Eve Online > Dyskusje ogólne
EvE a RPG
rafaello:
erpegowac w eve siem da na pewno :)
dla mnie samo eve jest rpg - to nie real :)
odgrywam swoja role jak by nie patrzec..
szkoda ze jest tak nie wiele korpow aliancow rpg..
najgorsze jest to ze eve zmienia sie corac bardziej w nie rpg kierunku ... wbrew staraniom devow
moje rpg w eve zalezy glownie odemnie - jak chce to wcielam sie w rafaello cruel ... i czy to wykonuje misje czy bije wroga czy robie coklolwiek innego mam swoja historie - to mnie cieszy
jakkolwiek nadrzedna nieerpegowa sytuacja w eve wymaga tego zeby miec ja na oku :coolsmiley:
Ellaine:
To kwestia starych graczy.
Starzy gracze z czasem wiedza coraz wiecej o poza-growych elementach wplywajacych na gre. Jak lag, bugi, handel isk.
Kiedy te rzeczy (uzywane przez swoich lub wrogow) staja sie kluczowa czescia gry, ciezko o wczuwanie sie w postac. Tak samo kiedy jedna ze stron okazuja sie Ruscy, Chinscy farmerzy, skorumpowanie Devowie, nierozgarniete nastolatki itp.
Z czasem z odczuc "uooo, lece statkiem w kosmosie" stary gracz percepuje rzeczywistosc w ktorej duzo roznych ludzi spedza swoj wolny czas laczac sie z serwerami gry w Londynie. Zawieszenie niewiary zdycha, zaczynasz bawić się abstraktem.
To samo dzieje się z prawdziwymi RPG, po latach regularnego grania, zmiennymi Twojego swiata staje sie charakter i zwyczaje graczy, mechanika i postrzegana z boku konstrukcja literacka historii zamiast wewnatrzgrowej wiedzy o trollach i smokach i wczucia w swoja postac.
Nawet jesli starasz sie RPGowac i Ci wychodzi, z roku na rok robisz to coraz bardziej na chlodno.
Przynajmniej ma tak statystyczny lepek.
rafaello:
dobrze ze nie jestem statystyczny a tym bardziej lepek :knuppel2:
MightyBaz:
RPG MODE ON - plik konkursowy nr 3 - nie wiem gdzie to wpisac wiec tutaj
black market
Znowu trafiłem do tej ohydnej stacji pełnej dziwek, gejów i ich alfonsów. Świat okrutny w swojej wymowie, ciągle zmieniający oblicze fortuny. Lądowanie na autopilocie jest jak szybka toaleta przed następnym razem...nawet nie wiesz kiedy i jest po wszystkim.
Otworzyłem oczy, opary czy tez kłęby pary waliły prostu w stojący nieopodal statek klasy crusader. Lubię interceptory, są jak niewinne dziewice, można na nie popatrzeć na scanerze, ale trudno je złapać i poczuć.
Koniec rozmyślań, trzeba ruszyć dupę i zalać ten koszmarnie nudny dzień w imię nieżyjącego Imperatora. Cóż i tak miałem szczęście, jako niewolnik mogłem liczyć tylko na słowną chłostę mojego Pana i władcy. Nie trafiłem na złego człowieka, tylko na Amarra. Lepsze to niż praca w kopalni w głębokiej przestrzeni. Pieprzone amarskie bydlaki, wiedzą jak utrzymać takich jak ja w ryzach. Nie mam żadnej szansy na ucieczkę, wystarczy wysłać w eter sygnał, i koniec. Niewolnik nie może mieć klona...tylko jego Pan ma do niego dostęp. Nah..co za życie...chyba pójdę w końcu i zerżnę znowu tą Joan Arc, świetne dupsko, wie co i jak, jedyna mi bliska osoba, która zawsze jest dla mnie miła.
Ale muszę jeszcze skończyć misje , którą zlecił mi mój Pan, dostarczenie przesyłki do doku 43 na stacji. Kiedy niosłem ją, już widziałem oczami wyobraźni jak idziemy w bój z Joan Arc.
Dochodząc do nr 43, nagle ujrzałem jak niewysoki galleantyjczyk poufale poklepuje jakiegoś kolesia w kombinezonie CONCORDu. Zwolniłem kroku, coś wisiało w powietrzu...znałem to uczucie...nagle błysk oślepił mnie na moment. Po chwili, kiedy oczy przyzwyczaiły sie do otoczenia...zamarłem...mój odbiorca przesyłki i ten mundurowy, leżeli jeden na drugim jak w gejowskim dramacie. O..nie , uderzenie gorąca pozbawiło mnie czucia w nogach...upadłem jak worek zgniłych owoców morza. Kątem oka widziałem swoje stopy, leżące daleko ode mnie...Przechyliłem głowę, czując że zaraz zwrócę swemu Panu jego dzisiejszy poczęstunek. Dwóch drabów, Khanidów, podeszło do mnie mamrocząc między sobą o jakiś boosterach. Jeden z nich pieszczotliwie machnął blasterem po moim ramieniu. Przesyłka poturlała sie w stronę drugiego draba, razem z moją dłonią. Ten drugi rozdziawił usta i sepleniąc do mnie - i co kurduplu, czarny rynek to nie dla amarkow - rechot zrównał sie z błyskiem blastera...
ciąg dalszy nie nastąpi ze względu na niedostepnośc klona
Triss:
Pierwsze chwile...
Tuż po ukończeniu akademii, posiadając sporo czasu jeszcze wolnego, udałam się w okolice cesarstwa Amarskiego, by spotkać tam moje rodzeństwo, jako iż byłam najstarsza a co za tym idzie posiadałam największą wiedzę a przynajmniej podstawy, nie obyło się bez wielogodzinnego zadawania różnych pytań, czółam się jak bym była na jakimś przesłuchaniu, najczęściej o tematyce wojskowej czyli bronie, statki, najmłodszy zaś dla odmiany sprawdzał moją wiedzę z górnictwa i sprzętu do niego potrzebnego.
Po rodzinnym przywitaniu rozpoczęła się burza mózgów, z której nie wiele wynikało jedynie co udało mi się wywnioskować to iż, Hebius marzy o posiadaniu potężnego statku bojowego a jeszcze większy problem to w co go uzbroić, Nefree równie szybko zmieniała swoje poglądy co salwy z wyrzutni rakietowych na temat " kim zostać..." , zaś najmłodszy doskonale wiedział kim by chciał zostać, jedynie co go trapiło to byle by nie mało zarabiać.
By zakończyć te debaty rzuciłam hasło, czy może udamy się na wspólne przeszukiwanie pasów asteroidów w poszukiwaniu co lepszych kruszców do wykopania, spotkałam się z szybką aprobatą i poszliśmy przyszykować swoje statki... po paru godzinach nadal orbitowałam swoją Fregatą obok stacji gdyż a to jeden nie miał działek do kopania inny cargo, znowusz kolejny po nową fregatę poleciał, gdzie w między czasie wysłuchiwałem kłótni rodzeństwa.. "czemu to mój ma mniej pojemności a twój więcej"
W duchu się nawet cieszyłam, że nie nakłaniałam ich na jakiś kompleks, bo przygotowania bojowe zdecydowanie więcej czasu im by zabrało.
Wyruszyliśmy późną porą, jednak kopanie uwieńczone zostało sukcesem a co za tym idzie, sporą dawką humoru.
Mimo iż czasami jestem zmęczona pomocą, wyjaśnianiem czy nauką ,uwielbiam z rodzeństwem przebywać bo mimo wszystko nudzić się z nimi nie da,
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej