W ramach nieprzemyślanej promocji CCP wysałało mi ofertę, na 3 miesiące radosnego wkurwiania innych, rujnowania im radości z gry i zniechęcania do logowania się do EVE. Za jedyne e19.30 czy jakoś tak. Nie mogłem odmówić i z dużym zaangażowaniem przystąpiłem do usuwania z przestrzeni kosmicznej obiektów nieprzystosowanych lub nie spełniających norm BHP. Na początek bez fajerwerków ale i bez większych strat. Jednak już drugi dzień w grze sprawił, że zarwałem noc poprzedzającą mój pierwszy wolny weekend od lutego. Znacie to uczucie, kiedy budzicie sie rano, odpalacie EVE i po chwili zabijacie Orthurusa na plexie i jeszcze wam dosc dobrze dropi plex, który kończycie w ramach pomocnej niewidzialnej ręki. A nieco później zabijacie Rattlesnake.
Moje piękne oczy, czyli alt Kiro siedziała sobie na SSie w Alachene. W systemie pojawił się gość, który smiga po okolicach w Dramielu i uczy kerbirów co praktycznie oznacza "zły dotyk". Niedługo w systemie pojawił się Merlin oraz kolega Merlina w Coraxie. Początkowo miałem zignorowac nowe towarzystwo ponieważ liczyłem się z tym, że Dobry Pasterz w Dramielu zajmie się zagubioną trzodką w liczbie 2. Zająć się zajął ale na kierunkowym widziałem, że siedzą na tym pasku i siedzą a wraków brak tylko pilot dramiela byska i błyska na żółto na lokalu. Przyzwoitość nie pozwalała mi zignorować braku wraków więc z nudów postanowiłem odkurzyć battle Nereusa. Z Groothese do Elarel to tylko jedna brama. W dodatku taka gdzie to ja jestem dresiarzem więc poszło szybko. Ląduję Nereusem na pasku i widzę Dramiel kilkanascie kilometrów dalej a Merlin i Corax są tuż tuż. Tak blisko, że mógłbym ich opluć gdybym nie był dresem a na przykład gimbusem. Teraz historia zwalnia. Głównie z powodu tego, że scan res w Nereusie jest na poziomie czasu reakcji hinduskiego Call Center w brytyjskich czy irlandzkich firmach telefonicznych. Czyli słuchamy elektronicznych dźwięków przysypiając i licząc, że może kiedyś coś się stanie. Byłem już sporo starszy jak zalokowałem co się dało. Niestety priorytetem chciałem zrobić dramiel, bo zakładałem, że będzie miał najdroższy fit. Niestety pilot Dramiela miał czas reakcji na poziomie conajmniej przyzwoitym i niczym spłoszona gazela przezornie oddalił się poza zasięg potencjalnego scrama i webów. Znaczy się nie miał tendencji samobójczych. Przykre, ale zdarzają się tacy przeciwnicy. Panowie w Coraxie i Merlinie mieli inne podejście do kwesti przeciętnej długości życia kapsulera i mocno wierzyli w życie pozagrobowe. Lub mocno wierzyli, że są niesmiertelni. Merlin jeśli takową wiarę posiadał to bardzo szybko wykazałem główne wady tego podejścia. Potem przyszła kolej na Coraxa i tu zaczyna się problem. Pilot Dramiela nie był gazelą i zaczął z daleka strzelać do mnie a jak zorientował się, że to co on mi psuje ja z palcem na myszce naprawiam to zaczął strzelać do moich dronek. Jak ktoś jest w szipie bez bonusów do działek i to zafitowanym z jednym małym blasterem rozumie ból jaki mnie to sprawiło. Liczyłem, że 2 sety po 3 dronki jednak wystarczą aby zabić Coraxa a Dramiela oleję, bo nie miał na mnie punkta. Nie wystarczyły. Corax okazał się z gatunku tych WTF. Lejesz i lejesz a tu nie ma zbytnio efektów. W głowie zaczynało mi kiełkować podejrzenie, że to nie dramiel będzie miał najdroższy fit. Tylko, że w między czasie został mi tylko jeden lekki dron z 30 HP i nie bardzo widziałem jak złamać tank. Dramiel oczywiście zaczął znów strzelać do mnie co jednak robił na mnie wrażenie podobne jak mój DPS na Coraxie. Stwierdziłem więc, że skoro Dramiel jest męskim członkiem to ja nie będę damskim narządem rozrodczym i nie dam się dymać. Postanowiłem sprowadzic walkę do powszechnie obecnie akceptowanego poziomu LGBT i podleciałem Kiro w Falconie. Przecież tam miałem całe 2 Homogobliny, które nawet z nazwy zaczynały pasowac do tego w co się ta walka zmieniała. Oczywiscie Dramiel dostal od razu jamem w pysk i do konca latal w kółko nie mogąc niz zrobić. Aż mi zaczął płakać, żebym zdjął jama to mi pomoże zabić Coraxa. Nidyrydy. W 3 lekkie dronki i jednego t2 light neutrona zamemłaliśmy Coraxa. I wtedy pierwsze zdziwko dnia bo to co miałem za jakiś podpimpowany fit było bardziej niż podpimpowane. Gość wybrał najgorszy hull t1 deski i wpakowal fit za 1 b. W rezultacie wyszło coś na miarę seksownych kociaków grupy zwanej irlandzkimi travellersami pod kościołem z okazji pogrzebu:
https://i.gyazo.com/a9a36c7f2cc780f01d48adc9f78ada3a.pngA sam kill tutaj:
https://zkillboard.com/kill/69766344/Potem sie jeszcze bawilem w kotka i martwe myszki z kolega pana Coraxa. Ich korp zreszta nie mial tego dnia szczescia, bo solo Dramiel ubil im poprawnie zafitowanego pod pvp Typhoona. I dobrze sie domyślacie kto był pilotem tego Dramiela. Ten sam co mi dronki ubijał.
