Autor Wątek: Baz'ooka VI - reaktywacja  (Przeczytany 50829 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Aenyeweddien

  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 421
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Aenyeweddien
  • Korporacja: Unseen Academy
  • Sojusz: The Unseen Company
Baz'ooka VI - reaktywacja
« dnia: Styczeń 25, 2011, 18:21:59 »
Rozmawiałam z Mighty Bazem i mam jego błogosławieństwo w związku z czym w celu próby reaktywacji Baz'ooki ogłaszam konkurs lutowy na szorta - max 3500 znaków ze spacjami.

Treść dowolna o tematyce science fiction lub fantasy, niekoniecznie z tłem EvE.
Każdy uczestnik może zgłosić więcej niż jedną pracę.
Prace mają być umieszczone w tym wątku w terminie od 15.02.2011 (00:00) do 28.02.2011 (24:00).
Każda praca konkursowa musi być umieszczona w osobnym poście.
Głosowanie będzie trwało tydzień po zakończeniu konkursu i odbędzie się w formie ankiety na forum.
Wszystkie prace publikowane są na licencji Creative Commons - jakikolwiek reprint, publikacja lub rozpowszechnianie musi być oznaczone. Ma zawierać informacje o autorze utworu oraz odnośnik do tematu.
Warunkiem ważności konkursu jest udział co najmniej dwóch osób.

Nagroda lutego 100 mln ISK
« Ostatnia zmiana: Styczeń 26, 2011, 08:06:45 wysłana przez Aenyeweddien »
Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem

Beware I am witch

Alterego Kirh'aard; nezma

Aenyeweddien

  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 421
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Aenyeweddien
  • Korporacja: Unseen Academy
  • Sojusz: The Unseen Company
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #1 dnia: Styczeń 26, 2011, 10:33:17 »
Z uwagi na zapytania i aby było bardziej czytelnie mała zmiana
Treść dowolna o tematyce science fiction lub fantasy, niekoniecznie z tłem EvE.
Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem

Beware I am witch

Alterego Kirh'aard; nezma

Aenyeweddien

  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 421
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Aenyeweddien
  • Korporacja: Unseen Academy
  • Sojusz: The Unseen Company
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #2 dnia: Luty 20, 2011, 09:24:54 »
15 minął co to nikt nie chce wygrać 100 mln??
Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem

Beware I am witch

Alterego Kirh'aard; nezma

Tomash Kovahlsky

  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 601
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Tomash Kovahlsky
  • Korporacja: Polish Task Forces
  • Sojusz: C0VEN
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #3 dnia: Kwiecień 23, 2011, 23:24:12 »
a kto w tych czasach o 100m sie bedzie bil... co innego 1b....
...
...
...
1b?
czy tak wlasnie napisalem?
...
...
no dobra, niech bedzie... otwarty konkurs na short'a... moze nie 3500 znakow, jak to napisala Gosia, ale 3500 slow maksimum... ale minimum tez naloze... 1000 slow... termin nadsylania prac 15 maja godz. 23:59:59 CET... minimalna ogolna ilosc prac w konkursie, zeby nagroda mogla byc przyznana to 3, reszta zasad konkursu, tak jak to opisala Gosia.
...
...
No to czekam na cos do poczytania :)

SnowMiracle

  • Naczelny Zrzęda
  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 82
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: SnowMiracle
  • Korporacja: Unseen Chimera
  • Sojusz: Exiled Ones
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #4 dnia: Kwiecień 24, 2011, 23:25:44 »
Moje miejsce
"Ależ tutaj nudno." Ta jedna myśl bez przerwy krążyła po mojej głowie. "Co ja tutaj robię, przecież nic tutaj się nie dzieje." Moje myśli krążyły bez celu szukając odpowiedzi na pytania, które zadawane były już przez wielu moich poprzedników.
Pusta. Jedyna rzecz, którą jestem w stanie zobaczyć przez te małe otwory, które to są moim jedynym oknem na ten bezkresny świat. "Cisza, pustka, samotność." O tak - samotność, idealne określenie mojego obecnego położenia.
"Transmisja przychodząca, odtworzyć?" "Ech, muszę w końcu naprawić ten syntezator mowy." Tak, to będzie pierwsza rzecz, którą naprawię po przybyciu na stację, zdecydowanie. Ten skrzeczący głos nie może nawet pretendować do miana 'rozmówcy'. Samotność, która mi doskwiera, nie może mawet na moment zostać zamaskowana rozmową z tą maszyną. Nie może przynajmniej do czasu, aż naprawię ten głupi syntezator. Tęsknię za tym łagodnym, delikatnym głosem. "Transmisja przychodząca, odtworzyć?" "Tak." "Siema Nomadzik, co psujesz i czy mogę popsuć w tobą?" Ten irytujący głos przypomniał mi o jednej rzeczy - sprawdzać nadawcę. Może udam, że mnie nia ma. Choć może lepiej udawać błąd połączenia. Trudno, muszę odpowiedzieć. "No cześć, a nic się nie dzieje. Skanuje sobie nową dziurę." Dziurę. Jakie śmiesznie dwuznaczne określenie. Trudno, już poszło. Mam tylko nadzieję, iż nie zauważy tego niuansu. "To nie dla mnie, wsiadam w riftera i lece szukać sobie jakichś celów." A leć i krzyżyk na drogę. Killer zakichany, przynosi ujmę całej naszej korporacji. Równie dobrze mógłby mieć na burcie napisane 'Unseen Nomads - szukamy zaczepki, wpadnij do nas i nas zbij'. Jak byśmy nie mieli innych problemów. Pieniądze, tak, pieniądze to teraz podstawowy problem, a ten latając tylko wrogów na będzie znajdować. Choć zrobił dla nas też coś pożytecznego. Co takiego? Sam nie wiem, ale musiał coś zrobić. W końcu to równy gość.
"Buahahahaha" Znowu On? Jakim cudem? No tak, nie zablokowałem Go. "Złapałem bombowiec, chcesz się dokleić?" "No jasne że chcę." Moja odpowieć była odruchowa. Ale czy świadomie również chcę? No oczywiście. "Juz do Ciebie lecę, trzymaj go na strukturze." Określenie godne nowicjusza. Ale w końcu jestem takim nowicjuszem. Własnie to dla nas zrobił. Dał nam nowy cel istnienia w tym zapomnianym miejscu. Ileż można marnować amunicję na te 'czerwone krzyżyki'. Tego nam ... tego mi brakowało. Inteligentnego przeciwnika. "Dawaj, dawaj, ileż można czekać" Jeszcze śmiał mnie poganiać. "Lecę już, lecę." I jak powiedziałem tak zrobiłem. "Aktywacja napędu warp" Irytujące, już myślałem, że syntezatorowi się bardziej pogorszyć nie może. Myliłem się. Z komunikatu na komunikat jest coraz gorzej. "Szlag, bania w skanie? Nic o niej nie mówił." Killer zakichany. Lepiej będzie dla Ciebie jak w nią nie wpadnę. Lecz moje myśli nie były prorocze, wpadłem. Sześciu przeciwników. Maskowanie działa, jeszcze działa, lecz są za blisko. Każdy manerw wyłączy moje maskowanie. No to już po mnie, nie ucieknę, zachciało mi się 'doklejania'. Ja chcę do moich "krzyżyków". Już tylko cud może mnie uratować.


P.S.
Dla 1b to poświęce te pół godziny nad notatnikiem. Może nudne jak flaki z olejem, ale widze, że narazie i tak nie ma żadnej konkurencji. :) A nawet jak się jakaś pojawi, to "zmiażdżę" ja kontunuacją tego wstępu ... mam nadzieję. :P
« Ostatnia zmiana: Kwiecień 24, 2011, 23:34:54 wysłana przez SnowMiracle »
Cytat: Waxis
Jeśli chodzi o dłógość posta to  pewnie że dało się dłóżej.

"Niepuszczone bąki unoszą się do głowy, stąd biorą się posrane pomysły"

SnowMiracle

SnowMiracle

  • Naczelny Zrzęda
  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 82
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: SnowMiracle
  • Korporacja: Unseen Chimera
  • Sojusz: Exiled Ones
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #5 dnia: Kwiecień 24, 2011, 23:32:19 »
Pobudka
Ciemność. Nic nie widze. Czuję, czuję jednak że żyję. Nie wiem co się stało. Nic nie pamiętam. Gdzie więc jestem?

Zimno. Strasznie tu zimno. Ciemno i zimno. Musze wstać ... aszzzz, moja głowa. Co za ból. Nie dam rady, nie dam rady wstać.

Czy to światło? Tak, coś się tam świeci. Obróć się, no obróć. Ręce jak z metalu, ciężkie jak z metalu. Chyba dosięgnę. Już, już prawie to mam. Jest. Jest. Ale, ale co to jest. Za jasne. Ale co to jest. Spokojnie, jeszcze chwilke, jescze chwilke i moje oczy się przyzwyczają do światła. Tak zawsze jest, musza się przyzwyczaić.

Widzę. Znam to z kądś. Zastanów się, zastanów, z kąd ja to pamiętam. Nie wiem, nie potrafię, nie potrafię sobie przypomnieć. Moja głowa. Nie potrafię.

Moje uszy, zakryj je, zakryj. Dźwięk, straszny dźwięk. Co tak piszczy. Głośne, za głośne. Ciszej, ciszej. Proszę ciszej. Krzyknij to, krzyknij. Nie mogę. Dlaczego, co się dzieje. Dlaczego? Za głośne, za głośne, ciszej. CISZEJ.

Udało się. Krzyknąłem. Zapadła cisza. Posłuchali mnie? Ale kto mnie posłuchał? Jest tu ktoś? CZY KTOŚ TU JEST?

Syrena. Tak, to była syrena. Nie, to nie była syrena, to był alarm. Tak pamiętam, alarm. Chwila, już wiem. Ale to niemożliwe. Niemożlie. To nie może być prawda. A jeżeli tak, jeżeli naprawdę tu jestem? Niemożliwe. Niemożliwe.

Muszę wstać. Za wszelką cenę muszę wstać. Ach ten ból. Moja głowa. Dlaczego tak boli. Ale uda mi się, uda.

Siedzę. Udało się, siedzę. Zaczynam widzeć. Tak jak myślałem, musza się przyzwyczaić. Oczy muszą się przyzwyczaić. Tak. Jestem tutaj, jednak tu jestem. A więc to prawda. Szukaj konturów, tak konturów. Widzę, widzę komputer. Muszę wstać, muszę wstać i podejść. Tak, podejść.

Już prawie, już prawie stoję. Tak, udało sie, udało. Powoli, powoli. Co to było? Coś kopnołem? Dziwne ... puszki. Puszki, no tak, juz pamiętam. Puszki. Ale nie ma czasu na sprzątanie, niech leżą. Komputer, muszę podejść do komputera. To jest teraz najważniejsze.

Kapsuła. Już dawno wiedziałem, ale musiałem się upewnić. Kapsuła. Jak ja się tu znalazłem. Nic nie pamiętam. Co tu się stało. Kapsuła.


P.S.
Zgodnie z zasadą, że każdy uczestnik może zgłosić więcej niż jedna pracę to oto robie sobie sam konkurencję. Praca ta pojawiła się juz wcześniej na forum : http://www.eve-centrala.com.pl/forum/index.php?topic=9399.msg154916#msg154916, ale nie ma w zasadach, iż nie można zgłaszać pracy już opublikowanej. :)
Cytat: Waxis
Jeśli chodzi o dłógość posta to  pewnie że dało się dłóżej.

"Niepuszczone bąki unoszą się do głowy, stąd biorą się posrane pomysły"

SnowMiracle

SnowMiracle

  • Naczelny Zrzęda
  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 82
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: SnowMiracle
  • Korporacja: Unseen Chimera
  • Sojusz: Exiled Ones
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #6 dnia: Kwiecień 25, 2011, 00:48:10 »
Walka
Scena przyciemniona, punktowe światło na środek sceny. Na środku sceny stoi mężczyzna w średnim wieku. Ubrany jest w jaskrawy kombinezon, na głowie ma kask. Stoi bokiem do widowni. Stoi w miejscu, lecz rękoma wykonuje ruchy, jak by przesuwał płaskie, wiszące przed nim przedmioty dotykając jedynie ich powierzchni.
"Gdzie jesteś? Pokaż się, gdzie się schowałeś." Słowa te wypowiada półgłosem, tak jak by mowił to sam do siebie.
"Gdzie jesteś?" Krzyczy.
Ruchy rąk ustają. Wyciąga je przed siebie tak, jak by cos łapał i przyciąga to do siebie.
"Tutaj jesteś, mam Cię." Słowa ponownie wypowiadane połgłosem.
"Komputer. Orbita na 15 kilometrów. Namierz tego hurka i aktywuj wszystkie systemy ofensywne." Głos stanowczy, tak jak by wydawał komendy do osoby stojącej w pobliżu.
Postać na scenie przechyla się to w jedną stronę, to w drugą.

"Komputer. Namierz te drony. Wypuść moje. Atakuj je po kolei, niszcz jedną po drugiej." W zakończeniu wypowiadanego polecenia daje się usłyszeć wyraźne zadowolenie.
"Komputer. Włącz przepalanie wyrzutni rakiet." Stanowczo wypowiedziane polecenie.
"No spadnij, no spadnij." Wypowiadane półgłosem.
Błysk światła na boku sceny, w kierunku którym jest odwrócona postać na scenie. Mężczyzna przestaje się kołysać, staje prosto.
"Ładna walka, ładna. Pewnie miał niedopracowany fit." W głosie wyraźnie słychać samouwielbienie postaci.
"No to jeszcze tylko wraczek i mozna leciec ..." Wypowiedź przerwana i natychmiast wznowiona. "Aktywacja?" W głosie słychać zdziwienie.
"Komputer. Dobijaj do dziury, dobijaj do dziury." W głosie słychać lekkie zdenerwowanie. Postać ponownie zaczyna wykonywać ruchy rękoma, jak by przesuwała wiszące kartki papieru.
Do okoła mężczyzny zaczynają się pojawiać słabe punktowe światła.

"Niedobrze, niedobrze. Cholera, mają mnie, nie uda mi się" W głosie zaczyna być wyczuwana panika.
Punktowe światła na około postaci zaczynają latać po okręgu, którego środek wyznacza postać. Na bokach sceny delikalne rozbłyski światła. W tle słychać alarm, dzięk podobny do syreny.

"Już po mnie, już po mnie." Głos nabiera na sile, zaczyna być słyszalna nuta zwątpienia. Meżczyzna porusza rękoma coraz szybciej i szybciej. W tle znowu słychać alarm, ale głośniej. Na scenie widać jeden wielki błysk światła, największy z dotychczasowych. Postać upada. Po chwili powoli wstaje i wypowiada półgłosem słowa. "No i klonownia."


P.S.
Skoro do pełnego rozpoczęcia konkursu potrzebne są minimum trzy prace to oto i trzecia. Nie widzę, aby było napisane, iż te trzy prace nie mogą pochodzić od jednego autora. :) Poziom artystyczny może nie powala, ale lepsze to niż znowu nieroztrzygnięty konkurs z powodu braku chętnych.
Cytat: Waxis
Jeśli chodzi o dłógość posta to  pewnie że dało się dłóżej.

"Niepuszczone bąki unoszą się do głowy, stąd biorą się posrane pomysły"

SnowMiracle

Tomash Kovahlsky

  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 601
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Tomash Kovahlsky
  • Korporacja: Polish Task Forces
  • Sojusz: C0VEN
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #7 dnia: Kwiecień 26, 2011, 16:11:41 »
Cytuj
P.S.
Skoro do pełnego rozpoczęcia konkursu potrzebne są minimum trzy prace to oto i trzecia. Nie widzę, aby było napisane, iż te trzy prace nie mogą pochodzić od jednego autora. :) Poziom artystyczny może nie powala, ale lepsze to niż znowu nieroztrzygnięty konkurs z powodu braku chętnych.

Masz racje, takiej zasady nie ma... ale jest minimum 1000 slow... a Twoje powyzsze 3 prace maja ich lacznie 1160... wiec potraktuje wszystkie 3 jako calosc ;) ... dodatkowo jedna z prac juz byla publikowana... co (mimo, ze nie niest w zasadach) jakos tak... nie uchodzi :P, ale niech Ci bedzie... czyli czekamy jeszcze na co najmniej 2 prace :D

SnowMiracle

  • Naczelny Zrzęda
  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 82
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: SnowMiracle
  • Korporacja: Unseen Chimera
  • Sojusz: Exiled Ones
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #8 dnia: Kwiecień 26, 2011, 16:42:48 »
Ups, jakimś cudem zobaczyłem tak "znaków" zamiast "słów", mój błąd. Prace w takim razie wszystkie 3 do odrzucenia. Jak nie za zasadach konkursu, to na moją proźbę. :)
Cytat: Waxis
Jeśli chodzi o dłógość posta to  pewnie że dało się dłóżej.

"Niepuszczone bąki unoszą się do głowy, stąd biorą się posrane pomysły"

SnowMiracle

Aenyeweddien

  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 421
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Aenyeweddien
  • Korporacja: Unseen Academy
  • Sojusz: The Unseen Company
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #9 dnia: Kwiecień 27, 2011, 06:56:28 »
Warunkiem ważności konkursu jest udział co najmniej dwóch osób.[/b]

Skoro reszta zasad jak ja napisałam to jest adnotacja odnośnie minimalnej ilości osób również
Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem

Beware I am witch

Alterego Kirh'aard; nezma

Yogos

  • Starszy Moderator
  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 1 773
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Yogos
  • Korporacja: GBT
  • Sojusz: c0ven
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #10 dnia: Kwiecień 27, 2011, 09:35:59 »
Daty są z lutego, do kiedy jest rzeczywisty termin ?

Gregorius

  • Gość
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #11 dnia: Kwiecień 27, 2011, 09:45:46 »
O to to to ;)

Yogi, wróciłeś ? :>

Yogos

  • Starszy Moderator
  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 1 773
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Yogos
  • Korporacja: GBT
  • Sojusz: c0ven
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #12 dnia: Kwiecień 27, 2011, 10:02:45 »
Heh nigdy do końca nie odszedłem, choć w EVE nie gram aktywnie już od paru dobrych miesięcy.

Ale ciągnie mnie czasem, jak będę miał więcej czasu pewnie reaktywuje konta.

Tomash Kovahlsky

  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 601
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Tomash Kovahlsky
  • Korporacja: Polish Task Forces
  • Sojusz: C0VEN
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #13 dnia: Kwiecień 27, 2011, 15:22:14 »
Daty są z lutego, do kiedy jest rzeczywisty termin ?
15-maja (choc pamietajac jak oprzednie konkursy wygladaly, powinienem chyba co najmniej do grudnia to przedluzyc :P)

