102
« dnia: Wrzesień 25, 2017, 20:31:22 »
Postanowiłem napisać mały battleraport ze zlotu, ale nie mam zamiaru pisać tu o tym kto zaliczył loosa i obudził się rano z kacem w klonowni. Wiecie, jak to na imprezie, ktoś wpadł do rzeki, ktoś zleciał ze schodów. Dzień jak codzień. O tym pewnie jeszcze przeczytacie gdzie indziej.
Nie będę też pisał, kto ile zaliczył killmarków, no może napiszę o jednej osobie, Old Piosallu, który nazbierał ich ponad 60. Po jednym za każdą osobę, która oderwała się na ten jeden weekend od komputera i przyjechała. Ogromny szacun za tytaniczny wysiłek włożony w organizację tej imprezy. Bo trzeba to powiedzieć jasno, nikt nigdy w historii polskiej społeczności graczy eve tak dużej imprezy dla graczy nie zrobił.
W tej liczbie było trochę "altów", trochę znajomych, którzy nie grają w EVE, ale jednak większość to gracze. Było to słychać na każdym kroku. Nie tylko w tematach rozmów, czy sytuacyjnym humorze wykorzystującym evkowy slang. Z zeszłego roku pamiętam komentarz o żonie, która trzymała męża “na scramblu”. W tym roku jeden chłopak “respawnował” się kilka razy w ciągu dnia.
Było słychać, że dookoła są gracze EVE głównie dlatego, że ich głosy znałem z team speaka. Fajne uczucie. Z częścią ludzi spotkałem się już rok temu, ale w tym udało mi się spotkać z kolejnymi ludźmi, z którymi gram na codzień, ale też z takimi których w grze spotykam rzadko, z niektórymi, z którymi nie latałem od 8 lat.
Ogólnie ten zlot był dla mnie okazją, nie tylko żeby wspólnie poimprezować, ale też żeby w inny sposób spojrzeć na EVE i na jej graczy.
Komu z was zdarzyło się na przykład “grać w EVE” nie logując do gry? Czy to spędzając czas w Pyfie, czy to jako forum warrior, albo tylko siedząc na komsach? EVE jest taką grą, że można w nią grać, nie grając w EVE. I tym właśnie trochę był ten zlot, był cało weekendową sesją gry, w środku lasu, na brzegu jeziora, bez komputerów i z bardzo mizernym dostępem do neta, ale jednak to EVE krążyło wokół nas.
EVE to gra, która zostaje z nami na zawsze. Nie ważne czy grałeś kilka miesięcy, czy kilka lat. Gdy raz wejdziesz w ten świat, już nigdy z niego nie wyjdziesz. Odzwierciedlała to liczba osób na zlocie, którzy od miesięcy, albo i od lat nie logowali do eve, ale pasja do tego świata została w nich tak samo silna. Jak słuchało się niektórych, aż ciężko było uwierzyć, że nie grają, chociaż, może mają gdzieś jakieś alty… ?
Można było trochę powspominać, trochę poopowiadać sobie śmieszne historyjki, które zdarzyły nam się ingame. Czasami można było usłyszeć o starych animozjach, które dla mnie wydawały się kompletnie nieistotne, ale w jakiś sposób dla innych były ważne. Ale czy nie tym jest EVE? Sumą historii, spośród których niewiele znamy, ale które ukształtowały ten świat w którym gramy na co dzień?
Wogóle fajnie było na żywo zobaczyć ludzi, tak różnych, że w realnym świecie nigdy nie mieliby szans się spotkać, których pewnie poza EVE nic nie łączy. Gracze EVE są w tak różnych wieku, z tak różnych miejsc i profesji, że zebranie ich razem jest naprawde fenomenalne.
Nawet pogoda, która wydawało się, że zepsuje cały weekend w sumie nie była taka zła. Deszcz padał tylko rano, było w miarę ciepło. Idealna pogoda, żeby wokół domków zbierać grzyby. Niektórzy ponoć zebrali całkiem ładne prawdziwki.
Czekam już na imprezę za rok. Mam nadzieję, że będzie jeszcze większa i jeszcze bardziej udana. Że więcej korporacji odpowie na zaproszenie, że wszyscy się zorganizują i przyjadą w korpowych koszulkach, że uda się nam zrobić z tego stały punkt programu dla polskich graczy. Znając Piosalla, jak dostanie od nas pomoc, to zrobi imprezę, która będzie konkurowała z EVE Vegas o miano drugiej największej imprezy w EVE community (no dobra, przesadziłem, ale wiecie, “sky is the limmit”).