Tak marnowałem czas ubijajać tanie stateczki aż zdecydowałem, że czas iść do łóżka i ładnie złożyć kosmiczny dres na krzesełku aby rano był niepognieciony za bardzo i nadal mile szeleszczący dla ucha. Ale nie dane mi było położyć się. Zdążyłem zadokować Janka w Groothese kiedy Kiro zauważyła cyno a na skanie były tylko Retriever i Prowler. Chłopaki chyba wątpili w moją zdolność do zauważania rzeczy zauważalnych i pilot Prowlera na lokalu zalinkowal modułek do cyna. Jeśli nalegali to wróciłem Algosem . Dres oblique jak mawiała francuska arystokracja:
https://zkillboard.com/kill/69771158/Niestety mój sen oddalił się jeszcze dalej kiedy obok wraku Prowlera walił po oczach timer do zanchorowania się Fortizara. W tym momencie powinienm odpalić Yakety Sax czyli coś co później stało się muzyczką znaną głównie z Benny Hilla. Kolejne komediowe akcenty pozostało mi już po prostu zaakceptować wzruszeniem ramion i sekundą szeleszczenia. Zagadałem z lokalnym aliansem, który się pojawił w okolicy pod moją nieobecność i który zachowywał wobec mnie przyjazną neutralność. Chłopaki w ciągu kilkunastu minut zformowali flotkę Draków i Scythe. Fortizar zanchorwał się, zaczeliśmy go lać. Oni daleko od Fortizara, ja na dokowej bo i tak nie był uzbrojony. Gdzieś w okolicach połowy hulla na skanie pojawił się kolejny Drake i niecałe 0.6 AU od nas zapaliło się kolejne cyno. Tym rzem pilot Prowlera postanowił wybrać coś bardziej bojowego ale równie idiotycznego. Wskoczył Nidhoggur. Po krótkim czasie, poprzedzonym bojowym okrzykiem noobka z ich korpa, którego farmiłem przez kilka godzin HI BITCHES (serio!!!) dowarpił pod Fortizara ale byłza daleko abym coś mógł zrobić. Postanowiłem dać mu szansę na zrobienie czegoś głupiego i warpnęłem na cyno dreja. Leje sobie Drake i on ładnie schodzi. Oczywiście Nihoggur warpi na nas na 0 akurat jak kończę cyno. Scram na lotnisko i zaczynam je bić. Dolatują chłopaki w Drake'ach spod Fortizara i wykańczamy Nidhogurra. Pilot chyba się załamał ponieważ PODa złapałem Dominixem. Kolejne 200mil w plecy. No i spadł w Merlinie ten od HI BUTCHES.
Gdyby ktoś myślał, że to już koniec ostatniego odcinka serialu komediowego to się myli. To jest Elarel, tego nie ogarniesz. Na miejscu gdzie odpalił cyno drejkiem anchorował się Athanor...
Chronologicznie kille:
https://zkillboard.com/kill/69771554/https://zkillboard.com/kill/69771565/https://zkillboard.com/kill/69771597/https://zkillboard.com/kill/69772261/https://zkillboard.com/kill/69772503/Ten pan od cyn w korpie był niecały dzień i postanowił zaakcentować swoje przybycie fajerwerkami. Co ciekawe po ponad 24h nadal jest w tym korpie więc chyba chłopakom z korpa spodobało się takie "wejście smoka".