództwem przeciwko flocie o nieznanej liczebności i sile. Łatwo go nie dostaną. Na jego twarzy pojawił sie szyderczy uśmiech.
  — Raport.
  — Sektory 1 do 4 puste, w 5 i 6 wykryto lekkie zakłócenia przestrzeni. Prawdopodobnie korwety o napędzie grawitacyjnym. Sektor 7 pusty. W sektorze 8 wykryto pasmo radiacyjne charakterystyczne dla gigatonowców o reaktorach fuzyjnych.
Chwilę przeglądał mapę układu na holoprojektorze.
  — Alarm stopnia 3, rekatory na 75% mocy. Kurs 5:21, wznoszenie 5, punkt odniesienia pulsar T-Z-1. Wyłączyć napęd główny, przechodzimy w tryb utajnienia.
Dla kogoś z zewnątrz, kto dysponowałby tylko standardowymi czujnikami, krążownik nagle zniknął. Przestał istnieć, a raczej, według SI analizującego dane, nigdy nie istniał. Poprzednie odczyty były błędne. Dla kogoś, kto mógł wykorzystać optykę, krążownik wleciał do wnętrza asteroidy, jednak planetoidy tej nigdy nie było. Technika ta była jednak bardzo prosta. Wyłączenie napędu głównego uniemożliwiało wyśledzenie i określenie wielkości jednostki. Statek nie emitował żadnego promieniowania, a zachowanie ciszy nadawczej zapewniało ochronę przed skanerami, które miały wykrywać światło laserów komunikacyjnych. Ostatnim etapem maskowania, było ukrycie jednostki w holoprojekcji asteroidy, która następnie zostawała zastąpiona rzeczywistym maskowaniem – plastyczną, uformowaną w losowe kształty masą, która była wypychana poprzez pory kadłuba. Całość z dalek wyglądała jak mały meteor. Komandor sam wymyślił tą taktykę i był z niej dumny. Zastosował ją już kilka razy w różnych sytuacjach. Zawsze skutkowała, gdyż nigdy nie była dokładnie taka sama.
  — Wysłać ducha do sektorów 5 i 6, pasywne nasłuchiwanie z sektora 8.  — Był gotowy. Teraz musiał poznać przeciwnika, chciał dowiedzieć się jak najwięcej, zanim rozpocznie walkę. Informacja jest jednak najpotężniejszą bronią.

   Do wnętrza bunkra docierały ciche echa wybuchów. Mieli nad sobą ponad 200 metrów betonu, stali kompozytowej i ziemi, ale i tak drżenie było wyczuwalne. Nie docenili Sędziego. Okazało się, że najprawdopodobniej po pokonaniu atakujących Tselończyków zebrał pozostałe oddziały i wyruszył sprawdzić prawdziwość raportu otrzymanego ze stacji nasłuchowej. Wszystko nastąpiło błyskawicznie, jednak i tak o wiele za wolno jak dla nich. Pierwsze pociski dostrzeżono o 22:00 czasu 24 godzinnego obowiązującego na Lotosie. Minutę później, pociski zbliżyły się na odległość 200 kilometrów, jednak cała obsada bunkra była już wewnątrz. Byli doskonale wyszkoleni. Kilka sekund później zostały wystrzelone rakiety przechwytujące, a schron otoczono kopułą pola ochronnego. O 22:02 pociski agresora zniszczono w odległości 100 kilometrów, a w kierunku Saratogi został wysłany komunikat o ataku. Rozpoczęła się realizacja planu awaryjnego. Oddział miał pozostać w bunkrze do momentu otrzymania rozkazów dowództwa lub, jeśli wróg przedrze się do wnętrza, odpowiedzieć kontruderzeniem i przebić się do pojazdów ewakuacyjnych. Pierwotnie mieli wykonać kilka szybkich ataków z zaskoczenia i upozorować napaści Tselończyków, jedna teraz, gdy zostali już wykryci, realizacja planu nie miała sensu. Wybuchy stawały się coraz głośniejsze. Sędzia musiał sprowadzić zgniatacze. Aż się skrzywił na myśl o tych wielkich, kilkunastu-tonowych karykaturach pająka. Sześć nóg i centralny korpus, który w większości  wypełniało potężne wiertło fuzyjne. Maszyna pierwotnie stworzona jako serwomechanizm wspomagający górników w systemie Hatak szybko znalazła jednak inne, mniej pokojowe zastosowanie. Okazało się, że wiertło może z równym powodzeniem kruszyć pancerze fortyfikacji co tytanowe sklepienia jaskiń. Pajęczaki, gdyż tak je nazywano, nie były jednak wykorzystywane tak często jak się spodziewano. Wielu dowódców wolało użyć taktycznych ładunków termojądrowych, niż czekać na powolnego niszczyciela. Do stosowanej taktyki nie zrażał ich nawet fakt, że po wybuchu bunkier nie nadawał się najczęściej do ponownego użycia. Dlatego też oddział ucieszył fakt, że Sędzia używa robotów, a nie bomb. Mieli jeszcze jakieś 5 godzin spokoju, a potem kolejne 10, jeśli sędzia sprowadził tylko jednego niszczyciela. Pod pierwszym polem ochronnym, które i tak samo w sobie było wystarczająco silne by wchłonąć większość energii kinetycznej pocisków wroga, znajdował się eksperymentalny deflektor. Nowe cudo opracowane w laboratoriach Dominium miało ponoć nie tyle zaabsorbować energię wrogiej broni, co odbić ją do źródła emisji. To była teoria, gdyż w praktyce wynalazek był testowany tylko w warunkach laboratoryjnych. Dowództwo jednak stwierdziło, że jednym z zadań ich oddziału będzie przetestowanie nowej technologii. Nie był z tego rad. Nikt w drużynie nie był. Nie cierpieli pokładać własnego życia w nieprzetestowane gadżety. Jednak rozkaz to rozkaz. Stawiając więc obronę, zgodnie z zaleceniami techników umieścili tuż pod pierwszą tarczą pochłaniacz deflektora. Popatrzył na łącznościowca, który niemym kiwnięciem odpowiedział na pytanie dowódcy. Oby nie musieli sprawdzać skuteczności nowej technologi. Oby Saratoga przesłała rozkazy.

