W ramach inwazji na -A- mieliśmy dziś śliczną bitkę w Tribute.
Najpierw wskoczyliśmy baddonami na bandę geddonów -A- pod
jakimś POSem i nawet dobrze się walczyło, ale White Noise'i zdecydowali się popsuć zabawę i wpadli z paroma superami.
-A- zwiali do POSa i nim zdążyliśmy ich dobrze posmackować odwarpowali w stronę H-W. polecieliśmy za nimi, w ruch poszły bańki, wskok i zaczęła się
prawdziwa zabawa. Było dobrze, geddony nawet ładnie pękały, ale kiedy zacząłem się martwić o to, że braknie mi cap boosterów -
boom headshot.
Strata mojego baddona tak zasmuciła FC, że chwilę potem (srsly, nie zdążyłem nawet zadokować w stacji, która nie była obstawiona nawet przez jedną dyktę) nakazał reszcie przeskoczyć z powrotem do D7, co dało wrogólcom wolną rękę w wyru... naszych carrierów.
Ktoś zaczął planować krwawą zemstę za pomocą SBków, ale FC kazał wsiadać w carriery i przygotować się do skoku. Wskoczyliśmy tuż obok wielkiej, czerwonej bańki, a mnie nawet bumpnęło w jej stronę, za co zostałem nagrodzony ksywą PRIMARY. W tym miejscu chciałem podziękować remote repom, lagowi, temu, że nikt nie pomyślał o "BAMP BAMP BAMP HIM", koledze, który był szybszy w zaoferowaniu FCowi frakcyjnego EAMNa oraz sobie, za wrzucenie wolnych SPków w carriera 4.
Good job!
Tak więc jak zapewne domyślacie się, doczłapałem jako tako do force fielda i doczekałem się nadejścia kawalerii. Wrogowie wycofali się na z góry upatrzone pozycje (300km nad wieżą), a my zajęliśmy jej naprawą. Ta w podzięce cały czas do mnie nawalała.
Teraz jak każdy porządny pilot archona trolluje na forum zamiast triagować.