KristofPL

  • Gość
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #14 dnia: Maj 07, 2011, 21:13:24 »
   Komandor Peterson stal jak zwykle na mostku swojego statku, byl to barczysty mezczyzna o twarzy poznaczonej zmarszczkami, na jednym oku było widac nałożony implant. Był to starszy mezczyna lecz nadal dobrze zbudowany, nosil czarna kamizelke nalozona na koszulke z krotkim rękawkiem, spodnie bojowki oraz buty wojskowe, co było normalne w dzisiejszych czasach. Mostek składał sie z duzej szerokiej szyby do swobodnego patrzenia w proznie, podwyzszenia dla dowodzącego, oraz 6 miejsc dla zalogi po bokach skierowanych do srodka przed podwyzszeniem. Takie rozmieszczenie było uzywane przed wielkim skomputeryzowaniem statkow i ludzi – chodzi tu o rozpowszechnienie się implantow  - dzieki czemu teraz niemal każdy statek może byc kierowany przez jednego czlowieka. Komandor Peterson lubi latac z zaloga, jest zawsze do kogo zagadac i nie jest tak glucho i samotnie na statku. Aktualnie na statku znajduja się 3 osoby: Mechanik, Nawigator i Komandor..
- Komandorze Peterson! Komandorze Peterson! - dobiegal glos z korytarza prowadzacego do kajut dla VIP'ow.
Ahh.. jak moglem zapomniec o naszym „gosciu” – pomyslal Peterson – dlaczego ja w ogole go wziąłem? Przypomniałem sobie, poniewaz złożył mily datek na mój elektroniczny portfel, tyle ze nie wspomnial wtedy ze boi się latac przez low-secowe systemy i najlepiej czuje się w swoich rodzimych stronach. Czego on znowu chce?
Odznaczony za wieloletnia sluzbe w sluzbach porzadkowych, komandor pochodzenia Gallentyjskiego. Nie przepadal nad z rzedami i trzesi-dupkami jak lubial nazywac ludzi którzy boja się o swoje zycie, pomimo ze od ladnych paru stuleci da się zamowic swojego klona w niemal każdej zapadlej dziurze. Peterson urodzil sie wlasnie w takiej  zapadlej koloni glebokiego imperium Gallentyjskiego, wychowywany przez ojca – matka zmarla przy porodzie - w wieku 16 lat dostawszy swoj pierwszy statek (noobship-velator) opuscil swoja rodzima planete szukajac przygod. Fortuna mu sprzyjala, szybko ukonczyl podstawowe szkolenia i w wieku zaledwie 17 lat zarabial juz pieniadze poprzez, tropienie i zabijanie piratow oraz bezzalogowych statkow kosmicznych,  zagrazajacym spokojowi w "high secowych systemach" - owe systemy sa silnie bronione przez CONCORD (miedzygwiezdna policje, ktorej zadaniem jest utrzymywanie pokoju w systemach objetych ich jurysdykcja) - ale nawet ona posiłkuje sie najemnika by lapac pomniejszych zloczyncow.
- Komadorze Peterson! Ilez mam pana wolac?! Jak przebiega nasza podroz? – dopytywal sie Pastor Jenkins. Pastor był chudym szpakowatym człowiekiem, z kozia brudka i w dlugim plaszczu przypominajacym habit, był nie wysokiego wzrostu ale za to bardzo energiczny.
- Pastorze Jenkinson, i po co te krzyki? Juz prawie dolatujemy do celu - ze znudzeniem odpowiadziel mu Komandor Peterson.
- Panie komandorze, moze Pan i Panscy ludzie maja nerwy ze stali i nie boja sie ponownego zmartwych-wstania, ale ja osobiscie nie uwazam tego przezycia za przyjemne, wiec wole miec pewność, ze dolecimy na miejsce w jednym kawalku.
- Pastorze, przeciez juz panu tlumaczylem to tysiace razy, nie ma sie czego bac, przed kazdym nastepnym przelotem przez brame, nasz scout sprawdza, czy nic nam nie grozi, wszakze to nie jest null-sec abysmy sikali w spodnie za kazdym razem jak zobaczymy kogos na localnym kanale.
- Panie Peterson! Jest pan wulgarny, wypraszam sobie sformolowania tego typu przy mojej osobie..
- o! zaczyna sie, a moze tak przypomniec pastorowi ze kazde zestrzelenie statku konczy sie w milym kokoniku, a takowegoz kokoniku – potocznie zwanym jajkiem - nikt panu nie ustrzeli, nawet w low-secowych systemach,  poniewaz: primo, trudno go zlapac  secundo,  kazdy posterunek CONCORDU zapamieta sobie takiego delikwenta bardzo dobrze, i przy najblizej okazji da mu "pstryczka w nos" - powiedzial z duza doza sarkazmu nawigator Kris.
- Ten sarkazm jest nie potrzebny. Chcialem poprostu przypomniec panstwu ze jestem osoba swiecka i nalezy mi sie chociaz odrobina szacunku.
- Na szacunek panie kolego, to trzeba sobie zapracowac - basowym glosem odpowiedzial mechanik John - potocznie zwany majtkiem - byl to rosly, mocno zbudowany mezczyzna zwrostu przekraczającego  2metry, naznaczony wieloma bliznami po oparzeniach i nacieciach, co w jego fachu nie bylo zadkoscia. Kris natomiast, byl to mlody zylasty mlodzieniec, ledwie skonczywszy 20lat zaciagnal sie do pracy przy komandorze Petersonie, i choc mialo to miejsce juz 5lat temu, to Peterson nadal wolal na niego..
- Chlystek! Raport sytuacyjny.
- tak jest Komandorze Peterson! - powiedzial z sarkazmem Kris - wlasnie dolatujemy do bramy, gdy tylko wyjdziemy z warp'a skocze.. chwila!  Na skanerze kierunkowym widac mala flote ktora najwidoczniej nas sciga.
- ilu ich jest?
- Widze trzy statki, typu: Myrmidon, Hyperion, "Scimi".
- "Scimi"? - Dopytuje sie nerwowo Pastor.
- To taki logistyk, pewnie by centry przy bramach ich nie zatlukly - odpowiedzial fachowym tonem majtek.
- Dlaczego nie polecialem "shutla"? o boze.. o boze.. oni nas przeciez zlapia i zestrzela..
- Bo zależało panu na czasie? Panie Jenkinson. - odpowiedzial Peterson z naciskiemna na ostatnie slowa – Majtek?  Zainstalowałeś juz dopalacz "setke"?
- Tak kapitanie, przy ostatnim dockowaniu udalo mi sie dokupic odpowiednie czesci.
- To wspaniale, zdaza zobaczyc najwyzej nasze silniki, panowie przygotowac sie!
- Przeciez to szalenstwo! Jak pan chce orca zdazyc uciec? - dopytuje sie z irytowanym tonem Jenkinson. – przeciez to ogromny statek nim silniki się nagrzeja to oni już dawno przeskocza przez brame i będą nas namierzac.
- Zobaczy pan - z pewnoscia siebie, i z szelmowskim usmiechem odpowiadzial mu Komandor.
Orca, ogromny statek handlowy ktory jest wstanie pomiescic kilka mniejszych lub jeden duzy zafitowany statek, dodatkowo posiadajacy ogromne polacie magazynowe. Chociaz jest bardzo pojemny, dzieki czemu owiele latwiej i szybciej robi sie nim transporty, jest on powolny. Przez swoje gabaryty statek typu: orca, bardzo wolno przygotowuje sie do skoku (warp'a) dlatego tez, zadko widuje sie go w low-secowych systemach. Jest on "lakomym kaskiem" dla piratow ktorzy licza ze w czasie zestrzelenia czesc magazynowa przetrwa i zgarna niezly lup oraz dla poszukiwaczy wrazen którzy będą chcieli się pochwalic zestrzeleniem tak wielkiego statku. Na dodatek Komandor Peterson przewozi na swoim pokladzie statek technologi 3 generacji i parenasciebilionow ISK'ow (waluta obowiazujaca we wszystkich systemach) we wrakach statkow bezzalogowych. Komandor podszedl do swojego zwyklego miejsca urzedowania, czyli na podwyzszony punkt na mostku, z ktorego mogl ogarnac caly mostek i sprawnie zarzadzac zaloga - o ile by taka posiadal.
- Panowie, nadeszla chwila na sprawdzenie czy ta „dziecinka” nadal potrafi szybko warpowac, dawno tego nie robiliśmy bo nie było potrzeby, ale mysle ze nadszedł odpowiedni moment,  chłystek! Jeśli nie spartolisz tego manewru, to od tej chwili przestane na ciebie wolac chłystek, zrozumiano?!
- tak jest! Panie kapitanie!
- Majtek, jestes pewny ze kadłub to wytrzyma?
- spokojna glowa, wytrzyma. Martwiłbym się raczej o zoladek naszego kolegi kleryka – dodal z nieukrywanym uśmiechem Mechanik.
- panowie? Co macie zamiar zrobic? – dopytywal się wystraszony pastor.
- pozniej. EVE?! Wylacz procedure B-84.
- rozkaz przyjety,  proszę o potwierdzenie. – odezwal się cyfrowy syntezator mowy pokladowej cyfrowej inteligencji.
- potwierdzam – odpowiedzial stanowczym tonem Kapitan statku.
- czy pan oszalal? Przeciez to procedura bezpieczeństwa – powiedział spanikowanym tonem Jenkinson.
- niech pan wreszcie się zamknie i siada na wolnym fotelu! Radze zapiac pasy – o ile tam sa, pomyślał z przekasem Komandor.
Pastor, potulny jak baranek, znalazł szybko fotel z działającymi pasami i szybko je zapial, widzac jego reakcje majtek, tylko prychna z dezaprobata.
- potrafia się tylko modlic, gdzie im do latania na statkach kosmicznych – powiedział pol szeptem do kapitana aby pastor nie dosłyszał.
- już nie bądź taki surowy, a pozatym, ty powienienes wiedziec najlepiej ze to on, jest wsrod swojej frakcji wyjątkiem, a tak zwani „prawdziwi” Amarzy potrafia wojowac nie gorzej od każdej innej frakcji.
- nie sadze ze Amarski cruiser pokonalby w walce na solo naszego „Hurka”.
- oj, bys się zdziwil, dobrze wiesz ze nie tylko statek się liczy, ale przede wszystkim umiejetnosci pilota i to, co jest „na” statku – dopowiedzial kapitan tonem który konczyl rozmowe na ten temat.
- wychodzimy z warpa kapitanie – powiedział energicznie nawigator.
- rob swoje.
Wielki statek wyhamowal tuz przy bramie do nastepnego systemu, bramy – tak zwane „gate’y” - służyły powszechnie do przemieszczania się z jednego systemu słonecznego do drugiego, wystarczylo podleciec na odpowiednia odległość, wysłać sygnal gotowość do skoku, i brama oraz statek samoczynnie wykonywaly skok. Tyle wiedział Kapitan, a szczegóły technicznie niewiele go obchodzily.
- skok przez gate – zabrzmial syntezator mowy EVE.
Po drugiej stronie pusto, jak zapewnial ich pare chwil temu scout. Teraz jedynie wystarczy warpnac na gate do nastepnego systemu i koniec podrozy, oraz użerania się z tym pastorem – pomyślał kapitan.
- Alaign na gate, wlaczenie dopalacza i warp! – z entuzjazmem zakomunikowal wszystkim nawigator Kris.
- a o czyms nie zapomniałes? – dopytal z lekka zirytowany kapitan.
- ahh.. tak! Wyłączyć dopalacz, jasne, już się robi – mowil wyraznie zbity z tropu Kris.
- a teraz trzymac się panowie, będzie ostry skret statku – ostrzegl kapitan.
I tak się stalo, okret gwałtowanie skręcił starając sie ustawic przodem do lotu, lecz nim to nastąpiło już dawno polecial w swoim kierunku. Cale przygotowania do warpu trwalo zaledwie 10sekund – czas wylaczenia „dopalacza”, potocznie nazywanego MWD – a nie jak wedlug procedur 39sekund. Oczywiście z miny pastora Komandor wywnioskowal, ze nie jest on zadowolony – a jakze inaczej? – pomyślał – mu się po prostu nie da dogodzic, nie dosc ze przylecial do swojego imperium owiele szybciej niż przez hi-secowe systemy, to jeszcze zaraz usłyszę pewnie, jakiez to było lekkomyślne i ryzykowne.
- czy pan wie ze statek mogl się rozlecieć? – spytal jak zawsze z irytowany Pastor wstając ze swojego fotela– przeciez my nawet nie lecimy prosto! Ktoz wymyślił tak szalony manewr?
- a co za roznica? Najwazniejsze ze zyjemy i zaraz znajdziemy się w twoim „ukochanym” Amarr, ksiezulku – powiedział majtek z przesadnym sarkazmem -  a ten manewr już dawno wymyslili i stosuja Caldaryjczycy ot co!
- tak, można się było tego spodziewac, ich obchodzi tylko kasa i ich układy handlowe. Amarski pilot w zyciu by się nie podjal tak niebezpiecznego kroku.
- pewnie! Od razu by wynajął.. co ja mowie! Rozkazal, Matarskiemu niewolnikowi zrobic to za niego! – powiedział z gorycza Mechanik John.
- co panu odbilo?! Przeciez Amarzy już od kilkudziesięciu lat nie posiadaja niewolnikow.
- i to niby wasza zasluga? To MY zmusiliśmy Was, abyście uznali nas za osobna frakcje, i zezwolili zyc w spokoju.
W pomieszczeniu zapadla gleboka cisza, powietrze jakby zgęstniało. Jeśli mucha dostala by się na okret i wlasnie latala sobie spokojnie w magazynach, to pewnie jej bzykanie dotarloby do uszow obecnych przy tej rozmowie. Ale tak się nie stalo, było tylko wszech ogarniajaca cisza.
- no to co? Może po flaszeczce wina na rozluźnienie atmosfery? – zagadnął wesolo kapitan próbując ocieplic atmosfere i przerwac ten impast.
- pojde po nie – powiedział zrezygnowany Majtek.
- a ja lepiej pojde spakowac swoje rzeczy, jak rozumiem za 5min będziemy dockowali do stacji? – spytal porozumiewawczo pastor.
- tak, pewnie tak – odpowiedzial bez namyslu kapitan.
Podroz dobiegla konca, gdy cala czworka schodzila z pokladu widzieli jak roboty zajmuja się rozładunkiem ich towaru, statek „lewitowal” nad wielka platforma, a roboty wielkości staroświeckich ciężarówek z widlakami zamiast rak wlatywaly puste i wylatywaly z kontenerami,  z ladowni statku. Cale przedstawienie mogli oglądać przez szybe w korytarzu biegnącego do glebi stacji.
- to ja się tu pozegnam, jestem wdzieczny za pomoc w dotarciu tutaj i.. przepraszam za moje zachowanie, po prostu nie przepadam za podrozami kosmicznymi – staral się mowic porozumiewawczym tonem Pastor.
- już w porzadku, ja również przepraszam za moje zachowanie, poniosło mnie, pewnie przez zmeczenie tym calym lataniem. Może skusi się pastor na piwo w kantynie? – powiedział majtek również porozumiewawczym tonem.
- brzmi interesująco, a pan? Panie Komandorze, przyłączy się?
- niestety nie mogę, musze się spotkac z kims, chłopaki  przelałem wam już kase za ten kurs, dzieki wielkie za pomoc i do zobaczenia w przyszłość. Bezpiecznych lotow! – odpowiedzial spokojnie kapitan.
- Bezpiecznych lotow! – odpowiedziala cala trojka, i udali się wspolnie do kantyny.
Gdzie on może być? – pomyślał kapitan – a! już wiem, pewnie w tym nowym klubie omega, ja mu dam takie igraszki.
Klub omega slynal ze swoich tancerek gogo i czestych bijatyk, może nie było to bezpieczne ani przyjemne miejsce, ale ludzie i tak do niego garneli chcąc się sprawdzic bądź po prostu pooglądać jak egzotyczne tancerki pokazuja swoje wdzieki. Nim Peterson dotarl do drzwi klubu, już ze znaczenej odleglosci przed klubem, było slychac muzyke i czuc basy bijace po kadlubie stacji i po chwili go zobaczyl. Mlody chłopak 1,7m wzrostu, szczuply o inteligentnym przenikliwym wzroku, awanturowal się z ochroniarzem który nie chciał go wpuscic.
- Nie wejdziesz! Już Ci tłumaczyłem jestes za mlody, a nie chcemy mieć problemow jak Cie tam zatłuką. – odpowiedzial mu znudzonym tonem ochraniarz.
- Daj spokoj, umiem o siebie zadbac, nie bądź ba..
Uderzenie w tyl glowy przerwalo mu w polowie zdania.
- co do.. dziadek?! – twarz młodego chłopaka ropromienila się na widok starego Komandora – co Ty tu robisz?
- co Ja tu robie? Co Ty tu robisz? Nie wiesz ze takie kluby sa dla dorosłych? – odpowiedzial z uśmieszkiem kapitan.
- ale ja jestem dorosły! Ukonczylem 18lat w zeszłym tygodniu.
- jestes pełnoletni  - powiedział z naciskiem Peterson - co nie znaczy dorosły, już! Dawaj! Musimy pogadac, a przez ta muzyke nie slysze wlasnych mysli – biorac go pod ramie poszli razem korytarzem w nieznane..

