Elitarne sojusze, „biorąc odpowiedzialność za wszechświat”, ponownie uczą się języka siły, mocarstwowości, potęgi globalnej. Język polityczny w EvE po rozpadzie NC (Goons) staje się martwy, i tworzy humanitarystyczno-pacyfistyczno-handlowo-sentymentalna nowomowę, ujawniającą swą żałosną śmieszność, groteskową dysfunkcjonalność i całkowitą bezsilność w zderzeniu z twardą materią świata EvE.
Mega bloki są spacyfikowane wewnętrznie - i w tym tylko sensie stanowią one Wielkie Bractwo graczy w rozumie. Co nie znaczy wcale, że nie organizują akcji politycznych przeciwko sobie, nie „montują” prowokacji na dużą skalę, nie dokonują zbrojnych interwencji (zawsze w imię świetego spokoju).
Wewnątrz mega bloków mamy już zatem epokę posthegemonialną, postpolityczną, ale - podkreślmy - tylko wewnątrz, ponieważ na zewnątrz dany mega-sojusz, stanowiąc blok wojskowo-polityczny, dąży do tego, aby stać się dominująca siła, uprawiając politykę: dziel i rządź. Tkwi w tym paradoks bowiem liderzy przywiązani są nadal do starych, obowiązujących w nim zasad i mechanizmów, udają że istnieje coś takiego jak nadrzędny „interes bloku”, jakby unikając rozmowy o poszczególnych sojuszowych egoizmach.
Nasuwa się pytanie, czy ci, którzy tak nachalnie i brutalnie narzucają SE+C0ven ksenofiliczną „jednokulturowość”, nie cierpią przypadkiem na rozdwojenie jaźni? Po co nam taka jedność Mega Bloku?
Sojusz SE+C0ven sprzeniewierza się takiej „wolności”, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że utrata biegunowych przeciwieństw stabilizuje każdą wielką organizację, która ostatecznie ulega stagnacji i rozpadowi… natomiast zmiana trend(y)owatej polityki jest nieobliczalnie twórcza, bo pozostaje otwarta, swobodna w zderzeniu się przeciwieństw.