   — W sektorze 5 wykryto 2 korwety i jeden gigatonowiec. Okręt identyfikuje się jako transporter kolonialny. Korwety lecą w szyku eskortowym. Przyznany stopień zagrożenia 2. W sektorze 6 wykryto 4 korwety rakietowe Dominium i 4 jednostki tej samej klasy ale w konstrukcji kolonistów. Przyznany stopień zagrożenia 3. Nasłuch sektora 8 wykrył prawdopodobnie 10 lub 12 jednostek o napędzie fuzyjnym. Prawdopodobnie, sądząc po zakłóceniach grawitacji, krążowniki typu II. Przyznany stopień zagrożenia 5... — Odczytywał raport adiutant. Komandor zacisnął dłonie. Krążowniki, korwety i gigatownowiec, który może być transporterem, ale nie musi. Najwłaściwszym rozwiązaniem byłoby przeskanowanie 8 sektora i określenia rzeczywistej ilości okrętów i ich uzbrojenia. Jednak metod opisanych w podręczniku akademii dawno nie wykonywał i dzięki temu jeszcze żył. Stalowoszare oczy wpatrywały się w holoprojektor.
   — Korekcja kursu. Wektor końcowy na przestrzeń pomiędzy sektorami 5 i 6. Pełna gotowość obu eskadr. Uzbroić głowice i wieżyczki. Rozpocząć ładowanie miotaczy. — Przymknął na chwilę oczy. Nie potrafił zrozumieć co jest właściwym celem tych manewrów. Co chce udowodnić lub osiągnąć senat. Zacisnął pięści i raptownie sie wyprostował. — Korekta kursu. Krótki impuls, ścieżka na przechwycenie transportowca. Pełna moc absorberów. — Mostek rozświetlała jedynie nikła poświata ekranów. Wszyscy byli maksymalnie skupieni. Nikt się nie odzywał. Załoga ufała i wierzyła swemu dowódcy. W końcu był przecież legendą. Na dodatek legendą, która jeszcze żyła i miała się całkiem dobrze.

   Załoga transportera dostrzegła meteor już w momencie jego wejścia w przestrzeń sektora 5. Nagłą zmianę kursu komputery pokładowe wytłumaczyły zakrzywieniami grawitacji wytworzonymi przez pobliską flotę, więc nikt nie zwrócił większej uwagi na to zdarzenie. Gdy nawigator potwierdził kurs kolizyjny podjęto standardowe środki bezpieczeństwa. Podniesiona została osłona pierwszego stopnia, a dziobowy laser górniczy namierzył cel. W momencie gdy odległość wyniosła 10km rozpoczęto ostrzał w celu rozbicia planetoidy na drobniejsze fragmenty, które miały następnie zostać wyłapane przez osłonę. Zainteresowanie załogi wzbudziło dopiero dziwne zachowanie obiektów, które początkowo uznano za fragmenty odłupane z meteoru. Grupa drobnych, początkowo bezładnie przemieszczających się obiektów, nagle wystrzeliła z ogromną prędkością w stronę obu korwet. Przez pierwsze kilka sekund nadal nikt nie wiedział co się dzieje. Dopiero gdy komputer pokładowy zameldował o napędzie fuzyjnym, w które najprawdopodobniej były wyposażone owe zjawiska, dowódca transportowca zaczął wydawać rozkazy. Jednak było już za późno. Dwie eskadry idealnie wykonały manewr. Trafienie lancami jonowmi w niczego nie spodziewające się korwety, sparaliżowało całkowicie pokładową elektronikę. Zazwyczaj broni tej nikt nie używał, gdyż była zatrzymywana przez najsłabsze osłony. Jednak jeśli jednostka nie zdążyła takowych podnieść wtedy spustoszenia były ogromne. Dwanaście myśliwców wykonało nawrót. Umiejętności pilotów były imponujące, jednak jakoś nikt ich nie podziwiał. Obie eskadry skierowały się w stronę transportera. Cały manewr trwał kilkanaście sekund.... c.d.n... (może ;)

MightyBaz:
niestety wpłynęło tylko jedno opowiadanie w grudniu, dlatego nie będzie konkursu za grudzień. Przykro mi.  :'(

Ogłaszam, że bazooka V zostaje zamknięta.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej