Autor Wątek: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu  (Przeczytany 11564 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

lukez1

  • Gość
Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« dnia: Sierpień 13, 2010, 01:41:09 »
Witam wszystkich,
będę zamieszczał w tym topicu opowiadania, które napisałem o świecie EVE. Część z Was może pamiętać już kilka z nich, publikowałem je pod nickiem Feece Trinthakiss. Teraz chciałbym podzielić się z Wami innymi, które właśnie zaczynam pisać.

Pozdrawiam i życzę przyjemnej lektury  :)

lukez1

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #1 dnia: Sierpień 13, 2010, 02:13:51 »
Tytuł: Przysięga.

- Przysięgam, zawsze służyć dobru Federacji. Walczyć o wolność wszędzie tam, gdzie jest ona zagrożona. Być sprawiedliwy
i szlachetny w życiu osobistym i podczas służby w barwach Federacji. Być odpowiedzialny za powierzone mi zadania i z najwyższym poświeceniem dążyć do ich realizacji. Zawsze słuchać rozkazów przełożonych i w sytuacji krytycznej, ufać ich doświadczeniu. Przysięgam, zawsze stawać w obronie słabszych i bezbronnych...
- Dobrze, wystarczy już... To się musi skończyć. - siedzący w wygodnym, skórzanym fotelu człowiek palił cygaro. Wyłączył transmisje zaprzysiężenia nowych oficerów Marynarki Federalnej. Siedział w swoim gabinecie, na 43 pietrze biura, siedziby CreoDron Inc. Na biurku, przy którym siedział, panował idealny porządek. Oficjalne dokumenty federalne, zdjęcia rodziny - wszystko było cześcią idealnej harmonii.
Siedział zamyślony.
Spojrzał na zegarek - 16:52. Powoli wstał, przeszedł się po gabinecie. Podszedł do dużej przeszklonej ściany, która pełniła rolę
okna. Westchnął ciężko obserwując miasto. Zmarszczył brwi, nabrał dymu w usta i delikatnie go wypuścił na gładką tafle szkła.
Z zamyślenia obudził go sygnał wiadomości: 'Panie dyrektorze, przypominam panu o dzisiejszym spotkaniu'. Spojrzał na zegarek - 16:58. Poprawił garnitur, usiadł wygodnie w fotelu. Położył dłoń na czytniku, skaner rozpoczął proces weryfikacji. Kliknięcie, zielone światełko - jesteś zalogowany. Wkrótce potem, na przeciwległej ścianie pojawił się ekran, żaluzje automatycznie odcięły światło od gabinetu.
Na ekranie pojawił się obraz. Był to blady mężczyzna po trzydziestce, miał widoczną bliznę poniżej oka ciągnącą się przez cały
policzek, w kierunku szyi. Był to oryginalny przykład linii Intaki. Ubrany w klasyczny garnitur, prezentował się bardzo
profesjonalnie. Wstrzemięźliwa mimika nie zdradzała żadnych emocji. W prawym górnym rogu, był mniejszy ekran - na nim zaś niezidentyfikowana kobieta. Jej twarz była ozdobiona białym tribalowym tatuażem, a rzadkie dredy spięte z tyłu w kucyk. Była bardzo ożywiona, jakby ciężko jej było opanować emocje.
Rozpoczął Intaki:
- Nigel, Yinne. Poprosiłem Was o to spotkanie, bo jestem bardzo niezadowolony z ostatnich wyników naszej wspólnej pracy.
Moi mocodawcy są wielce niepocieszeni, że interesy idą tak słabo. Być może, nie wszyscy spośród tutaj obecnych zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy - Intaki uśmiechnął się kącikami ust. Nie pokazał po sobie zdenerwowania, wręcz przeciwnie: mówił bardzo otwarcie i uprzejmie. Po krótkiej pauzie, kontynuował - Umowa pomiędzy nami, o ile dobrze pamiętam, zobowiązywała Ciebie, drogi przyjacielu: drony, które dostarczasz swoim rodakom do walki z Syndykatem będą nie-najlepszej jakości. Tymczasem, z ostatnich doniesień jakie otrzymałem od moich zaufanych ludzi wynika, że sprawują się świetnie i dostarczają naszym pilotom nie lada rozrywki w przestrzeni. Czy mógłbyś mi wytłumaczyć co się dzieje ? Czy pieniądze, które ostatnio wpłynęły na Twoje ukryte konto nie zgadzały się w sumie, na jaką się umówiliśmy ? Czy to może tylko przypadek a piloci zostali zaskoczeni ?
- Posłuchaj teraz mnie, przyjacielu. Robiłem co moglem dla Ciebie przez długi czas. Traktowałem Twoich mocodawców jak tylko mogłem najlepiej. Tak się umówiliśmy, a ja wywiązywałem się ze swojej działki. Kosztowało to życie bardzo wielu moich rodaków. Nie jestem sentymentalnym człowiekiem, ale nasza umowa w to momencie zostaje anulowana. Nie potrzebuję już Twoich pieniędzy, ani protekcji Twoich mocodawców. Proszę nie kontaktować się już ze mną na tym kanale. Najlepiej, proszę już nie kontaktować się ze mną wcale.
- Skąd ten oficjalny ton, mój drogi przyjacielu ? Pamiętaj, z kim rozmawiasz. My jesteśmy tu po to, żeby Tobie i wszystkim twoim
kolegom po fachu żyło się lepiej - Intaki puścił oko, wydawał się lekko rozbawiony - Yinne, skomentujesz może to w jakiś sposób ?
W tym momencie mały ekran z górnego rogu zamienił się miejscami z dotychczasowym i tajemnicza kobieta zajmowała cały ekran. Dokładnie się jej przyjrzał, nie znal jej. To była murzynka, kontrastujący biały tribal pokrywał całą jej twarz. Miała kilka kolczyków w lewym uchu oraz kościany naszyjnik, bardzo ścisło spięty wokół szyi:
- Zostaliśmy zaatakowani w przestrzeni Verge Vendor przez oddział tamtejszej marynarki, kilku osobom udało się uciec. Walczyłam już z drone'shipami, ale pierwszy raz było tak ciężko. To nie były zwykle drony, technologia musiała zostać ulepszona...
- A czego się spodziewałaś, piracie ? Tym się tutaj zajmujemy, produkcją i ulepszaniem naszej technologii. Nie mam zamiaru dłużej ciągnąć tej dyskusji, skończyłem ! - dyrektor, był wzburzony. Odłączył się od konferencji i przerwał połączenie. Już miał odłożyć pilot, ale po sekundzie zawahania, jeszcze włączył całodobowe wiadomości:
"... relacji z zaprzysiężenia nowych oficerów. To zawsze wielki dzień dla Federalnej Marynarki oraz całej Federacji. Dziękujemy za uwagę. Scope - wiadomości. Torra Brown"
Westchnął głęboko otwierając szafkę. Wyjął na biurko karafkę i mała szklankę. Nalał sobie trochę na dno. Wziął ją do reki i
cicho wzniósł toast:
- Na zdrowie, panowie ! Na zdrowie...

lukez1

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #2 dnia: Sierpień 16, 2010, 11:28:26 »
Tytuł: Rafineria

- Carlos, Gem. Idziecie od prawej, zabezpieczyć wyjście od północy. Reszta za mną... Wolność i poświęcenie bracia, za Republikę ! - szeptem wydal rozkazy porucznik Dibbs, dowódca szturmowego oddziału Plemiennych Sil Wyzwoleńczych.
Byli usytuowani u podnóża kamienistego wzgórza, na którym znajdowała się khanidzka rafineria. Była ona używana oraz nazywana przez okolicznych górników jako 'punkt skupu'.
Minęło już 5 godzin, od momentu gdy zrzucono komandosów w te wyludnione tereny. Rejon należał do bardzo niegościnnych. Brakowało wody, nie było ziemi uprawnej. Pobliska rafineria polegała na regularnych dostawach, które utrzymywały w ciągłości prace zapomnianych przez świat inżynierów. Z uwagi na pobliska stację, znajdującą się w przestrzeni, w pobliżu rafinerii nie wyrosło żadne większe skupisko ludzi.
Porucznik Dibbs, schował mapę do podręcznego etui. Spojrzał po swoich ludziach, skinął głową. Dwójka oddaliła się szybko od reszty grupy, dostali rozkaz - mieli zająć pozycje. Wiedzieli, ze od ich dokładności i karności zależy życie ich towarzyszy broni i braci.
Reszta grupy czekała, dowódca milczał. Podniósł rękę i dał sygnał do 'wymarszu'. Poruszali się prawie bezszelestnie, skuleni z głowami nisko. Mieli odbezpieczone karabiny, na wypadek spotkania z wrogiem. Czujni, zdyscyplinowani, bezlitośnie skuteczni. Gdy dobiegli do miejsca, gdzie już z daleka było widać rafinerię zatrzymali się. Dowódca wskazał ludziom, żeby się rozproszyli. Do porozumiewania używali gestów i znaków, nigdy własnego głosu - nie mogli sobie pozwolić, by ich wykryto. Najważniejsze było wykonanie misji, przeżycie i zdanie raportu. Tu, na planecie w przestrzeni Wroga nie było miejsca na współczucie, nikt nie mógł przerwać misji niezależnie od statusu i roli w społeczeństwie: cywil był traktowany jak wojownik, jeżeli przeszkadza w wykonaniu zadania - zlikwidować. Skradali się z niesamowitą szybkością pod 'pozycje przeciwnika' zasłaniani przez większe kamienie i głazy.
Zatrzymali się jakieś 500 metrów od ogrodzenia, obserwowali wyładunek 'świeżych' minerałów przeznaczonych do przetworzenia. Kilka lunet obserwowało pracujących oraz przeczesywała okoliczny teren.
- Poruczniku, może ich rozwalimy ? Mniej amarrskich śmieci w przestrzeni - niecierpliwił się jeden z podkomendnych
- Ani mi się waż, Jyloke. Nie będziemy tu robić jatki... - porucznik zgasił zapal swojego żołnierza
Obserwowali jakiś czas sytuacje.
Niebo było prawie bezchmurne, rozgrzane kamienie oddawały ciepło ludziom leżącym na nich, bądź kucającym za nimi. Mijały minuty, które dłużyły się w tym skwarze.
- Skończyli. Zaraz pewnie odlecą...
- Przygotować się do szturmu. Wchodzimy i zajmujemy budynek, zabić wszystkich stawiających opór bądź stwarzających zagrożenie. Nie ryzykować nie potrzebnie i nie grac bohaterów. Zrobimy to książkowo i bez żadnych niespodzianek... Rozumiemy się ?
- Tak, jest ! - po cichu odpowiedzieli chórkiem
- Na mój sygnał...
Jeden z amarrczykow wyraźnie dowodził rozładunkiem. Rozkazy które wydawał, były wypełniane natychmiast i bez dyskusji. Po chwili, transportowiec odleciał. 'Mrówki' dalej się krzątały: wózki widłowe jeździły to w jedna, to w druga stronę.
- Naprzód, powoli... - padł rozkaz
Grupa szturmowa zaczęła się podkradać do ogrodzenia. Smukła dziewczyna, uklęknęła przy siatce i zaczęła bardzo szybko przecinać druciki ogrodzenia. Jej koledzy, z wycelowanymi w kierunku rafinerii karabinami, osłaniali grupę.
Weszli do środka.
- Przejąć rafinerię, już...
Podczołgiwali się bardzo szybko. 'Mrówki' zajęte swoimi zajęciami nie zauważyły nic szczególnego, pracowały w innej części rafinerii. Wozili przywieziona rudę, na skład - obok silosów z przetworzonymi minerałami. Sześć osób wbiegło do środka. Dwie zostały zabezpieczyć plac. Josh podbiegł do jednej z 'mrówek', uderzył kolbą amarrczyka w głowę.
Ofiara wypadła z łazika na kamienisty grunt, krew zabryzgała spocony mundur.
Jeden z amarrczykow chciał wyjąć pistolet, ale w tym momencie upadł martwy, zabity snajperska kula.
Tymczasem w środku, żołnierze zabezpieczali sala po sali, hala po hali. Do tej pory zabito tylko jednego człowieka. Poruszali się ku centralce: wielkiej sali kontroli. Wewnątrz było bardzo głośno, maszyneria pracowała cały czas. Śmierdziało różnymi chemikaliami i mieszankami gazowymi. Reakcje chemiczne zabarwiały powietrze. Żołnierze śpieszyli się: nie wiedzieli co im tu grozi, ale na wszelki wypadek kolejno zakładali maski, żeby ograniczyć inhalacje ubocznych oparów.
Sala kontrolna.
- Stój ! - dwa karabiny były wycelowane w wysokiego amarrczyka, przestraszył się. Podniósł obie ręce do góry i odwrócił się powoli w kierunku żołnierzy. Amarrczyk był młody, ale starał się opanować przerażenie, które wzbudzały w nim dwa wycelowane w niego karabiny.
Patrzył na szturmowców z obawą, ale jednocześnie z pogardą. Odraza, jaka w nim wzbudzali wygrywała nawet ze strachem o życie.
- Brać go... - padł rozkaz wchodzącego do pomieszczenia porucznika
Obezwładnili go i związali. Nie stawiał oporu.
- Nie ujdzie wam to na sucho. Skończycie w kopalni razem z reszta bydła z waszej rasy... - nie dokończył, został ogłuszony
- Zakładajcie ładunki, chłopaki. Uwolnić wszystkich matarów, zabieramy ich z nami. Opuszczamy teren za 10 minut. Carlos i Gem niech zostaną na stanowiskach, będą osłaniać odwrót !
- Co jeżeli zaalarmowali kogoś ?
- Zabierajcie nieśmiertelniki. Będzie więcej bonusu do wypłaty...

--------------------------------------------------

30 minut później głucha eksplozja przerwała ciszy marsz Plemiennych.
- Zabierz te łapska, brudasie - oburzał się wzięty do niewoli amarrczyk
« Ostatnia zmiana: Sierpień 16, 2010, 11:48:29 wysłana przez lukez1 »

lukez1

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #3 dnia: Sierpień 16, 2010, 15:55:58 »
Tytuł: Pomocna dłoń

- Przesuwam się wgłąb paska, Garrett możesz podlecieć bliżej tym indykiem ?
- Już, już... zaraz muszę wracać na stację bo jestem już prawie full.
- Dobra, ale wracaj szybko. Będę wyrzucał veldspar w przestrzeń... Jak przylecisz, to pozbierasz.
- Zabieram tylko to co wykopałeeeś... O, i już. Jestem gotowy. Spadam, będę za dwie godziny. Nie zaśnij tu, księżniczko !
- Spokojnie, leć bezpiecznie !

----------------

Inusse Hitch był górnikiem od wielu lat, wiódł spokojne życie na peryferiach Republiki. Ciężko pracował całymi tygodniami, chciał się wreszcie czegoś dorobić w życiu. Był synem dumnego niewolnika, który walczył o wyzwolenie ludności minmatarskiej spod jarzma Amarru. Daleko mu było do odważnego i brawurowego ojca, zwłaszcza teraz: gdy jego ukochana - Yoris wyznała mu ostatnio, że jest w ciąży... Innuse całymi dniami pracował, żeby opłacić rachunki oraz wykupić się z obowiązkowej służby we Flocie Republiki.
- No co znowu ? Drony, do jasnej cholery ! - w kierunku paska zaczęła się zbliżać chmura oszalałych dron, którym popsuły się systemy kontrolne AI. Były zostawione w przestrzeni, prawdopodobnie po jakiejś walce. Teraz latają po systemie i atakują przypadkowe cele.
- No to się zabawimy... Do wszystkich pobliskich pilotów, ławica rogue-dron zbliża się do paska pierwszego przy księżycu ósmym ! Jestem tu sam, czy ktoś mógłby mi przyjść z pomocą ? Wytrzymam 6-9 minut, próbuję nawiązać kontakt... Moje koordynaty to 31-46-812.12.1, jeszcze raz proszę o pomoc !
Wyłączył radio, sprawdził poziom tarczy i pancerza. Może wystarczy, musi wystarczyć... Sprawdził ładownie: 2 średnie drony i kilka małych. Rogue-dron'y zbliżyły się. Zaczęły orbitować wokół retriever'a. Po chwili otworzyły ogień. Inusse poczuł lekkie kołysanie, tarcza tłumiła wszelkie obrażenia zadawane przez drony. Gdy drony na pokładzie barki zostały przygotowane, retriever zdążył już zamknąć bierne celowniki na kilku dronach. Inusse wpisał szybko hasło bezpieczeństwa do użycia bojowych dron i w momencie naciśnięcia Akceptacji obrońcy wylecieli z luków. Rozgorzała walka.
- Czy ktoś mnie słyszy ? Haaalo ! - odpowiedziała mu tylko cisza
Był sam na placu boju.
Inusse kontrolował poziom pancerza swoich małych 'wojowników', okazało się że niektóre drony nie atakowały w jego barkę, tylko w obrońców. Zdalnie kierował je do ładowni, by w ich miejsce wystrzelić 'świeże oddziały'. Był kilkukrotnie w takiej sytuacji, ale nigdy osamotniony. W przerwach ponawiał prośbę o pomoc:
- Pasek pierwszy, przy księżycu ósmym... - udało mu się zestrzelić dwie rogue-drony, ale tarcza była już prawie wyczerpana. Musiał coś zrobić, czuł że nie da rady
- Czy nikt mnie nie słyszy ?
- Ja Ciebie słyszę... Herman Jinx. Jesteśmy najemnikami, z kim mam przyjemność ?
- Inusse Hitch, górnik. Potrzebuję pomocy, jest tu cała ławica rogue-dron... Nawiązałem kontakt, ale nie dotrzymam im kroku. Jest ich za dużo.
- Rozumiem. Prześlij koordynaty, lecimy.
- Upload'uje. Każda minuta się liczy, chłopaki.
Inusse zatrząsł się nagle w fotelu. Tarcza została zneutralizowana, drony teraz starały się przebić pancerz. Stracił już cztery małe drony, przy czy strącił trzy nieprzyjacielskie. Bilans wychodził mu, bądź co bądź, niezbyt opłacalnie. Zobaczył nagle na radarze cztery nowe punkty. Najemnicy wyszli z warpa i od razu zaczęli zamykać celowniki na dronach. Były to trzy fregaty i krążownik, do walczących dron przyłączyły się następne, 'przyjacielskie drony'. Walka rozgorzała na nowo, blastery bezlitośnie niszczyły rogue-drony, w przestrzeni pojawiły się także wiązki laserowe. Drony, ustępowały naporowi najemników. Gdy wykańczali już ostatnie drony, Herman rozpoczął:
- Nie tuzinkowe miejsce na kopanie, pełno niebezpieczeństw wokoło.
- Tak, bywa tu niebezpiecznie... ale zwykle nie jestem tu sam.
- A co się tym razem stało, że zastaliśmy Cię tu samego, przyjacielu.
- Mój wspólnik pojechał zawieźć rudę do stacji, zaraz powinien wrócić.
- Aha, razem kopiecie ?
- Tak, dziękuję Wam ! Jak mogę się odwdzięczyć ?
- Milion ISK mogłoby załatwić sprawę...
- Eee ???
- Tak się właśnie spodziewałem. Chłopaki !
Retriever momentalnie został zamknięty przez celowniki fregat. Z jednej z nich poleciał posisk EM, który spalił wszystkie podzespoły elektroniczne, nie ukryte za pancerzem. Inusse panicznie próbował wejść w warp, ale systemy były de-aktywowane.
- Poczekamy teraz na kolegę...

lukez1

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #4 dnia: Sierpień 20, 2010, 16:05:14 »
Tytuł: Billy Ujah

Bezkresy przestrzeni gwiezdnej, zawsze go pociągały. Czuł się wolny, nieskępowany... żywy. Planety bywały urokliwe, godzinami potrafił obserwować wodospady, lubił także surowe szczyty wysokich gór. Czuł tę dzikość, czuł się w swoim żywiole. Matka - Natura była wspaniała, obdarowała nas takim pięknem, o które musimy walczyć... - często rozmyślał sobie lecąc samemu w przestrzeni. Nie uciekał przed towarzystwem, ale w głębi serca czuł, że towarzystwo kogokolwiek odziera go z intymności, zwłaszcza gdy rozmyślał. Czuł kojącą ciszę, zimnej przestrzeni. Tutaj w deep-space, nie często spotykał kogokolwiek. Z rzadka zdarzali się kadeci z Centrum Nauk Zaawansowanych, uczyli się skanować i rozpoznawać rodzaje anomalii. Ooo, tego wcześniej nie widziałem - pomyślał sobie, spostrzegłszy niewielkie zabarwienie mapki ze skanera pokładowego. Cholera, późno już... Nie wyrobię się, jeżeli będę chciał to jeszcze przepatrzeć. To może przynajmniej zapiszę koordynaty... O tak, gotowe. Słodziutko ! Teraz trzeba wracać, bo mi jaja urwą w Akademii. Spóźniony, wszedł na stołówkę. Akurat wszyscy już kończyli jeść. Nienawidził tej pływającej w misce brei, ale jedno musiał przyznać - dawało kopa.
- Dziękuję, ładnie pani dzisiaj wygląda, chyba była pani u fryzjera - puścił oko kucharce i poszedł do stolika zabierając swoją porcję
- Billy, jesteś nie możliwy - zaśmiała się kucharka
Po kolacji musiał jeszcze zrobić kilka notatek ze swoich dzisiejszych badań. Spisał wszystko, co zaobserwował przy okazji ostatnich eksploracji, oprócz jednego... Tego, co siedziało mu w głowie przez cały czas. Co to za plamy, do jasnej cholery ? Sprawdzę to następnym razem, poproszę o przydział blisko piątego księżyca. Po zrobieniu wszystkich niezbędnych notatek, poszedł jeszcze na drinka do 'Quinnies', pobliskiej spelunki. Najlepszej na całej stacji jak utrzymywał właściciel. Mijając przypadkowych ludzi, w drodze do pubu, rozmyślał o swoim życiu, czy dobrze zrobił idąc do Akademii ? Nagle...
- Przepraszam najmocniej, nie chciałem... - Billy nie wiedział co się stało w pierwszej chwili, lecz urocza dziewczyna, która na niego wpadła nie dała mu dokończyć
- Niee, to moja wina. Jestem taką niezdarą - wryło go w tym miejscu, jak to się stało, że wcześniej jej nie zauważyłem ? Co to za bóstwo, cudo ?
- Eeee, no tak. Przepraszam. Mam na imię Billy... - spróbował szybko coś sklecić, ale wyglądał jak rażony piorunem
- Natasha, miło mi - uśmiechnęła się do niego. Miała urocze dołeczki, nieśmiałe spojrzenie zza okularów, krótkie włosy spięte w kucyk. Ubrana w nienaganny żakiet i białą bluzeczkę
- Czy mogę Ci zaproponować drinka w ramach przeprosin ? - rzucił szybko, gdy spostrzegł że dziewczyna się gdzieś śpieszy - Może chociaż numer, daj mi nadzieję... aniołku.
Sięgnęła do torebki, wyjęła wizytówkę. Podała mu z uśmiechem:
- Do zobaczenia - dostrzegł, jak delikatnie puściła mu oko, a może poprostu chciał to dostrzec.
Odeszła szybkim krokiem i zginęła mu w tłumie przechodniów. Co za dziewczyna... Rozmarzył się, ale momentalnie oprzytomniał. No tak, idę do 'Quinnies'. Czekają już tam pewnie na mnie. Ruszaj dupsko i do boju ! Przyśpieszył kroku, chociaż o tej godzinie ciężko było się przecisnąć gdziekolwiek. Deptak był pełny turystów i mieszkańców, każdy chciał się rozerwać po ciężkim dniu pracy. Śmiejący się studenci, zakochane pary, rodziny z dziećmi na spacerach, zmęczeni pracownicy wracający z pracy i samotni; szukający odrobiny szczęścia. Tak wyglądało codzienne życie na stacji. Dla każdego życie toczyło się w innych realiach, w innych ramach. Ale i każdemu oferowało inne możliwości. Wszystko jest dla ludzi, ale wymaga to od nas większej odpowiedzialności za nasze czyny... zamyślił się kolejny raz Billy Ujah - kadet Akademii Marynarki Federacji.

Wsunął rękę do kieszeni. Wizytówka... Aaaa, Natasha:
'Natasha O'Neil - Bank of Luminaire'. Jest telefon, zakręcę się pod koniec tygodnia... Cholera, no zabiją mnie. Znowu jestem spóźniony !

-----------------

- Na zdrowie drogie panie, na zdrowie panowie ! - Harry 'la Miche, niebieskooki kadet Akademii wznosił kolejny toast przy stoliku 'niebiesko-srebrnych'.
Billy był nieobecny, jakoś dzisiaj nie miał ochoty na imprezowanie. Nie uciekał przed towarzystwem, ale w głębi serca czuł, że towarzystwo kogokolwiek odziera go z intymności, zwłaszcza gdy rozmyślał...

(c.d.n)

lukez1

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #5 dnia: Sierpień 20, 2010, 19:56:34 »
Jak ja tego nienawidzę, która to godzina ? Ja pier***e... Zwlekł się z łóżka, poszedł pod prysznic. Trochę go to postawiło na nogi.
- Billy, wyluzuj trochę ! Nie będę Cię krył przed sierżantem w nieskończoność, w końcu wpadniesz. Za to, w skrajnych przypadkach, można wylecieć !
- Oooo, mamo... Tak, to był ostatni raz - Billy jęczał jak rozleniwiona kotka - co za masakra, nigdy więcej ! Daj mi coś na głowę,
proszę !
Martin był najlepszym kumplem Bill'ego, nie raz ratował mu tyłek przed zwierzchnikami. Przyrządził mu szybko jakaś dziwną mieszankę, wstrząsnął i nalał do kubka.
- Co to ? Śmierdzi jak stare skarpety...
- Bo to są stare skarpety, pij !
Wypił duszkiem, z trudem opanował odruch wymiotny. Co za świństwo, znęca się nade mną już od rana, gamoń !
- Mówiłem Ci wiele razy, nie bierz nic od jakichś niesprawdzonych dealerów. Wiesz czym to grozi: drgawki, piana z pyska, śpiączka ! Ale Ty zawsze ku**a wiesz lepiej, co ?
- Daruj mi, tatusiu ! - zadrwił Billy
Martin widać zatroskany, sprawdził czy jego współlokator nie ma gorączki. Znał się na medycynie i chemii, wśród kadetów miał ksywkę: 'doktorek', ale był znany także wśród oficerów ze swych niesamowitych umiejętności. Potrafił wydestylować w kuchennych warunkach doskonały alkohol, znał się na podstawowych lekarstwach pospolitych chorób i do tego był zawsze chętny do pomocy. Taka to już była specyfika koszar: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Wpajano to młodym kadetom, że gdy wylecą na front będą mogli liczyć tylko na siebie nawzajem. Nie będzie sielanki, tylko krew i chwała w imię Wolności i Federacji. Gdy jeden kadet zostanie złapany na czymś niedozwolonym, cała kompania 'garuje' za karę. W zależności od sierżanta, który opiekuje się kadetami kary bywają różne.
Tym razem, na szczęście udało się uniknąć kary - Billy nie został złapany.

----------------

- ... super, to widzimy się w piątek wieczorem. Nie śnij o mnie za długo kotku, bo spóźnisz się do pracy ! Pa - nie było łatwo, ale
udało się. Niesamowita dziewczyna, chyba się zakochałem...

----------------
Nareszcie, tylko ja i Ty - moje maleństwo. Uwielbiał samotne rajdy, swoim Imicusem - 'Kitty's Paw'. Zaraz zobaczymy, co tam słychać na piątym księżycu. Sprawdził odczyty skanera. Noo... gdzie jesteś, maleństwo ? Zwiększył promień skanowania, rozłożył mocniej kąt promieni skanera. No, pokaż się ! Zmarszczył brwi, skupił się zaczął przypominać sobie spokojnie lekcje skanowania u porucznik Diany O'Donnell. Jego ruchy były prawie automatyczne, te dziesiątki godzin przelatanych na symulatorze zdawały się przynosić teraz zamierzone rezultaty. Dalej nic. Coś tu nie gra, sprawdzę jedną rzecz... Odleciał z księżyca piątego w miejsce, z którego poprzednim razem dojrzał Ten dziwny obiekt. Gdy doleciał, powtórzył sekwencję i parametry użyte do poprzedniego skanowania, tego sprzed kilku dni. Mam Cię ! Dziwne obiekty zostały wykryte przez skaner pokładowy. Dlaczego tam nie było widać, tych obiektów ? Hmmm... Dziwne. Po kilku chwilach, zdecydował się wracać do Akademii. Ale myśl o tajemniczym obiekcie, nie dawała mu spokoju.
Dokowanie zostało zaaprobowane.
Akademia Marynarki Federacji była olbrzymią stacją zamieszkałą przez prawie pełen milion ludzi. Oprócz rekrutów, kadetów, kadry oficerskiej i pomocniczej, Marynarka dzierżawiła dużą część swojej stacji korporacjom będącym w przyjaznych stosunkach i wspierającym wysiłek wojskowy Federacji Gallente. Do tego należy doliczyć służby cywilne, przedstawicieli różnych ambasad i oczywiście rodziny wszystkich wspomnianych wcześniej. Stacja żyła swoim własnym życiem, było to swego rodzaju państwo-miasto, które miało swój dzienny rytm.
- Dwa piwa, tylko nie takie sikacze jak ostatnio ! - skrzywił się Billy, gdy wspomniał ostatni wypad do 'Quinnies' z ekipą. Przyniósł
je do stolika, przu którym siedział z Martinem. Co za dzień, może przynajmniej skończy się jakoś po ludzku.
- Co Cię gryzie, przyznaj się ! - Martin czytał w nim, jak w książce
- Aj, szkoda gadać... Ojciec wczoraj dzwonił, żeni się za kilka miesięcy ! Ledwo co mama odeszła, a on już się pociesza... Kawał sukinsyna, tyle tylko powiem ! Nigdy jakoś za nim szczególnie nie przepadałem, ale teraz to przesadził - pociągnął dużego łyka z kufla.
- Spróbuj go zrozumieć, on też nie miał łatwo w życiu...
Nagle przerwał Martinowi sygnał w komunikatorze, piskliwy i nieprzyjemny. Zerwali się obaj na równe nogi i nie dopijając swoich piw wybiegli z lokalu. Prędkość jaką osiągneli, porównać można do wygłodniałego geparda, który spostrzegł właśnie swoją kolację.
- Za stary jestem na takie harce - ciężko dysząc wyrzucił z siebie Martin, obaj siedzieli teraz w swoim pokoju. Bezskutecznie starali się uspokoić oddech
- Jeżeli Nelson nas widział, to jesteśmy w dupie... - odpowiedział cicho Billy, dukając słowami między wdechem a wydechem
Po kilkunastu minutach, gdy powoli doszli do siebie, Billy zapytał:
- Kto u nas na roku jest najlepszy z Astrogeologii ?
- Chyba Mitch, czemu pytasz ?
- Aaa, mam taką sprawę do niego... Chodzi o dziwny odczyt ze skanera, podczas mojej ostatniej eksploracji - Billy nie chciał nikomu o tym mówić, ale Martin to była jedyna osoba, której tutaj ufał. Jemu mówił praktycznie wszystko - Bardzo mnie to ciekawi, ale nie wiem gdzie szukać informacji na ten temat
- Zapytaj też może porucznik O'Donnell, ona swego czasu sporo latała i badała różne dziwne rzeczy...
- Ok, dzięki Martin ! Tak właśnie zrobię...

(c.d.n)

lukez1

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #6 dnia: Wrzesień 16, 2010, 18:10:50 »
- W czym mogę pomóc, kadecie ? - porucznik O'Donnell, nie była zbyt przyjemna w rozmowie i obyciu od czasu swojego rozwodu z Gillianem Phorpsem, oficerem Służb Specjalnych. Krążą plotki, że podczas jednej z akcji gdzieś w Genesis (dokładny system jest objęty tajemnicą), oficer Phorps wdał się w romans z szamanką Vherokior. Porucznik nie zna dokładnie ani imienia tajemniczej kobiety, ani dokładnych szczegółów. Po akcji jednak, gdy Gillian powrócił - był totalnie zaaferowany nową znajomością. Od tamtego czasu, porucznik całe swoje życie oddaje Akademii. Jest sumienną i dokładną osobą, prowadzi zajęcia dla kadetów z trzeciego i czwartego roku z eksploracji i skanowania. Ma olbrzymią wiedzę teoretyczną, z zakresu ciał niebieskich i transformacji Przestrzeni. 'Życzliwi' twierdzą, że latała na misje szpiegowskie w rejony objęte ciężkimi walkami z Caldari - i nie jest dokładnie jasna jej rola w tych misjach, tzn. dla kogo były one wykonywane. Tak czy inaczej porucznik cieszy się sporym szacunkiem na Akademii, zasłużenie bądź nie. W czasie wojny domowej, pojęcie zdrajcy lub bohatera, nie jest takie łatwe do rozróżnienia, nawet dla tych wszystkich, którzy znają całą prawdę...
- Pani porucznik, kadet Ujah ! Chciałbym z panią skonsultować bardzo ciekawy przypadek, który mi się przytrafił w czasie eksploracji...
- Spocznij, kadecie Ujah ! Tylko szybko, nie mam zbyt dużo czasu - przerwała mu porucznik O'Donnell
Streścił jej sytuacje, w której się znalazł. Powiedział o swoich spostrzeżeniach, oraz wnioskach.
- Kadecie Ujah, chcesz się zająć tą anomalią ? - zapytała niespodziewanie
- Bardzo bym chciał, te zjawisko nie daje mi spokoju. Niestety, nie mogę znaleźć informacji na ten temat...
- Pomogę Ci, jednak nie za darmo. Zbadasz tę anomalię, porobisz zdjęcia oraz udokumentujesz wszystkie wnioski. Dasz mi to do sprawdzenia, polecimy tam... Opublikujemy to jako nową pozycję w bibliotece Akademii, być może trzeba też będzie uaktualnić jakieś archwialne publikacje Biura Zasobów Wiedzy. Będzie Cię to kosztowało wiele miesięcy ciężkiej pracy, ale poznasz całą złożoność procesów administracji oraz będziesz miał na koncie swoje pierwsze odkrycie. Jeżeli się zgodzisz przyjąć te warunki, będę Twoim opiekunem... Jeżeli rozegrasz wszystko dobrze, być może ukończysz Akademię z wyróżnieniem i na stałe zapiszesz się w historii Marynarki Federacji.
- Nie wiem co powiedzieć... Nie myślałem nigdy o karierze naukowca - Billy był zdumiony, w jednym momencie otworzyły się przed nim niesamowite możliwości kariery, z drugiej jednak strony poczuł olbrzymią odpowiedzialność, która ciążyła mu jak żelazne kajdany
- Rożne są ścieżki kariery, jednak niezależnie od tego co będziesz chciał robić w przyszłości, wiedz jedno kadecie. Na wszystko trzeba zapracować, nic nie przychodzi łatwo i przyjemnie. Prawdziwe życie żołnierza, to nie są tylko parady i czyste mundury... Zdążyłeś się już chyba o tym przekonać !
- Tak jest !
- Zastanówcie się kadecie Ujah, Federacja was potrzebuje ! Odmaszerować...
Odszedł zszokowany, co za dzień. Dopiero co byłem w ciepłych pieleszach, nikt nic ode mnie nie chciał. A tu nagle z dnia na dzień dostaję życiową szansę, której tak na prawdę nie chcę ! Co za dzień...
Służba nigdy nie kojarzyła mu się z fanfarami i paradami, ale dzisiaj akurat przypadał jego dyżur sprzątania. Z deszczu pod rynnę !
- Martin i ja posprzątamy stołówkę, Robert, Mitch i Katleen pójdą do kuchni, Triss i Jake korytarz. Jakieś pytania, coś jest nie jasne ?
Wszystko było jasne, Billy był naturalnym przywódcą. Nigdy o to specjalnie nie zabiegał, ale to przychodziło mu naturalnie... Ludzie go słuchali, widzieli w nim autorytet.
- No to ruszać dupy...

-------------

- Porucznik O'Donnell złożyła mi propozycję, odnośnie tego odkrycia. Miałbym udokumentować moje prace eksploracyjne, na ten temat i opublikować wyniki. Czujesz stary ? Przecież ja się nie nadaję do takich rzeczy... Nie chce mi się bawić w tą całą biurokrację.
- Spróbuj. Nie odrzucaj z wejścia szansy, którą dało Ci życie ! Wiesz ilu ludzi chciałoby się z Tobą zamienić ? Poza tym...
- A Ty chciałbyś się znaleźć na moim miejscu ? Chciałbyś dostać TAKĄ szansę ?
- Mnie to raczej nie pociąga, mnie nie interesuje eksploracja... Fakultet Zaawansowanej fizyki albo chemii, to co innego.
- Mnie to też nie pociąga, nie chce spędzać czasu przed komputerem przez następne kilka miesięcy. Robić symulacji, pisać wnioski, badać itd.
- Nie pier**l ! Kochasz eksplorację, chciałeś to robić odkąd Cię znam... Przyznaj, że jesteś leniwy !
- Chciałęm latać i eksplorować, a nie być naukowcem... Czuć wolność, odkrywać nieznane, przeżywać przygodę swojego życia niezależnie.
- Powiedziałem Ci co myślę...
Sprzątali stołówkę dobrą godzinę. Co on sobie k**wa myśli, nie jest moim ojcem ! Hmmm, może ma rację. Zaraz, chwila... Dzisiaj jest piątek, która godzina ? No to ładnie, pierwsza randka z Natashą a ja, jak zwykle, spóźniony...
- Martin, muszę spadać... Mam dzisiaj randkę z Natashą ! - mop z łoskotem odbił się od płytek, mało nie przewracając wiadra z brudną wodą. Billy wybiegł ze stołówki wyciągając na prędce komunikator. Wysłał napisaną w biegu wiadomość, w momencie gdy otwierał drzwi do swojego pokoju. Wział szybki prysznic, ubrał się i już był w drodze 'na przepuskę'. Umówił się w 'Quinnies', był spóźniony już prawie godzinę. Wszedł do lokalu, rozejrzał się. Mam nadzieję, że gdzieś tu jeszcze jest... Zagryzł dolną wargę i podszedł do barmana. Dzisiaj było wyjątkowo dużo ludzi, mysiał się przeciskać. Jednak nie doszedł do barmana, gdyż po drodze, rozglądając się, dostrzegł Natashę...
Siedziała na kanapach, w towarszystwie kilku nagrzanych facetów. Przyszli szukać przygód, na ich nieszczęście właśnie zamierzałem odebrać im ich dzisiejszą szansę. Przecisnął się między kilkoma stolikami, i znalazł się przy kanapie. Natasha dostrzegła go zanim doszedł do kanapy. Siedziała między dwoma facetami, jeden obejmował ją pijąc drinka, drugi palił papierosa i coś opowiadał. Wyglądała na niezbyt zaangażowaną w rozmowę. Puściła Billy'emu oko i uśmiechnęła się kącikami ust. No tak,już się hieny zainteresowały moją łanią. No dobra Billy, wciągnij powietrze i ognia !
- Aaaa, Natasha... tutaj jesteś ! Wszędzie Cię szukałem - będę grał głupa, może obejdzie się bez mordobicia - dziękuję panowie, że zechcieliście zaopiekować się moją kobietą - podał jej rękę, ona po chwili wahania podała mu dłoń, i już pomagał jej wstać, gdy nagle dłonie jednego z mężczyzn zatrzymały ją.
- Zaraz, zaraz... Niunia bawi się dzisiaj z nami. Nic nam nie wiadomo, o żadnym facecie ! Zjeżdżaj stąd pajacu, bo zaraz się zrobi nie przyjemnie !
Natasha wyczekała moment, żeby zobaczyć co zrobię. Nie mogę teraz dać ciała, nie obejdzie się bez bójki... Rozejrzał się, ale nie widział w tłumie nikogo z Akademii.
- Zabierz te łapska, buraku. Powiedziałem Ci, że pani idzie ze mną - złapał Natashę w talii i szybkim ruchem uwolnił ją z objęć podciętego faceta. Chwilę później wstali obaj, akurat młody kadet zdążył postawić swoją 'randkę' na podłodze, był zwrócony plecami do mężczyzn. Odwrócił się w sam raz, by dostać silny cios tuż pod oko. Stracił równowagę, wpadł z impetem w sąsiadujący stolik tłukąc kufle i przewracając się razem z nim...

(c.d.n)

lukez1

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #7 dnia: Wrzesień 24, 2010, 15:07:04 »
Nie uciekał przed towarzystwem, ale w głębi serca czuł, że towarzystwo kogokolwiek odziera go z intymności, zwłaszcza gdy rozmyślał...
- No i co powiesz, przystojniaku ?
Wyrwało go z osłupienia czułe pytanie. Natasha opatrywała rozcięty łuk brwiowy, który zalewał krwią całą lewą część jego twarzy. Jake, Robert i Martin, ze zrozumieniem kiwali głowami   .
- Dzięki, uratowaliście mi dzisiaj dupę. Jeden za wszystkich...
- Wszyscy za jednego ! - odpowiedzieli chórkiem.
Martin przyniósł domowy słoik z niezidentyfikowaną maścią, Natasha wcierała ją delikatnie w opuchnięte miejsce.
- Nie prędko ci macho pojawią się znowu w 'naszym barze' !
Drzwi do pokoju się otworzyły. Wślizgnęła się Triss, która niosąc butelkę i 3 szklanki starała się zrobić jak najmniej hałasu. Polali do szklanek i wznieśli toast: "Za kolejną wygraną bitwę !"

-------------

Na świecie jest wiele szlachetnych rzeczy, o które można walczyć: Wolność, Miłość, Życie. Jednak głównym motorem wszystkiego jest Władza, Pieniądze, Prestiż... Co ja tu robię ? O co ja będę walczył ? O siebie, o rodzinę, o przyszłość ? Szedł właśnie na zajęcia z teorii taktyki, lubił ten przedmiot. Prowadził go emerytowany dowódca jednej z flot walczących 'o Pokój w Solitude' - major Frideric Kell. Był to przykład tragicznej pomyłki, która kosztowała Sztab Marynarki Federacji wielu doświadczonych pilotów. Często w czasie wykładów, zdarzało mu się robić długie dygresje na temat kampanii, w której brał udział. Kadeci go kochali, nazywali go "Wujkiem". Potrafił On porwać wyobraźnię oraz emocje słuchających. Jego wspomnienia zawsze były pełne pasji tak, jakby na prawdę wierzył w to, o co walczył ! Billy szukał w Nim inspiracji...

-------------

Opuchlizna nie była tak widoczna, jak się spodziewał, że będzie. Maść w dziwnym słoiku działała cuda.
- Ładnie się goi. Powiedz, jak będzie bolało... - zbadał go możliwie delikatnie, sprawdził czy nie robią się obrzęki
- Będę żył, dzięki stary ! Jeszcze raz, gdyby nie wy tam w barze...
- Daj spokój, ktoś musiał nauczyć tych łachmaniarzy dobrych manier - uśmiechnął się szczerze Martin - a co teraz z Tobą i Natashą ?
- Nie wiem, trochę zgłupiałem na jej punkcie... - zamilkł nieoczekiwanie
- Dokończysz ?
- Może kiedy indziej. Nie mogę przestać myśleć o propozycji, którą mi złożyła porucznik O'Donnell. To się jakoś nie trzyma kupy...
- Do kiedy zamierzasz dać jej odpowiedź ?
- W najbliższym czasie... Ale nie wiem... Martin, czego Ty pragniesz od życia ?
- Hehe, niczego ! Zajebiście mi się podoba moje życie, robię to co kocham...
- Poczekaj, wróć... Po kolei, pytam poważnie ! - spojrzał na Martina jednoznacznym wzrokiem, oczekując bardziej 'filozoficznej' odpowiedzi
- Wiesz Billy, życie jest kombinacją wielu rzeczy, które współpracują ze sobą, bądź też zaciekle rywalizują. Musisz odkryć swoją drogę w życiu, nikt tego za Ciebie nie zrobi. Ja Ci mogę powiedzieć tyle, że ja wiem po co wstaję rano... Chcę wierzyć, że gdziekolwiek będę mieszkał, cokolwiek będę robił - będę robił to z pasją. Wiesz czego pragnę ? Pragnę czynić świat lepszym, chcę żeby ludzie mnie kochali za to kim jestem, chcę zachwycać się poranną kawą z moją przyszłą żoną, chcę doczekać dnia, w którym mój syn powie: Tato, kocham Cię !
Billy, to od Ciebie zależy kim będziesz... Spójrz wewnątrz siebie i odpowiedz sobie na to podstawowe pytanie, tzn. Kim ja jestem ? Wtedy, będziesz wiedział co robić dalej. Nie będę Ci nic doradzał stary. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, ale to Ty musisz obrać drogę !
- Rozumiem, dzięki stary za parę słów od serca !
- Pogadamy wieczorem, będziesz dzisiaj w 'Quinnies' ?
- Nie wiem, jakoś się zgadamy. Trzymaj się !

Ufffff, no to mi powiedział. Nawet z moim ojczulkiem, nigdy nie rozmawiałem na takie tematy... Stary dobry Marti, co za dzień. Dobra, lecę na ćwiczenia. Dzisiaj znowu mam lot zwiadowczy na symulatorze...

-------------

- Co się stało kadecie, czy wszystko w porządku ?
- Tak jest !
- Dobrze, w czym mogę pomóc ?
- Pani porucznik, myślałem nad propozycją złożoną w sprawie udokumentowania dziwnej anomalii... moje nazwisko Ujah, Bill Ujah.
- Ahh, tak. Podejdźcie tu, siądźcie... Czy już się zdecydowaliście kadecie Ujah co dalej ?
- Tak, jest !
- No więc ? - nastała chwila ciszy
- Zdecydowałem się skorzystać z szansy, którą Akademia przede mną...
- Świetnie ! Rozpoczynamy więc od razu. Słuchajcie uważnie kadecie: potrzebuję pełnej dokumentacji z ostatniego lotu w tamtym rejonie: koordynaty, odczyty ze skanerów, czarnej skrzynki...
Po pewnym czasie się wyłączył na przyjmowanie informacji. Chwała, fanfary i konfetti zostały zastąpione pustą listą czynności, które teraz musiał wykonać. Ahhh, zobaczymy co teraz z tego wyjdzie. Zawsze warto próbować !
- To wszystko, jakieś pytania ?
- Nie, wszystko jasne.
- W takim razie, oczekuję raportu pod koniec tygodnia. Kadecie Ujah, możecie odmaszerować ! - wyszedł z gabinetu oficer O'Donnell lekko przytłumiony i zszokowany
Idę się upić, mam w końcu co świętować ! Wysłał wiadomość do Martina, Triss i Jake'a... Nie chcę być dzisiaj sam, potrzebuję poczuć bliskich !



Nie uciekał przed towarzystwem, ale w głębi serca czuł, że towarzystwo kogokolwiek odziera go z intymności, zwłaszcza gdy rozmyślał...
Nie dzisiaj jednak.

(c.d.n)
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 24, 2010, 17:20:28 wysłana przez lukez1 »

Ellaine

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #8 dnia: Wrzesień 24, 2010, 15:24:06 »
Chcesz straszliwej krytyki człowieka przetrenowanego latami na fahrenheit.net.pl/forum gdzie redaktorzy zjadają młodych wannabe żywcem a z ich skóry szyją sobie narzuty na fotele? :)

ch4os

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #9 dnia: Wrzesień 27, 2010, 08:27:20 »
Albi bądź wyrozumiały;), mi np. podobają się te fragmenty, lekkie i przyjemne - w sam raz do poczytania przy akompaniamencie paskudnego poniedziałkowego deszczu. Co najważniejsze są osadzone w świecie eve, a tak rzadko mam okazje poczytać o czymś co się dzieje w nowym edenie i nie jest to kolejny nudny raport z bitwy.

@lukez1
Niezależnie od tego czy Albi cię zbeszta czy wyniesie pod niebiosa - masz pisać dalej!

Ellaine

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #10 dnia: Wrzesień 27, 2010, 11:02:13 »
Zadeklarowalem sie ale teraz mam zleconko i marudzenie o tekstach musi poczekac :(

lukez1

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #11 dnia: Październik 01, 2010, 16:50:50 »
Mijały tygodnie ciężkiej pracy. Latanie, badania, raportowanie, wytyczne, picie, seks, kac. Billy pierwszy raz w życiu poczuł, że w jego życiu może chodzić o coś więcej, niż mgliste marzenia o spełnieniu swoich bliskich pragnień. Dni zlewały mu się w miesiące, a te miesiące zaprowadziły go nieuchronnie do końca roku akademickiego. Momentu prawdy, który jest podsumowaniem ciężkiej pracy kadetów. Ten rok był jednak inny od wszystkich poprzednich, które Billy przeżył w czasie swojego pobytu w Akademii... Nie chodzi o to, że w jego życiu pojawiła się Natasha O'Neil, która wypełniła ukrytą pustkę pragnień, o której Billy nie miał pojęcia wcześniej. Nie, nie chodzi również o to, że Billy wziął się w końcu do pracy, zaliczył zaległe przedmioty i rozpoczął zaawansowane badania, które w przyszłości miały go doprowadzić do nie bagatelnego odkrycia. Jego przyjaciele, Martin, Triss, Jake, Robert, Mitch, Maria oraz wszyscy, których darzył szacunkiem. To wszystko było ważne w jego życiu, zawsze to podkreślał. Jednak chodziło o coś innego, coś bardzo subtelnego...
- ... witam także kadetów, którzy jeszcze nie kończą w tym roku Naszej Akademii, ale których pasja i ciężka praca na pewno zaprowadzi do tego samego punktu w ich życiu. Żywię olbrzymią nadzieję, że tak jak ich starsi koledzy i koleżanki, będą kończyć Akademię z podniesioną głową !
Billy nie zbyt lubił oficjalne inauguracje i różne takie. Czuł się tam głupio, ale jednocześnie wiedział, że jest to nie uniknione. Stał jako jeden, z kadetów przedostatniego roku, w długim szeregu stojących na baczność. Nienaganne mundury 'niebiesko-srebrnych' dodawały splendoru całej uroczystości.
- Za chwilę będziemy świadkami przysięgi, jaką nasi kadeci złożą przed Władzami Akademii i przedstawicielami Władz Państwowych, to zawsze jest wielka chwila... Tu i teraz, patrzymy na przyszłą dumę Marynarki Federacji ! Ci chłopcy, w przyszłości będą bronić pięknego snu, który kiedyś został urzeczywistniony przez naszych przodków - Wolność, Sprawiedliwość, Demokracja ! Gratuluję Wam z całego serca i życzę długiej służby i Chwały na polu walki ! Dziękuję.
Rozgrzmiały oklaski, tysiące kadetów, rodziny, władze akademii, goście i dziennikarze. Billy poczuł się momentalnie straszliwie przytłoczony tym splendorem, teatrem. Przypomniał sobie jeden z wykładów majora Kell'a:
"Będziecie się znajdować w różnych sytuacjach. Pamiętajcie, że gdy będziecie ginąć gdzieś tam w kosmosie, to Waszym jedynym sprzymierzeńcem jest nie tylko kolega ze szwadronu, skrzydła czy floty. Gdy Wasi przyjaciele będą ginąć, gdy będzie się Wam wydawało, że walka nie ma sensu i wszystko już stracone. Przypomnijcie sobie, po co to robicie ? Ten świat jest czymś więcej, tutaj walka nie jest prowadzona tylko przy pomocy statków, flot i miliardów ISK. Walka toczy się przede wszystkim wewnątrz Ciebie i mnie ! Kim jesteś ? Otwórz oczy i spójrz przed siebie, jeżeli widzisz tylko wroga przed Tobą, to zgiń w chwale jak prawdziwy patriota ! Jeżeli jednak, widzisz za wrogiem lepszą przyszłość dla swojej rodziny, kraju i świata, to go zabij i wróć  na stację z informacją... Zadanie zostało wykonane, Admirale !
Wasi przyjaciele będą ginąć. Wasz dowódca poświęci całą flotę, jeżeli będzie trzeba. Co z tego dla Was ? Myślicie że coś Wam się należy ? Powiem Wam coś: Gówno Wam się należy ! Dziękuję... do zobaczenia, za tydzień." Przypomniał sobie brawa, jakie dostał major Kell za swoją dygresję - porównał je z brawami dla Komandora za przemówienie. Uśmiechnął się w duszy, jego kąciki ust złożyły się znacząco.
- Do hymnu, baczność !
Sztandary zostały przechylone ku przodowi, kompania honorowa szła powoli ku absolwentom. Gdy doszli naprzeciw, hymn federacji został zagrany. Słowa rozbrzmiały, podniosły atmosferę... Flashe, relacje telewizyjne, trąbki. Billy nagle poczuł, że napływają mu do oczu łzy... Stał jednak sztywno, zamrugał oczami, jednak cienka strużka spłynęła mu po policzku.
Po hymnie rozległ się głęboki głos absolwentów:
- Przysięgam, zawsze służyć dobru Federacji. Walczyć o wolność wszędzie tam, gdzie jest ona zagrożona. Być sprawiedliwy i szlachetny w życiu osobistym i podczas służby w barwach Federacji. Być odpowiedzialny za...
Znał te słowa na pamięć, często zastanawiał się nad ich głębszym sensem. Często zastanawiał się, czy rzeczywiście one coś znaczą dla tych wszystkich ludzi, dla niego ? Dzisiaj, gdy kończył się kolejny rok jego pobytu w Akademii znał już odpowiedź na to pytanie...

-------------

- Za kolejny rok, panie i panowie ! - Robert wzniósł toast
- Za kolejny... - rozległ się chórek przyjaciół
Siedzieli w 'Quinnies', wszystko było takie samo jak zawsze... Ale jednak, wszystko było inne niż zwykle ! Coś się zmieniło, piwo smakowało inaczej, rozmowy były cichsze, a zapiekanki bardziej sycące. Dym, który zawsze był nieznośny, teraz Billy wciągał nozdrzami i całym sobą. Ktoś chciał go poczęstować jakimś 'lekarstwem na smutek', ale odmówił. Od dzisiaj nic nie wyglądało już tak samo...


Koniec.  :o
« Ostatnia zmiana: Październik 01, 2010, 19:33:39 wysłana przez lukez1 »

lukez1

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #12 dnia: Październik 28, 2010, 16:45:08 »
Tytuł: Nieznajomi

Minęły już dwa dni, odkąd wielka bitwa rozegrała się w The Bleak Lands. Wojna dawała się wszystkim we znaki, długie działania jednak zawsze uderzają najbardziej w niewinnych. Nie zawinione krzywdy ludności cywilnej były codziennością w tym rejonie od wielu miesięcy. Tutaj w zależności od tygodnia, systemy przechodzą z rąk do rąk. Jest za wcześnie, żeby przejmować planety. Sytuacja w przestrzeni w każdym momencie może ulec zmianie. Szkoda czasu na szturmowanie planet...
A jednak często, jako pokaz siły i zbliżającej się niechybnej okupacji, floty zwalczających się frakcji dokonują okrutnych bombardowań. Nie chodzi o strategiczne cele i taktyczną przewagę, budowaną w oparciu o konsekwencję i błyskotliwość dowódców. Chodziło o terror i zwątpienie, które były podstawową bronią każdej floty. Rozpacz, powoli szerząca się w trakcie kampanii pośród ludności cywilnej była zawsze dodatkowym sprzymierzeńcem i pożądanym efektem. Nie było miejsca na miłosierdzie: płaczące dzieci, jęczący ranni, zawodzące wdowy. Zgliszcza budynków, wraki statków, brud, kurz. Nie ma w tym splendoru, nie ma chwały i fanfar. Jest rzeczywistość wojenna.
Miasto New Haven, było zamieszkane przez blisko półtora miliona dusz: głównie cywili, ale także funkcjonariuszy administracyjnych, członków milicji kolonialnej. Wczoraj po przelocie floty Wroga, kilka dzielnic znacznie ucierpiało. Zniszczonych zostało wiele budynków mieszkalnych, urzędów, szkół i nawet szpitali. Była to katastrofa dla miasta. Ludzie krzątali się bez celu, próbowali się jakoś zorganizować, odgarniać gruzy i ratować rannych. Większość nawet nie zauważyła w nawale pracy i zwątpienia jadących ciężarówek. Długi konwój dojechał na główny plac miasta - wielki rynek, na którym często odbywały się imprezy plenerowe, happeningi teraz został zmieniony w olbrzymi parking. Ludzie wysiadali pośpiesznie, rozpakowywali potrzebny sprzęt i ciężkie skrzynki. Widok ten przyciągał gapiów, którzy najpierw obserwowali sytuację z boku, by po krótkim czasie przyłączyć się do pomocy przybyłym nieznajomym. Ustawiano dziesiątki namiotów, podłączano elektronikę i wypakowywano wszelkiego rodzaju sprzęt oraz zaopatrzenie. Na środku ustawiono bardzo wysoki maszt z logiem organizacji - złoty pierścień podzielony na trzy równe części.
Po nie całej godzinie uruchomiono pierwsze szpitale polowe, stołówki, oraz punkty organizacyjne. Wydawano ciepłe posiłki, lekarstwa, wykonywano zabiegi lekarskie, rozdawano koce oraz słodycze i zabawki dla najmłodszych. Powoli gromadzące się tłumy, tłoczyły się na placu oraz wokół niego. Nieznajomi nie przyjechali tylko z ciężarówkami załadowanymi sprzętem, ale co chyba ważniejsze - z życzliwością, zrozumieniem i nadzieją, której najbardziej brakowało wielu tym ludziom. To nie był pierwszy nalot, który nawiedził te miasto od początku wojny. Ludzie nie tracili hartu ducha, wstawali z kolan za każdym razem... Jednak świadomość, że nie zostali zapomniani, że ktoś się o nich upomniał dodawała otuchy.
Nieznajomi nie głosili haseł politycznych: nie mówili co jest dobre, a co jest złe. Nie oceniali, nie złorzeczyli. Byli blisko, pocieszali i w pokornej ciszy zajmowali się rannymi. Pracowali nieprzerwanie do zmierzchu. Ludzi gromadziło się coraz więcej...
Ciężarówki, jedna po drugiej odjeżdżały. Jak się mówiło między ludźmi, powoli brakowało zasobów na działanie szpitali... Ciężarówki musiały pojechać po zaopatrzenie do bazy przeładunkowej, która łączyła z frachtowcem orbitującym w przestrzeni. Organizacja miała status neutralny, pomagała bezwarunkowo wszystkim, którzy mogliby ich potrzebować. Mieli zapewniony immunitet wobec wszystkich frakcji w Nowym Edenie.

Ciężarówki, frachtowce, statki, sprzęt elektroniczny. Miliardy ISK wydawane na paliwo, żywność i amunicję. Upiorna codzienność wojny dawała o sobie znać w każdym każdym rejonie Przestrzeni. Smutek i rozpacz rodzi jednak poczucie współczucia i solidarności.
Jakie to ludzkie...

lukez1

  • Gość
Odp: Zbiór krótkich opowiadań ze świata Nowego Edenu
« Odpowiedź #13 dnia: Grudzień 29, 2010, 18:42:40 »
Tytuł: Drugi plan

Szli powoli długim korytarzem. Światła migotały, były przygaszone. Przyprowadzeni do olbrzymiej sali, zostali przywitani przez troje ludzi. Gospodarze ubrani byli w galowe mundury Marynarki Floty Caldari. Gdy drzwi się otworzyły, zwrócili się w kierunku gości i z szacunkiem skłonili głowy. Młodszy oficer, który prowadził przybyszy do tego pomieszczenia uprzejmie zaprosił Ambasadora oraz jego świtę do środka. Hrabina Danov skinęła ręką i weszła otoczona swoimi współpracownikami. Szła powoli, majestatycznie. Była typową przedstawicielką Starych Rodów: z głową wysoko podniesioną, o ostrych rysach i grymaśnej mimice. Jednak, w odróżnieniu od powszechnie panującego stereotypu, potrafiła prowadzić negocjacje z przedstawicielami każdej Frakcji w Nowym Edenie. Nie miało dla niej żadnego znaczenia, czy dyskutuje z Admirałem sojuszniczej floty wojennej czy tez wpływowym businessmanem Intaki, dorabiającym się miliardów ISK na handlu bronią z terrorystami walczącymi przeciwko Imperium, które kochała.
- Pani Hrabino, miło mi gościć Panią na pokładzie mojego statku. Dziękuję za przyjecie mojego zaproszenia ! - mężczyzna, który przemówił wyglądał na prawdziwego 'gospodarza' tego spotkania. Mówił spokojnie i donośnie. To on tutaj podejmował decyzje...
Ambasador skinęła głową na znak, że jest rada z kurtuazji Admirała. Rozejrzała się po pomieszczeniu i szybko wyszeptała na ucho jakieś polecenie do swojego pazia. Ten skłonił głowę nisko.
- Admirale, Imperatorowa jest wielce rada z Waszego przybycia. Spodziewamy się, że obecność Marynarki Caldari wpłynie pozytywnie na dalszy przebieg działań wojennych w tym Rejonie.
- Proszę, usiądźmy przy stole - zaprosił Admirał swoich gości.
Kurtuazyjnym uśmiechem i wystudiowanym gestem wskazał miejsca przy długim stole konferencyjnym. Świta ambasadorska szybko odstawiła krzesło, przygotowała miejsce dla hrabiny. Admirał spojrzał na swoich współpracowników, spojrzał na służących amarrskich i hrabinę Danov. Mimowolnie wzruszył ramionami i cicho westchnął z politowaniem na zabobon i zacofanie obyczajowe swoich sojuszników. Krzesła były ustawione w dwa rzędy: w pierwszym siedziała hrabina oraz jej doradca, w drugim reszta świty pocztu ambasadorskiego.
Doradca był dość ciekawą postacią, totalnie nie pasował do wytwornej Ambasador. Wychudzony, łysiejący mnich, który zdawał się ledwo trzymać na nogach. Spod zmrużonych powiek obserwował Caldaryjczyków przenikliwym wzrokiem. Jego dłonie i stopy były bardzo chude... Wydawały się one niknąć w faldach obszernego habitu. Kaptur był zsunięty i opadał na drobne i smukłe plecy. Kępki siwych włosów oraz proste drewniane sandały związane skórzanym rzemieniem uzupełniały ascetyczną postać starca. Był on pochylony lekko w kierunku hrabiny, która była raczej potężniejszej budowy niż zwykły być kobiety amarrskie. Podniesiona wysoko głowa i wyprostowane plecy sprawiały dostojne wrażenie i wzbudzały szacunek. Ubrana w staromodną suknię czerwono-granatową, z szarfami i wstążkami oraz wpiętym we włosy diademem wyglądała jak totalnie z innej epoki. Po drugiej stronie stołu usiedli przedstawiciele sztabu floty Marynarki Caldari. Trzech wysokich mężczyzn umundurowanych galowo. Z wpiętymi medalami i odznaczeniami. Dwóch, towarzyszących Admirałowi, generałów patrzyło z niedowierzaniem na hrabinę.
- Hrabino Danov, chciałbym rozpocząć nasze spotkanie - rozpoczął Admirał Leopold Hoff, gdy zobaczył, że wszyscy już siedzą i zapadła cisza.
Ambasador skinęła głowa na znak, że zgadza się na rozpoczęcie konferencji.
- Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nasza obecność tutaj ma charakter oficjalny - niejawny, tzn że ustalenia zawiązane będą wiążące dla obydwu Stron. Całość spotkania będzie nagrywana. Nawiązaliśmy także bezpośrednie połączenie z amarrskim wywiadem, dzięki czemu nie są potrzebne żadne nadzwyczajne środki ostrożności. Proszę, możecie się czuć komfortowo i bezpiecznie.
Hrabina uśmiechnęła się kącikami ust. Rozejrzała się po sali konferencyjnej, ale nie wypowiedziała ani słowa. Admirał kontynuował krotko i rzeczowo. Tego nauczono go w Akademii: działać szybko i skutecznie, kiedy trzeba nie wahać się być bezwzględnym !
- Na liście tematów do dyskusji najwyższe miejsce zajmuje najbardziej gorąca kwestia: W jaki sposób nasza obecność w tym Rejonie będzie wytłumaczona ? Rozumiem, ze Imperium nie zwykło prosić o pomoc...
Hrabina przełknęła zniewagę, którą uczynił Admirał Hoff. Po chwili ciszy, zripostowała:
- Pomoc... Opłaceni najemnicy, to jest właściwsze określenie na zaistniałą sytuację, Admirale... - uśmiechnęła się i po kilku sekundach kontynuowała - Jeżeli chodzi o pytanie o sposób wytłumaczenia obecności obcej floty. Ta wiedza nie jest w żadnym wypadku niezbędna do wykonania Waszej misji, są to wewnętrzne sprawy Imperium i takimi w najbliższym czasie one pozostaną !
- Jednak...
- Proszę nie zapominać, Admirale, gdzie się znajdujemy i w jakim celu się tutaj spotykamy. Przestrzegajmy etykiety oraz dobrego smaku. Jesteście tutaj gośćmi, więc nie nadużywajcie gościnności, Jaśnie nam panującej Cesarzowej - Jamyl Sarum I.
Ascetyczny doradca w znoszonym habicie przechylił się w kierunku hrabiny i wyszeptał jej na ucho kilka krotkich zdań.

(c.d.n.)