P.S. Pierwsza powiesc w moim zyciu:) moze i kiepska ale lepsza taka konkurencja niz zadna:P
Przepraszam wszystkich "swiadomych" o mieszanie rangi kapitana i komandora ale nie chcialo mi sie juz wymyslac innych zamiennikow.
« Ostatnia zmiana: Maj 09, 2011, 14:50:33 wysłana przez KristofPL »

SnowMiracle

  • Naczelny Zrzęda
  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 82
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: SnowMiracle
  • Korporacja: Unseen Chimera
  • Sojusz: Exiled Ones
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #15 dnia: Maj 13, 2011, 16:48:25 »
Ostatni obowiązek

Kosmos. Twór aż nazbyt do mnie podobny. Tak samo mroczny, tak samo zimny, tak samo pusty. W kosmosie są gwiazdy, tak, to prawda. Wielkie, gorące kule wiszące w przestrzeni. Ale czym są owe gwiazdy do ogromu kosmosu? Są one jedynie iskierkami, takimi iskierkami jakie można zaobserwować z każdej zamieszkałej przez ludzkość planety. Te świecące punkciki symbolizują nadzieje, nadzieje jakie żywiłem jeszcze gdy widziałem w tym jakiś sens. Obecnie przypominają one raczej umierające gwiazdy, czasem tak samo jak one tworzą w mojej duszy swoiste czarne dziury, które to dosłownie zasysają światło pozostałych jeszcze nadzieji, niszcząc jedna po drugiej. Z czasem znikną wszystkie, lecz co wtedy? Jak w takim momencie bedzie wyglądać moja dusza? Czy to będzie oznaczało koniec? Czymże by był kosmos bez gwiazd? Byłby jedynie próżnia, pustką ... nicościa. Cóż mnie wtedy czeka? Nicość? Piekielna wizja. Wizja o której istnieniu nigdy wcześniej bym się domyslał, bo niby jak? Wtedy, gdy byłem młody? Gdy moja głowa była pełna marzeń, moja wyobraźnia pełna pomysłów, moje ręce pełne zapału do pracy. Tak, ręce były bardzo pracowite, nie bały się żadnego zadania. Wtedy gdy jeszcze były. Służba mi je dosłownie odebrała, pozbawiła mnie rąk. Służba z którą za młodu wiązałem ogromne plany. Służba, która miała być moim spełnieniem, a stała się przekleństwem. Moim przekleństwem. Dlaczego tylko moim, skoro dla Służby pracuje 1/3 populacji mojej rasy? Nie interesuje mnie tak naprawdę, co innym dała lub odebrała Służba. Interesuje mnie jedynie co odebrała mi. A odebrała mi wszystko, odebrała mi moje pracowite ręce, odebrała mi moje silne nogi i to wszystko by w koncu odebrać mi moją kobietę, mój ostateczny sens życia.

Amputacji rąk nawet nie poczułem, stało się to tak szybko. Chwila w której włączyło się pole izolacyjne na wrotach mojego okrętu już dawno zamazała się w mojej pamięci. Zwykłe zwarcie w instalacji, zwykły przypadek. Lecz gdybym pchał ten wózek z amunicja do moich blasterów troszkę szybciej, gdybym znalazł sie na krawędzi wrót poł sekundy wcześniej. Aż strach pomyśleć. Sceny gdy człowiek jest przecinany pionowo na pół widywałem dotychczas jedynie w filmach. Choś nie sądze aby mi było w takiej sytuacji zdąrzyć jeszcze cokolwiek zobaczyć. A więc utraty rąk nawet nie poczyłem, co innego nogi. Ból z tym związany będę pamiętał jeszcze długo. Tak samo jak okoliczności gdy los mi je odbierał, bardzo długo odbierał. Służba wprowadzała wtedy te statki sterowane przez jedną osobę. Ręce nie były tam potrzebne do sterowania, sterowało się mową i myślami, a ja miałem bardzo duże doświadczenie w pilotarzu, nadawałem się idealnie do testów nowych statków. Ale statek to nie wszystko, pilot również ma swoje potrzeby. Za taką właśnie potrzebą musiałem zejść pokład niżej. Tych schodów nigdy nie zapomnę, momentu gdy sie poślizgnołem. Widoku tych barierek, za które każdy normalny człowiek by się złapał ratując się przed upadkiem. Gdybym tylko mógł się wtedy złapać, gdybym miał wtedy ręce, którymi mogłbym się złabać. Nie miałem. Z połamanymi nogami długo leżałem u podstawy tych schodów, bo i z kąd autopilot mogł wiedzieć, czemu jego kapitan tak długo nie wraca. Toż to tylko maszyna, dostanie rozkaz lotu to i zatrzyma się dopiero u celu. I zatrzymała się. Po dwuch tygodniach. Dwa tygodnie leżałem przytomny, bez jakiejkolwiek możliwości ruchu we własnych ekskrementach. Żyjemy w czasach lotów miedzygwiezdnych, gdy cale systemy gwiezdne podróżuje się w kilka sekund. Gdy pomiędzy konstelacjami można się przemieścić używając jednego bramy. W czasach gdy w dalszym ciągu na gangrene i martwice jest tylko jedno lekarstwo - amputacja. Strata rąk i strata nóg były stratami bolesnymi dla mojego ciała, lecz dla duszy były niczym w porównaniu z tym, co Służba odebrała mi wtedy, gdy już byłem na dnie. W momencie gdy już tylko jedna "rzecz" trzymała moją twarz nad powierzchnią tego życiowego bagna, Służba odebrała mi ją. Bez żadnego ostrzeżenia mi ją odebrała.

Paulina była młodą, aktakcyjną i ambitną absolwentką szkoły SoE. Robiła piorunującą karierę, była prawie u szczytu gdy trafiła na przeszkodę nie do pokonania. Na jeszcze ambitniejszego i w dodatku posiadającego znajomosci kapitana lotniskowca. Który to zamarzył sobie o karierze, ale kariery tej nie mógł zrobić, musiał kogoś wyeliminować, najlepiej największego konkurenta. Konkurenta, którym była własnie Paulina. Próbował ją zabić, tak po prostu. W czasach gdy nasze demokratyczne społeczeństwo wyzbyło się już prawie wszystkich prymitywnych zachowań, on ją po prostu próbował zabić. Rzecz dla nas niepojęta. Lecz zamach się nie udał. Trucizna która miała zostać jej zaaplikowana poprzez napój energetyzujący, została przez jeden ze składników owego napoju bardzo osłabiona, ale nadal była szkodliwa. Paulina trafiła do szpitala. Przywieźli ją tydzień po tym jak obsługa stacji w Cisuavert znalazła mnie dogorywającego u podnóża tych przeklętych schodów. Momentu w którym ją przywieli nie pamiętam, date znam jedynie z logów szpitalnych. Lecz jednego jestem pewiem. Była jedyną osobą, która przy mnie czuwała, gdy mnie wybudzano ze śpiączki farmakologicznej po zabiegu i rekonwalescencji. Lekarze twierdzili, że nie zniósł bym bólu gojących się miejsc w których kiedyś były moje nogi. Dlaczego akurat przy mnie czuwała? Tego nigdy się nie spytałem, tak bardzo chciałem zapomnieć czas spędzony w szpitalu, że nie miałem odwagi o to zapytać, bojąc się, że niechciane wsponienia wrócą. Teraz tego żałuję. Teraz już nie ma to znaczenia czy będe te wydarzenia pamiętać czy nie. Ale wiedzy na temat jej wyboru nigdy nie uzyskam. Już nigdy. Jaki by ten powód nie był, Paulina przywróciła mi sens życia. To własnie dla niech nie zabiłem się widąc bezsensowność egzystencji w świecie bez wszystkich kończyn. To ona powstrzymała mnie przed tym krokiem nadając mojemu życiu nowy sens, nowy cel. Chciałem żyć, ale chciałem żyć dla niej. Nie wiedziałem czy to był przypadek czy zmyślne działanie Służby. Czy misja rozpoznawcza do stolicy rasy caldari była przydkiem jej przyznana, czy z góry ukartowana. Byłem przekonany o jednym, że wojna nie oszczędza nikogo. Teraz już znam prawdę. Jej interceptor nie miał żadnych szans na ucieczke z pułapki, jaką ustawili na nią piraci. Pomimo, że była wybitnym pilotem, to nawet ona nie mogła przeciwstawić się samotnie takiej ilości piratów jaka na nią czekała. Wiedzieli, że będzie lecieć. Wiedzieli, którędy będzie lecieć, Wiedzieli, kiedy będzie lecieć. Że intel? Nie, to nie zasługa dobrego intelu. Służba ją wystawiła. Służba chciała się jej pozbyć. Służba się jej pozbyła.

Kosmos. Twór pusty i zimny jak moja dusza. Kosmos wypełniony gwiazdami, jak moja pamięć wspomnieniami. Teraz te jedynie małe punkciki na tle pustki, blednące i zanikające. Zapadające się w tą pustkę, w tą próżnię. Nie chcę zapomnieć. Chcę umierając pamiętać o niej. Chcę ją pomścić, ukarać Służbę, że skazała ją na śmierć. Że skazała sens mojego życia na unicestwienie. Już nie mam po co żyć. Nie widze sensu mojego istnienia po za jednym, po za zemstą. Czy wierzę, że mój hyperion da radę samotnie zniszczyć Służbę? Nie, nie mam złudzeń. Za długo dla nich służyłem, zbyt dobrze ich znam, aby wierzyć, że uda mi się ich zniszczyć. Ale dla mnie to już nie będzie miało znaczenia, już niedługo nie będzie miało żadnego znaczenia. Ale mimo to ze wszystkich sił będę próbował wypełnić tą misję. Umierając będę miał pewność, że więcej się nie dało zrobić. Że zrobiłem wszystko co było w ludzkich możliwościach, aby pomścić jej śmierć. Aby ostatecznie pomścić również własną śmierć. Dopełnie ostatnią misję mojego życia. Ostatni obowiązek wobec Służby.


P.S.
Drugie podejście do tematu konkursu, mam nadzieję, że tym razem spełnione są wszystkie warunki :) Tak, wiem - nudne jak flaki z olejem, ale 1b warty jest spróbowania w tych zawodach.
Cytat: Waxis
Jeśli chodzi o dłógość posta to  pewnie że dało się dłóżej.

"Niepuszczone bąki unoszą się do głowy, stąd biorą się posrane pomysły"

SnowMiracle

SnowMiracle

  • Naczelny Zrzęda
  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 82
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: SnowMiracle
  • Korporacja: Unseen Chimera
  • Sojusz: Exiled Ones
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #16 dnia: Maj 14, 2011, 12:44:11 »
Bez szansy na ratunek

- Że co? A niech go porkęci i powygina. Niech zejdzie tutaj i sam to naprawi jak jest taki mądry. - Carl nie mógł powstrzymać złości, nie chciał jej powstrzymywać. Aby pierwszy oficer, prosto po szkole pouczał mechanika z trzydziestoletnim starzem, nie do pomyślenia.
- Po jaką cholere on przepalał ten micro warp drive? Ale co może wiedzieć zwykły mechanik. - w sztuce obużenia Carl był mistrzem, mogłem go śmiało naśladować.
- Może nie miał innego wyjścia. - rzekłem bez przekonania we własne słowa, ot tak aby podtrzymać rozmowę.
- Phi, też mi coś. Za młody jesteś aby pamiętać czasy gdy nie było możliwości przepalaniu modułów i tez się jakoś latało.
- Ale wtedy przeciwnicy również nie mieli tej możliwości, wiec szanse były równe. - w tej rozmowie zaczynałem czuć się coraz pewniej - Teraz przeciwnicy mają możliwość przepalania modułów, więc aby utrzymać poziom walki i nie zostać w tyle, również musimy przyjąć do wiadomości możliwości jakie daje przepalanie.
- Bredzisz młody, bredisz. Wybitny pilot wygra walke nawet w gorszej maszynie.
- Ale my nie mamy wybitnego pilota na pokładzie. Mamy tylko naszego kapitana. - salwa śmiechu jaka zastąpiła po mojej wypowiedzi utwierdziła mnie w przekonaniu, że żart wyszedł udany.
- Dobre młody, dobre. - odrzekł Carl jak tylko mógł spowrotem w miare normalnie oddychać - Bierzmy się do roboty, bo jeszcze ten patafian raczy do nas zejść. Podaj pastę nanitową.

Naprawa przebiegła w miarę sprawnie. Służba na tym złomie klasy battlecruiser ... jak się nazywał ten model ... o, juz wiem - myrmidon, a więc służba na myrmidonie nie jest ciężka. Główny mechanik Carl jest moim najczęstrzym towarzyszem na tym okręcie. Ja, jako student akademii technicznej, muszę niestety odbyć te praktyki, aby zaliczyli mi kurs. Mogłem trafić gorzej. Mogłem trafić na jakiś battleship albo jakieś jeszcze większe dziadostwo, gdzie zniknołbym w anonimowości pośród licznej załogi. A tutaj? Tutaj jest ledwo kilka osób. Po za Carlem i mną mamy tu jeszcze "droniarza" Willa. Sympatyczny gość, czasem nas odwiedza, żeby poobgadywać naszego kapitana. Will również jest mechanikiem, ale jego specjalnością są drony. Dba o to aby wszystkie drony były stale gotowe do boju. W zasadzie na dolnych pokładach jesteśmy tylko my. Na wyższych pokładach to już inny świat jest. Tam są oficerowie, tak zwana "elyta". Prócz naszego kapitana, którego imienia nikt z nas nie zna, są jeszcze pilot i jednocześnie pierwszy oficer Jack - największa szuja na tym statku oraz nawigator Kate, jedyna kobieta na najszej łajbie. Kate jest ładną, miłą i inteligentną kobietą. Bardzo chciałbym wiedzieć czy ma już swojego mężczyznę życia czy nie, lecz jestem zbyt nieśmiały w stosunku do kobiet, aby kiedykolwiek ją o to zapytać. Właściwie te jeszcze nigdy z nią nie wymieniłem dłuższego dialogu niż "witam", "proszę" lub "dziekuję". Jestem żałosny jeżeli chodzi o kobiety. Ale już się nie zmienię.

Alarm wyrwał mnie z zamyślenia. Nagły zwrot statku przewrócił mnie na podłogę, Carl ledwo utrzymał się jakiejś barierki.
- Co on wyprawia u licha?! - wrzask Carla w ogóle mnie nie zaskoczył, jest aż nazbyt przewidywalny.
- Gdzie on sie uczył na pilo... - w tym momencie wypowiedź Carla przerwał wybuch. Eksplozja była tak silna, że mnie ogłuszyła. Podmuch rzucił mną o ścianę. Chwile potem rzucił mną ciąg powietrza w drugą stronę, po czym ponownie upadłem na podłogę. Ból i szok był silny, ale krótkotrwały. Bardzo szybko doszedłem do siebie. To co ujżałem przeszło wszystkie moje przewidywania dotyczące katastrof kosmicznych. Zostaliśmy trafieni jakąś torpedą. Eksplozja nastąpiła nad nami, prawdopodobnie na mostku. Nie wiem co się stało z "elytą", ale widze Carla. Leży na ziemi, nie rusza się. Moje próby ocucenia go spełzają na niczym, próbuję go obrócić. Krew, krew i ten kawał metalu wystałący z jego pleców. Trafiło go chyba prosto w serce. Carl nie żyje. Nie mogłem przez chwilę tego zrozumieć. Może w tym momencie byłem zbyt egoistyczny, ale byłem w szoku nie z powodu śmierci Carla, ale z powodu, że to ja się o tą śmierć otarłem. Też mógłbym teraz leżeć martwy na tej zimnej, metalowej podłodze. Nie wiedziałem w tym momencie co zrobić. Zostałem tutaj sam. Próbowałem ułożyć sobie w głowie co się własciwie stało. Trafiliśmy na wroga, nastąpiła potyczka, zostaliśmy trafieni, eksplozja wyrwała dziurę w kadłubie po czym automat odciał uszkodzony poziom. Ale chwila, przecież to jest górny poziom. Co się stało z załogą mostka. Czy żyją? Muszę to sprawdzić.

- Nie żyją! Wszyscy nie żyją! - znajomy głos mnie otrzeźwił. To Will.
- Że co? - pytanie było głupie, bo już wiedziałem co się stało, ale pytanie samo wyrwało się z moich ust.
- Wszyscy u góry zgineli. Trafili nas, trafili nas prosto w mostek. - po wypowiedzi Willa statek zaczoł odczuwalnie zwalniać.
- Co się dzieje? - zapytałem.
- Nic nie rozumiesz. Jesteśmy zamknięci w wielkiem nieruchawej puszce wiszącej gdzieś w kosmosie i nic z tym nie możemy zrobić. - nie miałem pojęcia co odpowiedzieć, nie miałem pojęcia co to oznacza. - Gdzie jest Carl?
- Nie, nie żyje. - odpowiedź nie przyszła mi łatwo.
- Niech to szlag, wszyscy nie żyją.
- My żyjemy. - tym razem odbiłem piłeczke pewnie i stanowczo. - My w ciąż żyjemy.
- Żyjemy? Dalej nic nie rozumiesz. My już jesteśmy martwi.
- Ale jak, nic nie rozumiem.
- Zginiemy teraz albo za chwilę. Atakują nas, a my nie możemy się bronić, nie możemy uciec. To jest nasza trumna.
Will po wypowiedzi wybiegł z warsztatu tak samo szybko jak się tutaj pojawił. Nie zdarzyłem go zatrzymać. Próbowałem poukładać sobie w głowie moje położenie. A wyglądało ono tragicznie, dokładnie tak jak to określił Will - jesteśmy już martwi.

Po uświadomieniu sobie naszego położenia przez dłuższą chwilę nie wiedziałem co zrobić, aż do momentu gdy doszło do mnie, że ta eksplozja była dotychczas jedyną. Nie było następnych. Nikt nas juz nie atakował. Czyżby odlecieli? Chyba tak. Musze znaleźć Willa, musze się dowiedzieć jak się uratujemy, o ile się uratujemy. Pobiegłem do "dronowni", Will pewnie tak również jest. Miałem rację, Will klęczał nad jedną z dron i coś do niej przywiązywał.
- Co robisz? - zapytałem.
- Ślepy jesteś, przywiązuje liny.
- Ale po co?
- Zamknij się bo już mnie zaczynasz wkurwiać! - nie poznaje Willa, nigdy nie był taki wulgarny.
- Nic nie rozumię.
- Drony nas pociągną. Przywiążemy je do statku i będą nas ciągnąć. Dociągną nas do domu.
- Ale jak chcesz nimi sterować? Przecież panele kontrolne są na mostku ... były na mostku. - po mojej wypowiedzi Will wstał i rzucił na podłogę tą linę którą próbował przymocować.
- Kurwa mać. Po co tu przyszedłeś? Będziesz niszczyć wszystko co wymyśle? Chcesz nas zabić?
- Ale ... ale przecież nic nie zrobiłem.
- Własnie młody, Ty nic nie zrobiłeś. Zrób coś w końcu w kierunku naszego ocalenia? Chcesz zginąć? Chcesz?!
Chciałem, bardzo chciałem, ale nie wiedziałem co robić.
- A jakieś kapsuły?
- Kapsułę ma tylko kapitan. Nikt wiecej ... chwilka, młody - co to jest tam za tobą? - a ja głupi się obejżałem. Jedyne co zdąrzyłem poczuć to ból z tyłu głowy.

Ocknołem się. Początkowo nie wiedziałem co się stało, do chwili aż usłyszałem dźwiek wystrzeliwania kapsuły. To był Will, Will uciekający w kapsule. Zostawił mnie tutaj, a sam ucieka. Tego bym się nigdy nie spodziewał. Zostałem sam. Sam na pustym, cichym i juz w zasadzie wiszącym w miejscu kupie żelastwa. Martwej kupie żelastwa. Czy chcę żyć? Tak, bardzo chcę, ale nie wiem co zrobić. Już w zasadzie nic nie mogę zrobić. Pozostałem tutaj samotny. Zagubiony gdzieś w kosmosie. Bez szansy na ratunek.


P.S.
No dobrze, dobrze ... już kończę z tym "spamem" słabych opowiastek, to już ostatnie moje wypociny. Już więcej nie będę :)
Cytat: Waxis
Jeśli chodzi o dłógość posta to  pewnie że dało się dłóżej.

"Niepuszczone bąki unoszą się do głowy, stąd biorą się posrane pomysły"

SnowMiracle

KristofPL

  • Gość
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #17 dnia: Maj 14, 2011, 14:48:37 »
Uwazam powyzsza prace za najlepsza jaka tu jest:P jesli chodzi o lekkosc czytania i fabule:) chyba wlasnie o takie proste opowiastki chodzilo naszemu jury^^
« Ostatnia zmiana: Maj 14, 2011, 15:25:44 wysłana przez KristofPL »

Doom

  • Wielki Inkwizytor
  • Administrator
  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 7 328
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Mandoleran
  • Korporacja: ULF
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #18 dnia: Maj 14, 2011, 15:41:26 »
A ja tu widzę próbę spamu i klakierstwo pierwszej wody 8)

W bitwie nie liczy się ten kto ma pierwsze słowo. Liczy się ten kto ma ostatnie.

SnowMiracle

  • Naczelny Zrzęda
  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 82
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: SnowMiracle
  • Korporacja: Unseen Chimera
  • Sojusz: Exiled Ones
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #19 dnia: Maj 14, 2011, 19:42:10 »
Uwazam powyzsza prace za najlepsza jaka tu jest:P jesli chodzi o lekkosc czytania i fabule:) chyba wlasnie o takie proste opowiastki chodzilo naszemu jury^^

Twoja praca też jest całkiem przyjemna Krzyś, ino ja poszedłem na ilość, a Ty na jakość (raz a porządnie). Osobiście chętnie na Twoją pracę zagłosuje, bo poprostu mi się podoba ... niezależnie od tego co o niej myśli "wsiowiedzący" Mando. :)

@niżej
Ech, nieładnie tak trzymać czarnego konia na koniec ... z tym to nawet nie mam co konkurować. Chyba nie będzie źle odebrane jak już teraz pogratuluję zwycięstwa, jakie da Ci poniższy utwór :)
« Ostatnia zmiana: Maj 15, 2011, 09:43:50 wysłana przez SnowMiracle »
Cytat: Waxis
Jeśli chodzi o dłógość posta to  pewnie że dało się dłóżej.

"Niepuszczone bąki unoszą się do głowy, stąd biorą się posrane pomysły"

SnowMiracle

KristofPL

  • Gość
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #20 dnia: Maj 14, 2011, 23:16:11 »
A teraz moze cos spoza uniwersum kosmicznego;] wytrwalych zapraszam do lektury:P

Janek, wesoły pogodny gosc, pracuje jako kurier w jednej z firm przewozowych. Wlasnie jechal do ostatniego klienta dla którego miał paczke, musial przejechac jeszcze przez jedno skrzyżowanie ze światłami i most, ale jak na złość zapalilo się czerwone światło. Niech ich pieklo pochlonie – powiedział sam do siebie – przeciez już dawno mieli synchronizowac te swiatla. Był wściekły ponieważ już na trzecim skrzyzowaniu z rzedu czekal na zielone światło. Jak tak dalej pojdzie to spoznie się do domu na obiad – pomyślał – a wtedy zona da mi popalic, jak ona nie lubi jak jem zimny obiad. Czego, tak miedzy nami, calkiem nie rozumiem, przeciez jeden pies czy zjem cieply obiad przez nia przygotowany, czy zjem cieply obiad odgrzany w „mikroweli”, ktory ona wczesniej przygotowala. Zielone, nareszcie!  Jego radosc nie trwala jednak dlugo, musial hamowac na srodku mostu bo jakis idiota wypadl na droge, dobrze ze kierowca samochodu jadacego za nim, nie uderzyl go w tylek. Co u licha wyprawia ten koles? – pomyślał, widzac młodego chlopaka który wrecz wskoczyl na ulice – Co on trzyma w rece? Czy to.. nie, to nie możliwe.

Pawel był normalnym facetem w średnim wieku, wlasnie wracal ze swojej nudnej pracy. Był on informatykiem w urzedzie miasta, i już powoli zaczynala mu „brzydnac” ta praca. Ciagle chodzi do „usterek”, a  to pani sekretarce nie dziala drukarka, a to drukarka nie ma tuszu, a to trzeba wymienic papier! Jakim cudem ja się tu znalazłem? – pomyślał -  skończyłem przeciez studia na polibudzie, fakt jedynie inżynierskie ale nadal to sa studia! A zajmuje się podlaczaniem drukarek do komputera i ich konfiguracja. W jego zyciu nic się nie dzieje, ciagle to samo, chodzenie z pracy do domu, i z domu do pracy. Co do rutyny, wlasnie przechodze już poraz tysieczny przez most na ul.Piotrkowskiej, i co? Wypadek, nareszcie się cos dzieje, nie wiem jeszcze co dokladnie, bo widze jedynie niezły tłumek gapiow ale jeszcze pare krokow i zobacze.. Co do cholery?!

Piotr był policjantem z drogowki, wlasnie stal w korku na ulicy Korfantego i przybliżał sie powoli do skrzyżowania z ul. Piotrkowska, konczyla mu się sluzba i marzyl tylko o tym aby dojechac do komisariatu i zostawic tam samochod.
- uwaga, do wszystkich jednostek w okolicach mostu na Piotrkowskiej, potrzebna pomoc z opanowaniem bojki która rozgrywa się na srodku jezdni – zaskrzeczal dyspozytor z komendy.
- zglasza się radiowoz 227, jadziemy na miejsce od strony ul. Korfantego. Czego można się spodziewac? – odpowiedzial za Piotra jego partner  z patrolu, Darek.
-zadnych konkretow. Jesteście blisko panowie, pospieszcie się to może uwiniecie się przed koncem służby.
- zrozumialem, już jedziemy.
Wlaczyli „koguta” i ruszyli prosta droga na most, oczywiście samochody nie chetnie zjeżdżały bo i nie mialy gdzie, na szczescie dla policjantow, nie musieli oni jechac tylko prawym pasem jezdni. Szybko zmienili pas i jadac „pod prad” szybko zmierzali do celu. Dojeżdżali do mostu gdy to się zdarzylo, wielka kula ognia uniosła się w niebo nad mostem.
- Co do cholery?! To nie mogl być wybuch, nic nie było słychać. – powiedział z przekonaniem Darek.
- Może gas się ulatnia? Daj znac centrali ze potrzebujemy wsparcia strażaków i niech miasto odlaczy gas i prad w tej dzielnicy.
- Robi się!
Janek nie wiedział co tu się dzieje, ale był pewien ze przed maska jego samochodu, stał chłopak z mieczem samurajskim w reku. Chlopak wyglądał zwyczajnie, oczywiscie procz  tego co trzymal w reku, Janek czytal kiedys o tych mieczach, były tak ostre ze potrafily przeciac wlos spadajacy bezwiednie na ostrze. Sam balby się ze odetnie sobie cos albo potnie, a ten tutaj wywijal tym mieczem jakby nigdy nic. Stal rozluźniony i patrzyl w proznie przed soba gotowy do odparcia ataku, problem polegal na tym ze tam nikogo nie było. Nagle ni z tego ni z owego odparl nie widoczny atak, a potem nastepny, odparl tak cala serie nie widocznych atakow. Odskoczyl wypuszczając miecz, zrobil kilka gestow dłońmi i zlapal miecz spowrotem nim spadl na rowne nogi. Wtedy nastąpiło cos dziwnego, nie wiadomo skad pojawily się dodatkowe cztery osoby. Nowo przybyli nie wygladali już tak zwyczajnie, nosili czarne stroje i kominiarki, wygladali jak ninja z filmow amerykańskich. Janek nie miał pojecia co się tu dzieje, ale na pewno  nic dobrego.

Widok był dosc niezwykly, Pawel stal jak w ryty, widzac pieciu ludzi walczacych na srodku 4 pasmowego mostu, przedzielonego zielenia. Kiedy Pawel przypatrzyl się dobrze sytuacji, zdal sobie sprawe ze jeden z walczacych mężczyzn jest w zwykłym codziennym ubraniu, i probuje się bronic przed 4 napastnikami ubranymi jak ninja w czarnych ciuchach i kominiarkach. Ale zaraz, zaraz.. – pomyślał patrzac oniemialy na pas zieleni przedzielajacy most – co robia te drewniane pale wystające z ziemi? Wygladaja jakby wyrosły z ziemi tylko po to by kogos przebic na wylot, ale czy to w ogole możliwe?.

Krzysiek uważał się za zwyczajnego chłopaka, konczyl wlasnie szkole srednia z mysla o pojsciu na studia. Nie był pewien na który kierunek się zapisac. Lubial często chodzic po miescie słuchając muzyki i wyobrażając sobie jakby to było gdyby.. Dzisiaj nie było inaczej, szedł ul. Piotrkowska wyobrażajac sobie, ze jest jak bohater swojej ulubionej mangi. Jest ninja potrafiącym panowac nad wszystkimi żywiołami, za pomoca energi zyciowej i gestow wykonywanych dłońmi. Lecz nikim takim nie był, był po prostu zwykłym człowiekiem nudzącym się zyciem w tym swiecie, zawsze marzyl ze będzie kims wiecej ale nie miał do tego szczescia ani odwagi. Przechodzil wlasnie przez most gdy poczul ze cos było nie tak, nie wiedział do konca co, go nie pokoi. Zauwazyl jakis ruch katem oka, odwrocil się by mu się przyjrzec i wtedy to poczul, cos kazalo mu unieść dlon i przygotowac się na uderzenie. Niewiele po tym jak wykonal gest obronny, w jego dlon uderzyla piesc, co było dosc dziwne ponieważ nikogo nie widzial, ale czul ewidentnie jakby w jego otwarta dlon walnela czyjas piesc. Znowu, bardziej poczul niz zobaczyl kopniak skierowany w jego strone, zablokowal go druga reka. Odskoczyl od „napastnika” i dokladnie przyjrzał się miejscu gdzie powinien stac jego przeciwnik, ale tam nic nie było. Znowu ten ruch, wychwycil go katem oka, znowu musial się bronic przed niewidocznym atakiem. Tym razem jednak zobaczyl również atak noga, ale nie obronil się przed nim, tylko przyjal atak na siebie, aby upewnic się czy jest prawdziwy. Był, bol jaki poczul w torsie był na pewno prawdziwy, takiego kopniaka dawno nie dostal, w zasadzie nigdy nie dostal kopniaka. Krzysiek unikal bojek, wolal uciec niż się bic, ale teraz ciekawość wziela gore, odskoczyl na bok i przygotowal się do bojki. Nie wiedział skad to wie, ale potrafil bezblednie ustawic się do walki, i miał tysiące pomysłów jak się bronic i jak atakowac. Tym razem zobaczyl cala postac, była ledwie widoczna, tak samo widoczna jak rozgrzane powietrze unoszące się nad asfaltem. Postac patrzyla na Krzyska i rzucila mu cos, zlapal to odruchowo, to był blad. Gdy tylko zorientowal się ze zlapal katane było juz za pozno, pojawila się kolejna „niewidoczna” postac i zaatakowala od razu. Tak jak poprzednio, nie wiedziec czemu wiedział dokladnie co robic, blokada, blef, atak.  Kompletnie zapomnial gdzie się znajduje, i to go prawie zgubilo, natepny atak był tak mocny ze mimo obrony impet wypchal go na ulice wprost pod nadjeżdżający samochod. Samochod na jego szczescie zdążył zahamowac, sytuacja stawala się dosc nie ciekawa, z tego co widzial po twarzach gapiow nikt poza nim nie widzial napastnikow, w tej samej chwili jak o tym pomyślał przypomnialo mu się kilka „pieczeci” które ukazuja napastnikow. Wykonal odpowiednie gesty rekoma co spowodowalo pokazanie się napastnikow, było ich czterech, a nie dwoch jak sadzil, wszyscy byli ubrani na czarno. Napastnicy gdy odkryli ze było ich juz widac, zaczeli komunikowac się miedzy soba w nieznanym Krzyskowi jezyku. Szybka wymiana zdan miedzy napastnikami dala czas Krzyskowi na wycofanie się na srodek mostu, gdzie pas zieleni przedzielal pasy jezdni, obejrzał sobie dokladnie wszystkich napastnikow. Wygladali na jakis elitarny oddzial, ale co oni tu robili? I po jaka cholere z nim walcza? – pomyślał – przeciez ja nawet do teraz nie wiedziałem jak się bic, a co dopiero władać mieczem. Sam nie mam pojecia skad ja to wiem, po prostu nachodzi mnie mysl zeby sie obronic, a moje cialo jak w transie samo znajduje odpowiednie ruchy. Czas minal, gdy tylko doszedl do pasu zieleni, jeden z napastnikow który również się na nim znajdowal, wykonal kilka gestow rekoma. Krzysiek zdołał jedynie dostrzec pare z nich ale to wystarczylo, znowu poczul ze jego cialo wie co robic, skoczyl jak najszybciej z powrotem na asfalt, w miejscu gdzie przed chwila się znajdowal „wyrosły” drewniane naostrzone pale które mialy go przebic. Zobaczyl cien na asfalcie, w tej samej chwili jego rece same zaczely formułować nastepne pieczecie, pod koniec sekwencji znakow już wiedział co to będzie. Przylozyl do ust dlon z dwoma wyprostowanymi palcami i „plunął” powietrzem które okazalo się wielka kula ognia, przeciwnik nie miał szans, znalazł się w samym srodku kuli ognia i.. zniknął.

Pawel nie wiedział co o tym myslec, wlasnie zobaczyl jak ten chłopak w cywilnych ciuchach, „wypluwa” z ust ogromna kule ognia, która pochlania jednego z napastnikow. Pochlania to chyba dobre slowo, ten człowiek po prostu się rozpłynął w powietrzu, nic po nim nie zostalo. Szybko spojrzał na sytuacje wokół siebie, ludzie zaczeli panikowac nie wiedzac co robic, uciekac czy oglądnąć „spektakl” do konca. Było słychać syreny jakiegos radiowozu. Bogu dzieki – pomyślał – nareszcie jakas pomoc, oni zrobia z tym wszystkim porządek i będę mogl potem opowiadac w pracy jak byłem swiatkiem tego calego przedstawienia.

Janek widzac wielka kule ognia „wypluwana” z ust tego młodego chłopaka stwierdzil jedno, dłużej nie ma zamiaru tutaj zostawac, ryzyko nie było tego warte. Zgasil samochod wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wyszedl z samochodu, po wyjsciu nie zastanawial się zbytnio tylko puścił się biegiem jak najdalej od tego cholernego chłopaka i jego „kolezkow”. Może nie wyglądało to bohatersko ale przynajmniej ocalil skure.

Piotr i Darek wlasnie dojechali na miejsce, to co zobaczyli przeszlo ich najśmielsze oczekiwania. Zobaczyli jakiegos młodziaka z mieczem w reku, który bronil się przed atakami dwoch napastnikow w czarnych pizamach i kominiarkach jakby byli jakimis ninja.
- Darek, zajmij się gapiami. Niech natychmiast się stąd zmywaja. – powiedział stanowczo Piotr.
- a ty? – dopytal się głupkowato Darek.
- porozmawiam sobie z naszymi dowcipnisiami – powiedział z uśmieszkiem.
- Policja! Rece do gory! Rzucic miecze na ziemie i rece za glowy.

Policja! Swietnie, tylko tego brakowalo – pomyślał Krzysiek – wyjdzie na to ze ja zacząłem ta cala bojke, ciekawe czego te czarne typki chca ode mnie? Niewazne, ja pierwszy nie zacząłem i jak na razie tylko się bronie. Ale co się stalo z tym gosciem co chciał na mnie skoczyc? Fakt ze rozpłynął się jak banka mydlana mnie przeraza. Napastnicy na moje szczescie zerknęli teraz na policjanta, co daje mi możliwość odsuniecia się od nich, ale z drugiej strony czy policja da sobie rade z mieczami przy tylu gapiach? Przeciez nie będę strzelac na takim terenie.
- Powtarzam ostatni raz! Polozcie bron na ziemi! – krzyknął policjant z coraz wieksza grozba w glosie.
- Nie strzelic nas, duzo ludzi – powiedział jeden z napastnikow lamana polszczyzna. Policjantowi na te slowa zrzedla mina, rozglądnął się dookoła jakby chciał się upewnic ze faktycznie sa tutaj ludzie. W koncu zaczal mowic cos szybko do swojego radia trzymając ciagle reke na kaburze pistoletu.
- musim skonczyc, co zaczac – powiedział tym razem drugi napastnik wyraznie kierując te slowa w moja strone. Od razu po wypowiedzeniu tych slow rzucil się na mnie z mieczem, ledwo zdołałem odbic to uderzenie, a już nastepne lecialo w moja strone od drugiego napastnika. Cala walka wydawala mi się wiecznością, atak, obrona, zmylka, podwojna zmylka, plynne przejscie z obrony do ataku i.. dylemat. Czas jakby się zatrzymal, znalazłem okazje, znalazłem okazje by zabic dwoch naraz, ale sam tracac przy tym zycie. Czy jest to gra warta swieczki? A czemu nie, przeciez mogę zginac w każdej chwili od najmniejszego mojego bledu, a ci kolesie już nie raz mi pokazali ze nie walcza dla zabawy. Podjalem decyzje, zabije ich, strace przy tym zycie ale wole taka śmierć niż inna. Jak wymyśliłem tak zrobiłem, cios – jedna śmierć, odwrocenie sie do drugiego napastnika, o pol sekundy spozniona obrona – specjalnie, drugi ma myslec ze chcem się jeszcze obronic – cios. W zasadzie były to dwa ciosy jednoczesnie zadane, i oba trafily tyle ze..

Pawel nie mogl uwierzyc wlasnym oczom, wlasnie zobaczyl jak ten chłopak zabija dwoch napastnikow niemal jednoczesnie i zostaje przebity na wylot mieczem. Napastnicy znikli jak ten który „dostal” kula ognia. Nie było po nich śladów procz samurajskiego miecza wbitego w chłopaka. Policjant który próbował rozpędzić tlum zaniechal tego, popatrzyl na swego partnera z pytaniem w oczach, ale jego partner tylko wpatrywal się w chłopaka.

Piotr nie mogl uwierzyc w to co zobaczyl, pomijając fakt ze z dwoch napastnikow nic nie zostalo, a on był bezradny jak dziecko, chłopak który walczyl z ninja po prostu się podstawil. Specjalnie przyjal cios na siebie aby wyprowadzic wlasny i zabic obu przeciwnikow naraz. Zajelo to ledwie chwile, nim się zorientowal co się stalo, a gdy to zrobil było juz po wszystkim. Nie rozumiał tego, jak taki mlody chłopak mogl walczyc z dwoma przeciwnikami naraz zamiast uciekac i ratowac zycie.

Jacek widzac ze napastnicy zniknęli podbiegl jak najszybciej do chłopaka, nie wiedział co się tu dzieje i malo go to obchodzilo.
- chlopie trzymaj się! Zaraz przyjedzie pomoc, tylko zostan ze mna, słyszysz mnie? – wrzeszczal do niego wyklepana formulke, która zasłyszał wielokrotnie w filmach.
-wszystko będzie dobrze, powiedz cos!

Krzysiek nie wiedział co się stalo, jego napastnicy rozpłynęli się w powietrzu. Ale wygral, wygral walke swojego zycia, pomimo ze stracil zycie. Ale czy na pewno je „stracil”? Jedyne co przychodzilo mu na mysl to..
- piekna walka.. – wykrztusil
- co mowisz? – dopytywal się nieznajomy który szarpal nim.
- piekna walka, piekna śmierć – powiedziawszy to, uśmiechnął się od ucha do ucha i oddal się zmeczeniu. Zamykajac oczy zobaczyl go, czwarta „niewidzialna postac” która stala nad nim, nie jak kat, a jak człowiek oddajacy honor. Zdawal się słyszeć jego cichy glos „dobra walka”, a może tylko mu się zdawalo..

P.S. to juz tez moja ostatnia praca tutaj:) sami zdecydujcie ktora lepsza
« Ostatnia zmiana: Maj 15, 2011, 11:24:36 wysłana przez KristofPL »

Vic Brunner

  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 436
    • Zobacz profil
  • Korporacja: ???
  • Sojusz: eee? wut alliance?
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #21 dnia: Maj 15, 2011, 17:20:25 »
heh... parę tygodni temu popełniłem 2 częsci opowiadanka na forum BUFU pt Dziura (trzecia zaś w trakcie pisania), jest za obszerne na konkurs (obie częsci mają po ok 50k znaków każda), ale chetnie bym je wrzucił co by się ludzie pośmieli. Niestety na cetralę jednak jest też za obszerne :P Limit znaków posta to 20000. Ciął nie będę go bo wyszłoby niezłe floodowanie postami, więc niestety się nie pochwalę :P  Ale może znajdę inny sposób to dam znać.
Moderatorzy na drzewo!! :D

Xarthias

  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 6 512
  • Spamin' the World
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Xarthias
  • Korporacja: GoonWaffe
  • Sojusz: Goonswarm Federation
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #22 dnia: Maj 15, 2011, 17:31:48 »
Jak ładnie poprosisz to możemy chwilowo limit podnieść, tylko muszę wiedzieć do jakiej wartości.
Przedwieczny.

Vic Brunner

  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 436
    • Zobacz profil
  • Korporacja: ???
  • Sojusz: eee? wut alliance?
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #23 dnia: Maj 15, 2011, 17:38:42 »
przesadziłem z tymi 50k :) Jedno ma 29k znaków, drugie ok 32k. 33k znaków wystarczy :) ładnie proszę :]
Moderatorzy na drzewo!! :D

Doom

  • Wielki Inkwizytor
  • Administrator
  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 7 328
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Mandoleran
  • Korporacja: ULF
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #24 dnia: Maj 15, 2011, 17:42:15 »
No to jedziesz
Raz raz

W bitwie nie liczy się ten kto ma pierwsze słowo. Liczy się ten kto ma ostatnie.

Xarthias

  • Użyszkodnik
  • *
  • Wiadomości: 6 512
  • Spamin' the World
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Xarthias
  • Korporacja: GoonWaffe
  • Sojusz: Goonswarm Federation
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #25 dnia: Maj 15, 2011, 17:45:19 »
Ale jak nie na konkurs to w nowy wątek od razu wrzuć.
Przedwieczny.

Vic Brunner

  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 436
    • Zobacz profil
  • Korporacja: ???
  • Sojusz: eee? wut alliance?
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #26 dnia: Maj 15, 2011, 17:59:16 »
no na konkurs za wielkie, i nie skończone jeszcze :)

jest w oddzielnym już wątku. Możecie zmniejszyć limit. dziękii
Moderatorzy na drzewo!! :D

littleozzik

  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 133
    • Zobacz profil
    • Blackwater Company
  • Korporacja: Retired
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #27 dnia: Maj 15, 2011, 20:18:52 »
Akcja rozgrywa się kilkanaście dni po głośnej walce kapitana Trakath z szefem Gallentyjskiego Concord'u, tydzień po przekazaniu oficerom BWC przez Wa Xing tajemniczego ładunku o kodowej nazwie "peacestations" i dosłownie godzinę po rozpoczęciu małej spontanicznej libacji pożegnalnej w korytarzach stacji Nora Buki :) Niestety po zmasowanym ataku na serwery BWC dane wcześniejsze zapiski zaginęły bezpowrotnie razem z adminem który, jak plotki głoszą, dostał intratne stanowisko w C0ven ;)


Imam Kaalio - gubernator dystryktu Tash-Murkon stał przed oknem swojej rezydencji i kontemplował widok na największy hub handlowy w regionie.
Można by sądzić, że widok miliardów świateł dzielnicy handlowej pomieszanych z błyskami ostrzegawczymi sygnalizatorów pojazdów kosmicznych zmierzających do stacji należącej do Kaalakiota Corporation wprawi każdego w doskonały nastrój. Nie dzisiaj jednak. Dzisiaj gubernator  miał spore problemy do rozwiązania. Odwrócił się i ponurym wzrokiem zmierzył każdego z siedzących przy stole.
- Panowie, została jedna sprawa do omówienia. Omarr, co masz dla mnie w kwestii bezpieczeństwa naszych regionów, w kontekście nasilenia ataków
przez Blackwater Company?
Omarr Taar szef wywiadu Tash-Murkon bez trudu wytrzymał spojrzenie gubernatora.
- Concord nie będzie patrolował pocket'u Teshkat, Sir. Komandor tutejszej komórki ubolewa, ale twierdzi że nie ma środków na finansowanie dodatkowych patroli w rejonach low-sec.
- Zaiste, biedni są członkowie naszej społeczności! - Westchnął teatralnie człowiek w purpurowych szatach, które mimo swoich monstrualnych rozmiarów nie mogły ukryć jego olbrzymich gabarytów, tłustego karku i trzech podbródków. - Jakże byłbym rad, widząc że nie wszystko kręci się wokół pieniądza, używek i wyzysku naszych braci. - Dodał rozkładając szeroko ramiona ponad stołem.
Omarr zacisnął pięści i pobladł na twarzy. - Zaiste, Kościół Amarr'ski mógłby zacząć zmiany od siebie i wspomóc swoich braci zamiast
tracić czas na liczenie swoich dóbr. Jego wyznawcy byliby mu z pewnością wdzięczni.
Właściciel trzech podbródków - Biskup Zjednoczonego Kościoła, zwany przez wiernych Boskim Światłem, a przez bardziej sceptycznych - Złotym Wieprzem, spojrzał wściekle najpierw na Omarr'a, potem na gubernatora ale widząc że nie otrzyma wyraźnego wsparcia z jego strony usiłował puścić uwagę mimo uszu. Był niezwykle wpływowym człowiekiem, z którego zdaniem gubernator zawsze się liczył ale nie mógł się mierzyć z szefem wywiadu jednego z najbogatszych regionów Imperium.
- Omarr, proszę kontynuować. - Gubernator wzruszył ramionami, wyjątkowo niewiele robiąc sobie z wściekłości biskupa.
Szef wywiadu chrząknął i poprawił leżący przed nim holopad.
- Nie ma tego wiele ale jednak zebraliśmy kilka informacji. Przede wszystkim są mniejsi niż myśleliśmy. Dokładna ich liczba nie jest nam
znana, lecz z reguły latają we flotach po około 10-15 statków. To nas trochę zaskoczyło bo z relacji świadków wynikało że jest ich przynajmniej dwa razy tyle.
- W czym więc problem że nie można skutecznie ich wyeliminować? - gubernator potrząsnął głową z niedowierzaniem. - Przecież takie liczby
nigdy nie były dla nas problemem!
- Zgadzam się. - Spokojnie skinął głową Omarr. - Jednak tu mamy do czynienia z czymś innym, Sir. Z nową jakością że tak powiem.
Widząc konsternację na twarzy gubernatora ciągnął dalej.
- Znane są przypadki że przy równych flotach straty przeciwnika wynoszą 100% przy 10% stratach BWC - dodał.
- Jak to do cholery możliwe? Przecież to prymitywni piraci, cholera jasna! - gubernator z niedowierzaniem wpatrywał się w raporty przemykające nad stołem holograficznym.
- Nie do końca, Sir. Dyscyplina, zgranie, szybkość działania. Na bardzo wysokim poziomie. Zawsze dedykowany skaut. No i cóż, bardzo szybki FC.
Jakiś czas temu przyjęli grupę nowych członków. Bardzo aktywnych jak się okazuje, którzy po serii szkoleń stali się niebezpieczni sami w sobie, a umiejętnie dowodzeni nabierają praktyki i... Sam pan rozumie. Ciężko się przeciwstawić takiej kombinacji inaczej jak tylko liczbami. Których to liczb nie mamy, Sir.
- No dobrze. - Skrzywił się gubernator. - Jakim cudem przelatują przez hi-sec? Przecież muszą mieć w kartotekach Concord'u status piratów!
- Tak. Problem jest taki, że oficjalnie współpracują z Concord'em przy walce z oddziałami Sansha Nation, dzięki czemu...
- Jasna cholera, wiem... Cóż to za gówniane prawo tworzy ten pieprzony Senat. - Poirytowany Imam uderzył pięścią w stół. - Ale mimo tego nie
jest ich wcale tak wiele, prawda?! Znajdźmy sposób i odetnijmy ich w takim razie od zaopatrzenia! Przecież tracą w końcu jakieś statki.
- Tracą. - Skinął głową Omarr. - Ale to też jest ciekawie. Z zebranych informacji wynika kilku starszych stażem pilotów ma nie tylko
doświadczenie bojowe ale i przemysłowe. Dane świadczą że w przeszłości byli właścicielami korporacji HYPSO rezydującej w w-space. Produkcja
Tech II, pos'y, księżyce. Obawiam się że jeśli zechcą, to będą całkowicie samowystarczalni bo znają się na wszystkim niestety. No i mieszkają na takim zadupiu że ewentualna nasza karna wyprawa raczej by tam nawet nie doleciała, a nawet jeśli to mogłaby zostać na wstępie zmiażdżona przez C0ven.
- C0ven?
- Niewielki terytorialnie, a jednak bardzo sprawny militarnie sojusz zajmujący Esoterię. Posiada spore możliwości bojowe w ramach powerblock'u zwanego StainWagon który to ostatnio...
- Wystarczy. Słyszałem o tym całym gównie. - Przerwał zniecierpliwiony gubernator. - Nie możemy wobec tego znaleźć jakiejś drogi nacisku na
nich poprzez sojusz?
Omarr Taar wzruszył ramionami.
- Nie da rady. Płacą C0venowi za święty spokój. Oficjalnie to zwykłe pet'y. Dopóki płacą i nie robią im kłopotów to są w zasadzie nie do
ruszenia.
- Kurwa. - Mruknął pod nosem gubernator i spojrzał na biskupa. - Ktoś ma jakieś inne pomysły?
- Hmmm... A nie ma możliwości wprowadzenia tam naszego człowieka? - Biskup gorączkowo poszukiwał drogi mogącej zapewnić mu przychylność
gubernatora.
- O! To jest jakiś pomysł! - Przyklasnął mu Imam Kaalio.
- Z tego co się dowiedziałem to aby się do nich dostać trzeba ukończyć Akademię Kosmiczną Unseen z najwyższymi odznaczeniami. Następnie odbyć
rozmowę kwalifikacyjną i uczestniczyć przynajmniej w jednym locie bojowym aby zostać zaakceptowanym resztę członków. Nie jest wykluczone
że stosują jeszcze jakieś inne procedury o który nie wiemy. - Omarr Taar zerknął na gubernatora i widząc jego wyczekujące spojrzenie dodał. -
Owszem możemy spróbować, ale ta operacja będzie wymagała odpowiednich ludzi, czasu i pieniędzy...
Gubernator utkwił wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie w przestrzeni.
- Z tych rzeczy które wymieniłeś Omarr, to nie brakuje nam tylko jednego. - Ponuro się uśmiechnął. - Właśnie pieniędzy. I właśnie to panowie wykorzystamy. Nie będziemy tracić czasu ani energii na gównianą jedną korporację - Ciągnął dalej. - Znikną oni, pojawią się następni a my będziemy wysłuchiwać bezustannego zrzędzenia kupców, ich synów, córek i reszty tej całej hołoty która wyniosła mnie na ten stołek. Uderzymy wyżej.
- C0ven ma kilka korporacji z czego dwie całkiem spore. Myślę że możemy zaryzykować stwierdzenie że są filarami sojuszu - Omarr Taar błyskawicznie zrozumiał intencje gubernatora.
- Bardzo dobrze. Znajdź więc odpowiednio niezadowolonego człowieka z wielkimi ambicjami i odpowiednio przerośniętym ego a zaczniemy powoli proces destabilizacji tej przechowalni prymitywu. A jak nam się uda... - Gubernator zawiesił głos. - To sprzedamy tan pomysł innym regionom, sądzę że będą zachwyceni.
- I wznieśmy modlitwy do Stwórcy, którego umiłowanym narodem jest naród Amarr'ski...
- Musimy tylko znaleźć kogoś kto tak kocha pieniądze jak nasz biskup. Nie sądzę aby było to tak trudne aby wspomagać się modlitwami. - Omarr spojrzał na biskupa pogardliwie przerywając mu wzniosłą inwokację.
Imam Kaalio, już odwrócony do nich plecami zastanawiał się po jaką cholerę mu ta cała polityczna kariera. W wojsku wszystko było takie
proste.


***

Wysoki Amarrczyk szedł wolno korytarzem stacji kosmicznej Nora Buki w stronę windy prowadzącej do doków. Co kilka chwil przystawał rozglądając się po pustych korytarzach stacji jakby chcąc zachować jak najwięcej szczegółów w swojej coraz to bardziej zawodnej pamięci. Tuż przed drzwiami windy przystanął na nasłuchując uważnie. Cisza podtrzymywana brzęczącym dźwiękiem systemów stacji przerywana była co jakiś czas krzykami i wybuchami śmiechu dochodzącymi z bocznego korytarza. Zmarszczył brwi i bez wahania skierował się w tamtym kierunku.
Gallentyjczyk siedzący na rozwalonym pojemniku chwiał się niebezpiecznie wymachując butelką w jednej ręce i puszką w drugiej, z której wypadały co pewien czas bliżej nieokreślone przedmioty pochodzenia organicznego.
- A w dupie mam was wszystkich! Do kryptologów pójdę!
- Kryptologów? A kogo masz dokładniej na myśli Murlag? - Siedzący na przeciw, zdrowo już wstawionego gallentyjczyka, oficer w galowym nieco już pogniecionym mundurze BWC, spokojnie obserwował coraz większy stan upojenia adwersarza.
- Nooo jak kogo! Tych co tak dziwnie piszą, że nikt nie wie o co chodzi. - Wybełkotał Murlag i pociągnął spory łyk z butelki. - Ale słyszałem że kasy mają tam jak lodu! Rozumiecie, pławią się w luksusie!- Dodał robiąc jednocześnie kolejny zamaszysty ruch ramieniem zapewne mający na celu określenie bezmiaru kosmicznej gotówki. - Nie to co ta... biedota tutaj.
- A, ci... kryptolodzy powiadasz. - Trzeci członek małej libacji podniósł głowę jednocześnie robiąc unik przed strumieniem złocistego płynu którego coraz większe ilości znajdowały się na podłodze. - Ale do których konkretnie się wybierasz?
- Co, do których? - Murlag wybałuszył oczy co było po części spowodowane napadem czkawki pijackiej.
- No, tych kryptologów to jest sporo. - Spokojnie tłumaczył trzeci. - Możesz na ten przykład...
- Gregu, kurna, pierdu, pierdu se tam mogę! - Murlag przewrócił oczami co w domyśle miało oznaczać ubolewanie nad małą lotnością jego kompanów. - Do dronkowa pójdę!
Gregorius Decimus, były już CEO Blackwater Company pokiwał głową w udawanym zrozumieniem i rzucił w kierunku siedzącego obok oficera. - Słyszałeś Tas'eem? Do dronkowa pójdzie.
- Mhm, słyszałem. - Pokiwał głową Tas'eem pieczołowicie skręcając tubę z dużego plakatu z pamiętnej akcji anty-Sansha. - A więc
będziesz do nas minusem.
- Właśnie tak! Że co?! - Murlag spojrzał na niego półprzytomnie.
- Minusem kretynie! - Gregorius chwycił prawie pustą puszkę po peacestations i rzucił w kierunku pijanego którego tylko gwałtowny napad
czkawki uratował przed precyzyjnym pociskiem. - Że niby będziesz do nas strzelał tak?!
Murlag wybałuszył oczy i czknął potężnie.
- Ja?! W życiu! Zostanę tym, no... przedsiębiorcą.
- Przedsiębiorcą? - Gregorius pochylił się bardziej w kierunku Murlaga. - A cóż takiego będziesz tam porabiał, klepał biżuterię z tych ich dronek, tak?
Murlag spojrzał na niego z nieukrywanym podziwem.
- Właśnie tak! A ty mi będziesz ją rozprowadzał wśród tych panienek Wa Xing!- Wspiął się niezdarnie na stos kontenerów transportowych załadowanych puszkami peacestations i wymierzył w oskarżycielskim geście palec w Decimusa. - Widzisz?! Jak chcesz to umiesz kombinować! Trzeba było pokombinować trochę wcześniej to nie było by tego całego gówna! A tak to co? Wielki rozpierdol i tyle!
Tas'eem który właśnie skończył skręcać swój wynalazek spokojnie wymierzył prowizoryczną dmuchawę w kierunku rozwrzeszczanego Murlaga i załadował peacestation. Sekundę później łupina rozprysnęła się centralnie pomiędzy jego oczyma.
- Auuu! - Wrzasnął Murlag. - Do mnie strzelasz? Z raili?!
- Widzę że zabawa trwa w najlepsze, chłopaki. - Amarrczyk pojawił się jakby znikąd.
- Gaavrin! - Krzyknął Murlag z trudem ogniskując wzrok na nowo przybyłym. - Może spróbujesz tego genialnego napoju i tych pitonów co to Gregu przytargał od tej swojej tancerki?
- Peacestations baranie. I nie tancerka tylko rzeźbiarka. - Mruknął pod nosem Decimus.
- Nie Murlag, dzięki. - Gaavrin bacznie obserwował Tas'a który ukradkiem wskazywał a to na Murlag'a a to na śluzę załadunkową. - Śpieszę się bo mam umówiony transport z chłopakami z Rave. Jeśli chcesz to mogę cię podrzucić do Jita. Pogadamy po drodze o starych czasach.
- O! Bardzo dobrze. Gaav, bo ja z tymi panami tu już skończyłem. - Murlag z trudem podniósł się ze stosu skrzyń.
- Słusznie Murlag, co za dużo to niezdrowo - Gaavrin uśmiechnął się podtrzymując ledwo stojącego na nogach gallentyjczyka.
- Uważaj na tego pijaka Gaav. - roześmiał się Tas'eem.
- Taaa, najlepiej zwiąż padalca. - Dodał Gregorius.
- Słyszałeś Gaav? - Murlag zaśmiał się złośliwie. - Marzenia małych świntuszków...
- No, to na razie panowie i do zobaczenia w BZ. - Gaavrin uniósł rękę w pożegnalnym geście w stronę byłego zarządu BWC i ruszył w stronę windy.
Do pozostałej dwójki dochodziły coraz to słabsze odgłosy ciągłej czkawki Murlag'a.
- Szkoda tego żula. - Mruknął Tas'eem. - Zmarnuje się w tym dronkowie.
- Mhm... Spokojnie, wróci.
- Może i wróci. Ale chodzą pogłoski o wojnie, a kto z południa zaryzykuje i przyjmie go do jakiejkolwiek korporacji?
Gregorius pociągnął potężny łyk z butelki i zagryzł garścią peacestations.
- Tas. Wiesz że zrobimy co w naszej mocy aby syna marnotrawnego przyjąć z powrotem, jeśli będzie taka konieczność. Nieprawdaż?
- Prawdaż.
- No właśnie. - Były CEO oparł się o ścianę korytarza i utkwił wzrok w bezkresnym kosmosie. - Pięknie wygląda ten POS, nie?
- Pięknie.

***

Imam Kaalio wpatrywał się w hologram przedstawiający dane wywiadu. Pokiwał jeszcze raz z niedowierzaniem głową.
- I mówisz Omar, że on na to poszedł?
- Tak jest Sir.
- Nie chce mi się w to wierzyć.
- Ostatnie wydarzenia wskazują że będzie rozłam. Nie mamy powodu nie wierzyć naszemu... Hmmm... sprzymierzeńcowi.
- Wiesz dlaczego zawsze twierdziłem że nie do końca nadaję się na te stanowisko? - Imam ciągle wpatrywał się w holopad. - Nigdy tak naprawdę nie doceniałem siły pieniądza.
- A właśnie. - Wszedł mu w słowo Omar. - Skoro już jesteśmy przy pieniądzach i rozłamach. Blackwater Company nie będzie już spędzać nam snu z powiek.
- A dokładniej?
- Rozpadli się. - Wzruszył ramionami. - Jakieś konflikty wewnętrzne.
- No proszę. - Gubernator uśmiechnął się szeroko. - Ciągle mnie fascynuje że niekiedy wystarczy po prostu nie przeszkadzać a wszystko samo perfekcyjnie się rozwiązuje.
- Owszem, czasami tak się dzieje Sir. - Przytaknął spokojnie szef wywiadu.
- Dobrze więc. Kontynuujemy naszą operację. - Imam usiadł i podparł brodę rękoma nie próbując nawet ukrywać doskonałego humoru. - A skoro wszystko tak świetnie się układa, to przekaż naszemu przywódcy Kościoła że wezmę udział w najbliższej mszy dziękczynnej. Niech zadba o odpowiednią oprawę. Pospólstwo musi widzieć że jesteśmy z nimi, nie sądzisz?
- Oczywiście Sir.

KristofPL

  • Gość
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #28 dnia: Maj 15, 2011, 21:09:29 »
kiedy kontynuacja?;] az nie moge sie doczekac:P

littleozzik

  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 133
    • Zobacz profil
    • Blackwater Company
  • Korporacja: Retired
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #29 dnia: Maj 15, 2011, 21:25:31 »
kiedy kontynuacja?;] az nie moge sie doczekac:P

Tego tam... mojego? :)

Murlag

  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 1
    • Zobacz profil
  • Imię postaci: Murlag
  • Korporacja: Lost Idea
  • Sojusz: C0ven
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #30 dnia: Maj 15, 2011, 22:37:12 »
Mnie się podoba ;) i to bardzo! Szkoda tylko, że nie ma od początku ;(

KristofPL

  • Gość
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #31 dnia: Maj 16, 2011, 11:51:13 »

Ranshe

  • Gość
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #32 dnia: Maj 16, 2011, 12:24:28 »
Mnie się podoba ;) i to bardzo! Szkoda tylko, że nie ma od początku ;(

Jak pomęczycie pewnego admina wystarczająco mocno... ;]

littleozzik

  • Użyszkodnik
  • Wiadomości: 133
    • Zobacz profil
    • Blackwater Company
  • Korporacja: Retired
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #33 dnia: Maj 16, 2011, 12:41:42 »
@ Kristof:
Zobaczymy, będzie wena to pewnie coś powstanie  ;)

LOL, Admin się obudził z amoku (pewnie alkoholowego) i nadludzkim wysiłkiem część odzyskał  ;D

Więc dla ciekawskich co jak i dlaczego - do pogrzebania:
http://blog.blackwatercompany.pl/

Ranshe

  • Gość
Odp: Baz'ooka VI - reaktywacja
« Odpowiedź #34 dnia: Maj 16, 2011, 15:21:18 »
Nadludzkim, jasne... pewnie parę kliknięć żeby backup odpowiedni znaleźć w panelu ;)